Reklama

Nastoletnie mamy: Jak być nią lub jej dzieckiem?

Trudno wychowywać dziecko, nie będąc jeszcze całkiem dorosłą. Bez wsparcia otoczenia i pomocy finansowej bywa to prawdziwym wyzwaniem. Niełatwo także być córką zbyt młodej mamy. Lecz gdy jest miłość, można sobie poradzić.

W Polsce co dziesiąta mama nie jest pełnoletnia. I choć minęły czasy, kiedy ciąża nastolatki była wstydem dla całej rodziny, to ciągle wiąże się z wieloma problemami. Młode mamy uważają, że otoczenie ich nie akceptuje i ocenia krytycznie. Skarżą się na kłopoty z kontynuowaniem nauki oraz sytuację finansową. Do tego dochodzi obawa dziewcząt, że ze względu na młody wiek i brak doświadczenia nie będą umiały wychować szczęśliwego człowieka.

Nie umiem godzić swoich planów i potrzeb córki

Magdalena, 26 lat, wcześnie urodziła dziecko:

- Moja córka skończyła w tym miesiącu osiem lat. W prezencie zażyczyła sobie pieniędzy, bo zbiera na laptop. Dobrze się uczy, jest poukładana i rozsądna. Ciekawe po kim, bo ani ja, ani jej tata, Darek, tacy nie jesteśmy. Czasem odnoszę wrażenie, że to ona wychowuje mnie, a nie ja ją.

Reklama

- Gdy się urodziła, spadła na mnie wielka odpowiedzialność, choć jeszcze sama bardzo potrzebowałam wówczas kogoś, kto się mną zajmie. Wciąż biję się z myślami, czy postępuję, jak należy. Mam wątpliwości, czy daję Kamie to, czego ona potrzebuje.

Męczy mnie poczucie winy

- Z Darkiem, z którym spotykałam się od kilku miesięcy, czasem kochaliśmy się bez zabezpieczeń. Wiem, to była lekkomyślność, ale wtedy nie mieściło mi się w głowie, że mogę zostać matką. Na szczęście Darek i jego rodzice stanęli na wysokości zadania. Obiecali, że będą uczestniczyć w wychowaniu dziecka i dotrzymali słowa.

- Nie zostaliśmy rodziną, bo nie łączyło nas uczucie, tylko przelotna fascynacja. Ale przynajmniej dałam Kamie fajnego tatę, na którego jak dotąd zawsze mogła liczyć, choć było niełatwo. Ja, niestety, nie uważam się za dobrą matkę. Od początku miałam mnóstwo wątpliwości. Nie wiedziałam, jak ułożyć sobie życie, by nie rezygnować z własnych planów i jednocześnie zadbać o córkę.

- Dzięki pomocy dziadków poszłam na studia, ale wciąż męczyło mnie poczucie winy, że nie jestem przy małej, gdy mnie potrzebuje. Prawie całkiem zrezygnowałam z życia towarzyskiego, by wynagrodzić Kamie swoją nieobecność. A potem rozmyślałam, że moi znajomi świetnie się bawią, a ja tkwię przy płaczącym niemowlaku. Wciąż byłam rozdarta i tak zostało do dziś.

- Gdy robię coś dla siebie, mam wyrzuty sumienia. A gdy rezygnuję z czegoś dla córki, później wściekam się na nią, jakby to ona była czemuś winna. Jeśli umawiam się z mężczyzną, przede wszystkim myślę, czy Kama go zaakceptuje. I z reguły wychodzi na to, że jednak nie. Nowy facet odebrałby nam wspólny czas, którego mamy wciąż mało. Zresztą niewielu spotkałam takich, którzy z entuzjazmem godziliby się na obecność mojego dziecka na przykład na wakacjach.

- Z drugiej strony nie mam zamiaru zostać do końca życia sama. Boję się, że moje rozterki są coraz bardziej widoczne. A nie chcę, by córka widziała, że coś mnie dręczy.

Rady eksperta

Iza Kurzejewska psycholog, www.mediapark.pl: - Sposób, w jaki pisze pani o sobie, jest krzywdzący. Nie można nazwać pani złą matką. To wyrzuty sumienia nie pozwalają pani spojrzeć na siebie obiektywnie. Poczucie winy często towarzyszy kobietom niezależnie od wieku, w którym urodziły dziecko. Każdy wyjazd, wyjście na kilka godzin lub pójście do pracy wywołuje u nich niepokój i tęsknotę za maluchem.

- U pani wyczuwam także przekonanie, że rodząc córkę we wczesnym wieku i w niestabilnym, młodzieńczym związku, pozbawiła ją pani szczęśliwego dzieciństwa, czyli krótko mówiąc, normalności. Tymczasem tak przecież nie jest. Kama ma kochającą matkę i ojca, dla których jej dobro jest najważniejsze.

- Najlepszym dowodem na to jest fakt, że wyrasta na spokojną, mądrą dziewczynkę. A pani żal za dobrą zabawą jest czymś zrozumiałym u młodej kobiety, która nie miała zbyt wielu okazji do szaleństw. Dlatego proszę nadrobić zaległości i pomyśleć o sobie.

- Córka nie potrzebuje już pani ciągłej obecności. Za to na pewno potrzebuje wesołej, zrelaksowanej mamy. Warto też pomyśleć o ułożeniu sobie życia. W tej chwili łatwiej przekona pani Kamę do swojego nowego partnera niż gdy stanie się ona nastolatką.

Mama nie chciała dorosnąć

Marta, 32 lata, córka nastolatki:

- Moje życie z Anką było jedną wielką zabawą. Tak ją nazywałam: nigdy mamą, zawsze Anką. Była jak starsza siostra: nosiła T-shirt z festiwalu w Jarocinie i czesała się w koński ogon. Urodziłam się, gdy miała 18 lat. Wprawdzie wzięła ślub z moim tatą, ale ich małżeństwo przetrwało tylko kilka lat. Tata mówił, że mama nie umiała i nie chciała dorosnąć. Taka zresztą została do dzisiaj.

Roztrzepana i beztroska

- Byłam rozpuszczona, bo wszystko było mi wolno. Mogłam nosić podkolanówki zimą, nie jeść obiadu, jeśli nie miałam ochoty. Przywykłam do tego, że ciągle coś się działo – a to wyjeżdżałyśmy na kilka dni w góry, a to zamiast do szkoły Anka zabierała mnie do kina. Mężczyźni, którzy pojawiali się w jej życiu, kupowali mi prezenty, nosili na barana. A ja doskonale czułam się bez żadnych ograniczeń.

- Dziś inaczej na to patrzę. Brakowało mi poczucia bezpieczeństwa, bo z Anką nie można było niczego przewidzieć. W liceum chętnie spędzałam czas u taty i jego żony: tam jadłam ciepły obiad i nikt nie budził mnie po nocy. Kocham mamę, ale niewiele się od niej nauczyłam. Jesteśmy do siebie podobne. Roztrzepane i beztroskie. Tak jak ona, nie umiem wytrwać w żadnym związku.

- Normalność mnie nudzi i męczy. Nie mam pojęcia, jak powinien wyglądać prawdziwy dom. I boję się, że jeśli urodzę dziecko, nie zapewnię mu tego, co powinnam.

Porada eksperta

Sławomira Rozbicka psycholog www.wsparciepsychologiczne.pl:

- Pisze pani, że życie z Anką było zabawą. Ale to był koszmar bez poczucia bezpieczeństwa, brakiem wytyczonych granic, ciągłą niepewnością. Zamiast bliskości dostała pani tylko jej namiastkę. Nic więc dziwnego, że nie umie pani budować trwałych relacji. Ale chyba wie pani, w jakim kierunku należy zmierzać.

- Warto oprzeć się na doświadczeniu spokojnej więzi wyniesionym z domu ojca. Na nim może pani dzisiaj bazować. Tym bardziej że mam wątpliwości, czy naprawdę jest pani roztrzepana i beztroska, czy może raczej zagubiona i poszukująca oparcia? Pani refleksja nad przyszłym życiem pokazuje, że nadszedł dobry moment na zmiany.

Chcesz wiedzieć więcej? „Seksowne mamusie. Jak być atrakcyjną, młodą matką”, Cathy Winks, Anne Semans, wydawnictwo Bellona. Praktyczne rady lekarzy, psychologów i samych kobiet dla mam, które czują się zagubione z powodu wczesnego macierzyństwa.

Wygodnictwo wzięło górę

Ela, 50 lat, nie ma więzi z synem:

- Dziś czuję żal, że macierzyństwo przeciekło mi przez palce. Czy mam coś na swoje usprawiedliwienie? Jedynie to, że gdy urodziłam Kubę, byłam przerażoną 17-letnią uczennicą, całkowicie zależną od rodziców. Z moim chłopakiem używaliśmy prezerwatyw, więc ciąża była dla nas szokiem. Z tamtych dni pamiętam tylko strach. Bałam się porodu, lękałam się, że sobie nie poradzę. Ale potem wszystko jakoś się ułożyło.

- Kubusiem zajęła się moja niepracująca mama. Zawsze denerwowała mnie nadopiekuńczość rodziców, ale wtedy była mi na rękę. Sama byłam dzieciakiem, ciągnęło mnie do koleżanek. No i przecież musiałam się uczyć.

Byłam jak fajna ciocia

- Synka traktowałam jak maskotkę, był taką pucołowatą kuleczką! Niby spędzałam z nim czas, ale jakoś bezmyślnie. Nie ukrywaliśmy, że jestem jego matką, ale on i tak ze wszystkim biegł do babci. Gdy skończył siedem lat, wynajęłam mieszkanie obok rodziców, ale Kuba nie chciał się od nich wyprowadzić.

- Może gdybym wtedy zabrała go do siebie, naprawiłabym nasze stosunki. Ale wygodnictwo wzięło górę. Wtedy ostatecznie urwał się nasz bliski kontakt. Od tamtej pory Kuba traktował mnie jak fajną ciocię, która zabiera go na weekendy i wakacje. Rzadko mi się zwierzał, wpadał jak po ogień. Z perspektywy czasu widzę moc błędów, które popełniłam. Mam pretensję do rodziców, że zamiast naprawdę mi pomóc, odciągali syna ode mnie. Moja gorycz jest tym większa, że nie miałam więcej dzieci. Jestem bardzo samotna.

Porada eksperta

Ryszard Lichuta psycholog www.wsparciepsychologiczne.pl:

- Ponieważ nie pisze pani nic o ojcu Kuby, rozumiem, że był w waszym życiu nieobecny. Naturalne jest, że będąc samotną nastoletnią matką, wybrała pani „wygodnictwo”. Zresztą, łatwość, z jaką pozwoliła pani rodzicom „przejąć” syna, wynikała bardziej z nagromadzenia trudności niż wygody. W sytuacji kryzysowej nie zastanawiamy się nad kształtem koła ratunkowego, które ktoś nam rzuca, tylko je łapiemy.

- Czasu się nie cofnie, ale nadal jest przed wami szansa. Powrót do układu mama – małe dziecko jest dziś niemożliwy. Przed wami inny cel i nowy etap. Radzę skupić się na tym, by w bliski i akceptujący sposób towarzyszyć Kubie w jego życiowych doświadczeniach. Pomagać mu, służyć radą i pomocą, kibicować w jego zmaganiach. Zatroszczyć się o wnuki, które pewnie kiedyś się pojawią. Przestrzegam tylko przed nadmierną zaborczością i zagarnianiu dla siebie cząstki jego świata. To jest jego życie, a pani może tylko próbować znaleźć w nim swoje miejsce.

Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy