Reklama

Nie usypiaj dziecka w ten sposób!

Chronicznie przemęczeni rodzice niemowląt poszukują skutecznych sposobów usypiania. W rozpaczy szukają jakichkolwiek, byle działały! I trafiają niekiedy na takie, które nawet dorosłego mogłyby przyprawić o dreszcze.

Szczególnie złą sławą cieszą się metoda wypłakiwania oraz feberyzacja. Na czym polegają i dlaczego nie powinno się ich stosować?

Metoda wypłakiwania sprowadza się do układania w łóżeczku sennego malca i opuszczania jego pokoju nie bacząc na płacz, krzyk i protesty. Rodzic konsekwentnie nie reaguje na dźwięki zza ściany i wraca do swoich zajęć. Po kilku dniach dziecko prowadzone tą metodą ma nauczyć się samodzielnego zasypiania oraz zaprzestać głośnego płaczu celem przywołania mamy czy taty.

Tak, sposób ten działa - smyk koniec końców przestanie płakać. Ale przedłużające się milczenie raczej nie będzie oznaczało niczego dobrego. Maluch najprawdopodobniej zmęczył się i nie ma siły płakać więcej. Po pewnym czasie zaśnie - ze zmęczenia i z bezradności. Co gorsza, z czasem pojmie, że jego płacz nic nie daje, więc zaśnie z dojmującym poczuciem osamotnienia.

Reklama

Małe dziecko, a zwłaszcza kilkumiesięczne niemowlę, płacząc nigdy nie robi nikomu na złość i nie manipuluje otoczeniem. Po prostu nie dysponuje jeszcze innymi środkami wyrazu, a płacz jest jedynym sposobem, by zakomunikować bliskim swoje potrzeby.

Znana amerykańska psycholog i autorka podręczników dla rodziców, Helen Bee, podkreśla, że dzieci dysponują całą paletą dźwięków, dlatego inaczej płaczą w reakcji na ból, w odpowiedzi na niezaspokojony głód czy z powodu złości. Zdaniem ekspertki płacz z bólu, w przeciwieństwie do innych rodzajów, zazwyczaj zaczyna się nagle, nie jest poprzedzony cichym kwileniem. Mimo to należy pamiętać, że każde dziecko płacze nieco inaczej i już w tym rodzica głowa, by nauczył się rozpoznawać, co oznaczają dane odgłosy. Na pytanie, czy rodzic ma zawsze reagować od razu, gdy tylko usłyszy płacz syna lub córki, Helen Bee odpowiada, że najlepiej by było, gdyby rodzicielska odpowiedź zależała od rodzaju płaczu. Zaznacza, że alarmujące dźwięki sygnalizujące ból, przemoczoną pieluszkę, głód czy niewygodę powinny skłaniać do błyskawicznej reakcji. Czy maluch nie będzie przez to płakać częściej? Psycholog jest przekonana, że nie, a takie niebezpieczeństwo zaistnieje tylko wówczas, gdy rodzic będzie rzucał wszystko i przybiegał także na wezwania, które w rzeczywistości są tylko marudzeniem lub łagodnym kwileniem przed drzemką. Zresztą, jeśli niemowlę przyzwyczai się do czegoś np. do zasypiania w towarzystwie mamy siedzącej przy łóżeczku, to w odpowiednim czasie i tak rozstanie się z dawnymi przyzwyczajeniami.

Z kolei ignorowanie długiego i głośnego płaczu przynosi wyłącznie szkody. Zdaniem specjalistów dziecko nie stanie się przez to spokojniejsze, a bardziej lękliwe. Otrzymuje bowiem komunikat pt. "Możesz sobie wołać, a i tak nikt ci nie pomoże" i nabiera przekonania, że świat na jaki przyszedł wcale nie jest przyjaznym miejscem. Noworodki i niemowlęta nie umieją czekać, ich potrzeby muszą być zaspokajane natychmiast. Takie maluchy nie potrafią przemieścić się, by móc podejść do mamy lub innej bliskiej osoby, dlatego płacząc przywołują ją do siebie. Długotrwały, nieutulony płacz sprawia, że organizm dziecka produkuje kortyzol, hormon stresu. I to w dużych ilościach. W takich warunkach trudniej o prawidłowy rozwój mózgu, nie mówiąc już o nawiązywaniu prawidłowej, tzw. bezpiecznej relacji z obiektem znaczącym (czyli z najczęściej z matką). Co więcej, u płaczącego malucha wzrasta ciśnienie krwi, a równocześnie obniża się poziom tlenu w tejże. Tlen zaczyna docierać do mózgu i do innych organów w ilościach niewystarczających, stąd przejściowe niedotlenienie, wymęczenie, a w konsekwencji sen. Któż chciałby zasypiać w takich okolicznościach?

Ferberyzacja - w porównaniu do wypłakiwania się, sposób usypiania niemowląt wypromowany przez dr Richarda Ferbera wydaje się metodą z nieco bardziej ludzką twarzą, ale to tylko pozory. Polega ona na pozostawieniu dziecka w łóżeczku i wycofaniu się, czym przypomina wypłakiwanie się. Z tą różnicą, że gdy malec zorientuje się co zaszło i zacznie płakać, należy pozwolić mu na to przez kilka minut (a nuż się uspokoi?), jeśli nie przestanie - wejść, pokazać mu się, pobyć w tym samym pomieszczeniu (ale zwykle bez przytulania czy nawiązywania kontaktu), po czym nastąpić ma kolejne wycofanie i oczekiwanie. Jeśli malec uderzy w płacz (a najprawdopodobniej tak będzie) zaczekać tym razem jeszcze dłużej i dopiero wejść do pokoju. Potem rodzic zostawia go na kwadrans i tak dalej... Taktyka ta bolesna jest dla obu stron - rodzic z zegarkiem w ręku wysłuchuje przeraźliwego płaczu i nierzadko czuje się jak bezduszny sadysta, a dziecko, zdezorientowane jego zachowaniem i wymęczone własnym nieutulonym płaczem rzeczywiście w końcu zaśnie, przekonane, że ów bliski człowiek je porzucił. Niemowlę nie ma wszak pojęcia czasu ani przestrzeni - gdy mama znika z jego pola widzenia, jego "zdaniem" znika całkiem.

Malec jest wykąpany, nakarmiony, ma sucho mimo wszystko nie chce spać i jeszcze płacze? Paradoksalnie może mieć jeszcze mnóstwo powodów do krzyków - ból (może to kolka albo bolesne ząbkowanie?), nieodpowiednia temperatura (jest mu za zimno lub za gorąco i samodzielnie nie poradzi sobie z tym problemem), zmęczenie (czasami zbyt duże, jak na ironię, nie pozwala tak łatwo zasnąć; dorośli mają z tym problem, a co dopiero małe dzieci!), albo chęć bycia blisko z drugą osobą. Nieodpowiadanie na tę potrzebę niesie za sobą określone skutki psychologiczne - dziecko staje się płaczliwe, wycofane, nadwrażliwe, nieufne, a w późniejszym czasie może mieć problemy emocjonalne.

Trudno winić rodziców nieświadomie stosujących metody związane z wypłakiwaniem się czy posądzać ich o złą wolę - swego czasu miały doskonałą prasę i wydawały się sensowne, logiczne. Jeśli przynosiły skutek, tj. dziecko rzeczywiście zasypiało (dziś już wiadomo, że nie nastąpiło samouspokojenie, a zmęczenie i swoista smutna rezygnacja), tym łatwiej było uwierzyć w słuszność tych strategii.

Alternatywą mogą być sposoby polecane przez entuzjastów zaleceń tzw. rodzicielstwa bliskości, np. co-sleeping czy zasypianie bez płaczu. Oba zostały spopularyzowane przez Marthę i Williama Searsów i uchodzą za skuteczne, bardzo łagodne, choć być może nieco wymagające. 

Co-sleeping, czyli współspanie - w najpopularniejszym wariancie zakłada spanie z dzieckiem w jednym łóżku. Jest to wyjątkowo wygodne rozwiązanie dla mam karmiących piersią, które nie muszą wybudzać się ze snu i gnać do płaczącego z głodu malca, bo mają go cały czas przy sobie. W zasadzie możliwe jest karmienie w półśnie, bez konieczności wstawania, zapalania światła i jakiejkolwiek krzątaniny. Dziecko przebywa w bliskości rodziców, gdy się przebudzi zaczyna się karmienie i sesja przytulania - według potrzeb. Dzięki temu czuje się bezpiecznie i dostaje to, czego tak bardzo potrzebuje. Aby jednak było w rzeczywistości było całkowicie bezpieczne, trzeba zadbać o kilka spraw - malec musi spać bez poduszki, zabawek i innych przedmiotów, które mogłyby zasłonić jego główkę i niepostrzeżenie ograniczyć dopływ powietrza, powinien być ułożony na płaskiej, gładkiej powierzchni (prześcieradło z gumką), odpadają więc rolujące się prześcieradła i koce. Rodzice, co rozumie się samo przez się, muszą być czujni i ostrożni, wykluczone jest kładzenie się z dzieckiem do jednego łóżka pod wpływem alkoholu czy innych środków psychoaktywnych. Należy leżeć tak, by dziecko nie spadło - dobrą i bezpieczną (dziecko ma swoją przestrzeń, spada więc ryzyko przygniecenia) opcją może być zakup specjalnej dostawki przylegającego do łóżka rodziców.

Metoda nie jest pozbawiona wad (jeśli taka sytuacja trwa długo, rodzice mogą czuć się pozbawieni intymności) i na pewno nie jest remedium na wszystko, ale warto wziąć ją pod uwagę - co-sleeping można realizować też śpiąc z dzieckiem w jednym pokoju, bo niekoniecznie musi wiązać się z dzieleniem posłania.

Zasypianie bez płaczu - można realizować je w co-sleepingu (który de facto jest metodą zasypiania bez płaczu) lub w innym wariancie, np. towarzyszeniu dziecku aż do zaśnięcia i odpowiadaniu na jego bieżące potrzeby (noszenie, kołysanie, karmienie, cichy śpiew, głaskanie, etc.) - wówczas rodzic czuwa przy łóżeczku lub przystawia je blisko własnego posłania, by móc reagować na sygnały płynące od dziecka.

#POMAGAMINTERIA

Inżynierowie wywodzący się z Politechniki Śląskiej prowadzą zrzutkę na bramy odkażające dla szpitali. Chcą postawić ich co najmniej dziesięć, uruchomili już działający prototyp. Możesz im pomóc i wesprzeć szpitale w walce z epidemią koronawirusa.

Sprawdź szczegóły >> 

W ramach akcji naszego portalu #POMAGAMINTERIA łączymy tych, którzy potrzebują pomocy z tymi, którzy mogą jej udzielić. Znasz inicjatywę, która potrzebuje wsparcia? Masz możliwość pomagać, a nie wiesz komu? Wejdź na pomagam.interia.pl i wprawiaj z nami dobro w ruch!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy