Reklama

Nie urodzi sowa sokoła

Chcemy, żeby nasze dzieci były szczęśliwe. Tego poczucia szczęśliwości wręcz od nich żądamy. Dajemy im w końcu to, co najlepsze. Naszym zdaniem…

We wtorek przyszła do mnie znajoma, razem ze swoją czteroletnią pociechą. Już od progu zaczęła wywód na temat okropnej pogody. Bo jak jest tak ciepło, to dzieci na pewno nie zdążą oswoić się z niżem atmosferycznym, który nadejdzie lada moment.

Potem było tylko gorzej. Jedzenie w przedszkolu - beznadziejne, tak przynajmniej twierdzi jej córka. Mąż, jak zwykle kupił inny rodzaj mleka, niż był potrzebny. Babcia? Z babcią było tak źle, że wolała nie wspominać, ale widocznie zmieniła zdanie, bo wątek jej konwersacji z teściową trwał jakieś 45 minut.

Reklama

Jakby tego było mało, zaczepiła ją jakaś pani na placu zabaw, alarmując, że córeczka dotyka martwe zwierzątko. Chyba myszkę. Śmiała przy tym zasugerować, że matka powinna wiedzieć, co robi dziecko, nie tylko gadać z koleżanką. I w ogóle, nie da się żyć z ludźmi, którzy bezustannie i bezlitośnie oceniają, krytykują i czekają na twój błąd.

Nie powiem, w mojej maminej karierze też słyszałam słowa krytyki. Niektóre zdania pozwolę sobie zacytować: "No, jak to pani w takiej chuście dziecko trzymać, jak jaka Cyganka. Przecie się udusi!". Albo: "Takie małe dziecko bez czapki to można?". Czy: "Jezus Maria! Jak matka może pozwolić, żeby tak piaskiem po głowie sobie sypało!".

Te uwagi, od obcych ludzi, nie były przyjemne. Często dotykały moje matczyne ego, w końcu wypowiadane były pod adresem moich dzieci, a to denerwowało najbardziej.

Ale oprócz niemiłych komentarzy, pamiętam też inne sytuacje. Jak starsza pani w tramwaju ustąpiła mi swoje miejsce, widząc, że stoję z małym dzieckiem. Albo gdy inna, słysząc mój dialog z córką, odwróciła się, by zapytać, jak taka rezolutna dziewczynka ma na imię. Pamiętam, jak w pociągu syn wyjadł współpasażerowi chrupki, bo przecież "skoro tak mu smakują, to grzech nie dawać".

I jeszcze, jak jedna pani oddała nam wszystkie swoje znaczki, za które można było dostać maskotkę w programie lojalnościowym jednego ze sklepów. Stała przed nami w kolejce i słyszała, jak moje dzieci rozpaczały, że tym razem nie dostaną naklejki, bo nasze zakupy są zbyt małe.

W życiu dzieją się rzeczy i dobre, i złe. To od nas zależy, którym oddamy pierwszeństwo. Wiadomo, bardziej pamiętamy, gdy ktoś nam zrobi przykrość, niż gdy powie komplement. Ale mamy wolny wybór - możemy pielęgnować urazy, albo szukać jasnych stron w każdej sytuacji, która nas spotyka.

Wyłącznie od nas zależy, w jakich barwach pokażemy świat naszym dzieciom. Czy będziemy tropicielami optymizmu, czy ugrzęźniemy w negatywnych emocjach. Trawestując ludowe przysłowie, które mówi o tym, że nie urodzi sowa sokoła, pragnę zwrócić uwagę, że malkontent entuzjasty raczej nie wychowa.

A jak wytłumaczyć naszemu dziecku sytuację, w której obca osoba nie jest w stanie powstrzymać się od niewybrednych komentarzy? Jak się zachować?

Zamiast wszczynać przy maluchu kłótnię, której i tak nie zrozumie, a najpewniej się wystraszy, można powiedzieć mu na przykład: "Pani ma zły humor, bo ktoś ją zdenerwował. Dlatego tak powiedziała", "Pan chyba niezbyt lubi dzieci. Może zapomniał, jak sam kiedyś był mały?", "Pani pewnie się źle czuje i dlatego łatwo się denerwuje", "Pamiętajcie dzieci, każdy z nas jest inny i każdy może mieć inne zdanie".

Często zapominamy też o jednej ważnej rzeczy, która przydaje się w codziennych zmaganiach ze światem. Jest nią uśmiech. Jak obliczyli naukowcy, dzieci śmieją się 400 razy dziennie, a dorośli zaledwie 15. Bierzmy więc przykład z maluchów. Może właśnie dzięki nam nie zaczną smutnieć z wiekiem.

Monika Szubrycht 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie dziecka | psychologia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy