Reklama

Obudźmy w dorosłych dzieci

​O tym, jak nie stać się wrogiem dziecka i nie zginąć w świecie nowoczesnych technologii rozmawiamy z Ulą Młodnicką - Kornaś, psycholog, ekspertem komunikacji z dziećmi, przygotowującą Akademię Duckie Deck.

Adam Wieczorek, Interia: Jak to jest z tymi technologiami. Są bezpieczne dla dzieci?

Ula Młodnicka - Kornaś: Oczywiście, że są bezpieczne, tylko wszystko zależy od tego, jak będą użyte. Jest z nimi podobnie, jak ze wszystkimi rzeczami, które budzą nasze rodzicielskie obawy, jak choćby ostre przedmioty czy ogień. Rolą rodzica jest oswajanie dzieci z rzeczami, które mogą być dla nich potencjalnie niebezpieczne. Pokazywanie, jak bezpiecznie ich używać. Dzieci uczą się przez doświadczenie i modelowanie, czyli naśladownictwo. Dlatego to, w jaki sposób my korzystamy z technologii i jaki wzór dla nich stanowimy, będzie kształtowało sposób, w jaki one będą z nich korzystały. Psychologowie mówią, żeby dzieci poniżej drugiego życia nie zostawiać przed telewizorem czy z tabletem. To jest czas, gdy kształtuje się układ nerwowy i może to rzeczywiście wpływać szkodliwie na dziecko. Natomiast starsze dzieci mogą spokojnie korzystać z nowych technologii. I jak ze wszystkim należy zachować umiar. 

Reklama

Niedawno usłyszałem, że dzieci w wieku do 10 lat, powinny spędzać przed ekranem nie więcej niż godzinę tygodniowo. Czy w naszych czasach nie jest to przesada?

- Problemem nie jest ilość, ale jakość czasu, który nie tylko nasze dzieci, ale i my spędzamy przed ekranami. Przyjrzyjmy się sobie. Ile czasu spędzamy przed telefonami, co robimy w tramwaju, gdy stoimy w korku czy na światłach. W zasadzie każdą wolną chwilę spędzamy na sprawdzaniu telefonu. Myślę, że takie sztywne ograniczanie dzieciom czasu spędzanego z urządzeniami jest przesadą. Lepiej podejść do tego pod kątem jakościowym. Czyli zastanowić się, do czego wykorzystujemy nowe technologie i co oferujemy dzieciom na telefonach czy tabletach. Istnieją różnego rodzaju treści, dopasowane do wieku. Niektóre są edukacyjne. Można je wykorzystać, żeby rozwiązać zadanie z matematyki, albo zainspirować rozmowę na temat układu krwionośnego. Nie widzę problemu, żeby korzystać dłużej z dobrych jakościowo treści i programów. 

Jakie są zatem te wartościowe treści? Jak żyjący jeszcze częściowo w analogowym świecie rodzic może je wybrać i sobie z tym poradzić?

- Myślę, że nie jest problemem je znaleźć. Wystarczy poszukać. Jest olbrzymi dział edukacyjny w sklepach Google czy Apple. Pierwszą rzeczą, którą polecam, jest przejrzenie tych rzeczy samemu. Chodzi o wybór treści, z których jesteśmy gotowi dziecku pozwolić korzystać. Druga sprawa, to ustalenie, do czego chcemy ich użyć. Jest wiele aplikacji dla małych dzieci, które rozwijają wiedzę o świecie. Wiadomo, że wiek przedszkolny to czas, kiedy rozwija się ciekawość. Trwa nieustanny maraton pytań i jako rodzice czasami nie potrafimy na nie odpowiedzieć. Nowe technologie pozwalają łatwo wyjaśnić i pokazać pewne zjawiska. Może to stanowić bazę do rozmowy i pokazania dzieciom różnych zależności. Rozpoczęte wątki możemy później kontynuować np. na spacerze. 

- Jeśli chodzi o starsze dzieci, to też nie widzę nic złego w tym, by pozwalać im grać. Rozrywka też jest fajną rzeczą, bo oprócz treści edukacyjnych dzieci mierzą się same ze sobą. Mogą pobijać własne rekordy i traktować to jako czystą rozrywkę. My też w dzieciństwie graliśmy w gry komputerowe, czego pewnie nie rozumieli nasi rodzice. Odstresowaliśmy się w ten sposób. Choć nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, to ćwiczyliśmy tak cierpliwość. 

Pokutuje przekonanie, że dzieci nie powinny grać, bo później będzie jeszcze gorzej. Może wynika to z faktu, że rodzice sami nie grają i boją się tego.

Może. Ale ja mam na to sposób. Muszę poznać dokładnie, co interesuje moje dzieci. Żeby nowe technologie nie były barierą między mną a moimi dziećmi, ale stały się płaszczyzną porozumienia. W momencie, gdy zamieniam się w rodzica kontrolującego, który mówi "jeszcze pięć minut", to w oczach dziecka staję się wrogiem. Staram się, żeby to, co robią moje córki na swoich tabletach czy telefonach, było naszym wspólnym doświadczeniem. Interesuję się w co grają albo jakich aplikacji używają. Mojej córce sprawia wielką radość, gdy może wystąpić w roli eksperta i nauczyć mamę czegoś nowego. Była z tego dumna. Wcale nie uważam tego czasu za zmarnowany. Często spotykam się z opiniami, że używanie przez dzieci nowych technologii to czas stracony. Jego naprawdę można wykorzystać choćby do budowania więzi międzypokoleniowych. Mój przykład jest bardzo dobry, bo urosłam w oczach córki, będąc mamą, z którą można zagrać w grę.

Staracie się promować edutainment i naukę przez zabawę. Jaką wartość niesie takie podejście do nauczania?

- Mam wrażenie, że pogubiliśmy się trochę we współczesnym świecie, oddzielając zabawę od nauki.  A zabawa jest przecież nauką, naturalnym sposobem, w jaki dzieci poznają świat. Mówienie dzieciom, że najpierw mają się pobawić, a potem odrobić lekcje jest dla nas normalne, ale dla nich już niekoniecznie. W ten sposób budujemy mur między zabawą a nauką. Zabawa staje się rozrywką, która nic nie wnosi, a nauka jest obowiązkiem. Jestem za tym, aby je łączyć. Szkoła jest sztucznym systemem, gdzie dzieci muszą się uczyć, a nie mogą eksplorować, doświadczać i poznawać tego, na co są aktualnie gotowe. To, co robimy na Akademii Duckie Deck, to właśnie wykorzystywanie nowych technologii do tego, żeby dzieci dowiedziały się czegoś o świecie. Idea edutainmentu polega na tym, żeby uczyły się w stanie emocjonalnym uruchamiającym proces naturalnego uczenia. Zauważmy, że gdy dzieci są podekscytowane, poznają coś, co ma postać gry, albo programu telewizyjnego, to są zupełnie inaczej nastawione, niż gdy mówimy im, że mają otworzyć książkę i czegoś się nauczyć. Łączenie nauki z zabawą to podstawa.

Podczas prowadzonej przez was od prawie trzech lat Akademii Duckie Deck często prezentowane są różne roboty. Wydaje się to dobrym kierunkiem.

- Wykorzystywanie robotów do nauki programowania jest bardzo efektowne, bo dziecko od razu dostaje informację zwrotną. Wymyśla to, co robot ma zrobić i albo się to udaje, albo nie. Oczywiście można to sprawdzać w programie, ale najlepiej reaguje się na coś, co można zobaczyć. Robota można dotknąć, przestawić i poprawić własnymi rękami, czyli w taki sposób w jaki naturalnie obcujemy ze światem zewnętrznym. 

- Mamy takiego robota, który przeznaczony jest dla maluchów od czwartego roku życia. Wygląda jak drewniana skrzyneczka, gdzie za pomocą maty i kilku komend robot wyrusza w swoją podróż. Można się uczyć od najmłodszych lat. Mieliśmy też zajęcia, które uczyły programowana bez prądu. Podobało mi się ćwiczenie pokazujące pętlę jako układ taneczny. Dzieci miały stworzyć swój własny układ wykorzystując klaskanie, obrót, podskakiwanie i tworzyły z tego kod.

Pod jakim kątem dobieracie zajęcia do Akademii Duckie Deck?

- Przede wszystkim pod kątem dzieci (śmiech). Obserwujemy maluchy i szukamy tego, co je interesuje i ekscytuje. Czegoś, co sprawia, że one zupełnie inaczej reagują na zadania. Są to wszelkiego rodzaju roboty, ale też urządzenia, które pozwalają sterować czymś za pomocą ruchów i gestów. Mamy zajęcia, gdzie za pomocą ciastoliny, diod i paru kabelków tłumaczymy, co to jest obwód zamknięty. Po zgaszeniu światła okazuje się, że to wszystko świeci. Jest efekt wow. Nie muszą to być nowe technologie, ale staramy się, żeby było to spektakularne, żeby wywołać właśnie efekt wow. A za tym tym idzie zainteresowanie i zwiększenie motywacji, bo dziecko chce się dowiedzieć, dlaczego to tak działa. 

  - Zależy nam na różnorodności. Z jednej strony są rzeczy, które są związane z technologiami, a z drugiej wszelkiego rodzaju zadania z gatunku zrób to sam. Nie ma tam niczego, co kojarzy się z technologią, ale są zadania manualne.

- Daje to efekt satysfakcji, że zrobiłem to sam. A jeśli jeszcze zrobiłem to z tatą lub z mamą, to jest lepiej. Takie wspólne doświadczenie. Przykładem mogą być nasze warsztaty animacji poklatkowej, gdzie razem z rodzicem tworzy się filmy. Z jednej strony używa się tam tabletu, a z drugiej technika jest znana od wielu lat. W tych zajęciach najbardziej fascynuje mnie fakt, że możemy w prosty sposób pokazać, jak powstaje ruch w filmie.

- Wracając do doboru technologii do naszej Akademii Duckie Deck. Szperamy po blogach i forach technologicznych na całym świecie. Sprawdzamy i wymyślamy, jak możemy zaimplementować to u nas. Jeśli coś mnie zainspiruje, to ściągamy to do biura i testujemy najpierw na sobie, a jeśli urodzi się nam jakiś pomysł, to z dziećmi. Tak powstał warsztat, z którego jestem bardzo dumna, z wykorzystaniem drukarek 3D. Bardzo chciałam je pokazać dzieciom, jednak problem polega na tym, że bardzo długo czeka się na wydruk. Scenariusz, w którym dzieci coś projektują i wychodzą potem z wydrukiem był praktycznie nie do zrealizowania. Natknęłam się też na aplikację, która skanuje obraz i można go potem zapisać w rozszerzeniu, które tworzy obraz 3D. Wpadłam na pomysł, że można robić proste rysunki dziecięce i po zeskanowaniu wydrukować. Zrobiliśmy testy, gdzie sprawdziliśmy, jakiej grubości elementy można wydrukować w 10 minut. Okazało się, że jest to idealna grubość do foremki do ciasta. I był efekt wow. Dziecko projektuje swoją foremkę, którą może potem zabrać do domu. To przykład, jak można połączyć kilka inspiracji. Dobrym źródłem inspiracji jest też Kickstarter. 

- Teraz mam pomysł na stworzenie ciekawych zajęć dotyczących bezpieczeństwa w sieci. Wydaje się, że to powszechny temat, ale jest traktowany na zasadzie ponurej konieczności. Sama się łapię na tym, że trzeba ten temat omówić z córkami. Jeżeli urządzimy takie zajęcia dla dzieci i rodziców, to zlikwidujemy tę tymczasowość pomysłu. Będzie się można czegoś dowiedzieć i zobaczyć, jak naprawdę wyglądają takie zagrożenia. 

Czym zajmuje się Duckie Deck?

- Jest kilka obszarów. Zaczęło się od potrzeby rodziców spędzania czasu w sieci z dziećmi, który będzie korzystny dla wszystkich. Tak powstała Ciufcia.pl - najlepsze miejsce z edukacyjnymi grami dla dzieci. Wtedy nie było takich projektów w sieci i można powiedzieć, że przecieraliśmy szlaki. Gdy wszystko zaczęło zmierzać do mobilności, i kolejny rok ogłaszano rokiem mobile, zaczęliśmy tworzyć aplikacje na smartfony.  Potem to wszystko trzeba było przenieść do świata rzeczywistego, bo jako twórcy aplikacji dla dzieci czuliśmy społeczną odpowiedzialność. Z jednej strony robimy aplikacje, ale chcemy pokazać, jak się można wspólnie bawić. Nasze aplikacje przeznaczone są dla młodszych odbiorców od 2 do 6 lat, natomiast promując je tworzyliśmy minieventy. Energia, która się tam wyzwalała i to jak rodzice się tam bawili z dziećmi, spowodowało, że zaczęliśmy działać szerzej. Zrobiliśmy dużą imprezę w Hotelu Forum w Krakowie, gdzie zaprosiliśmy naszych przyjaciół, przedstawicieli firm i startupów, żeby zrobili coś fajnego dla dzieci. To była nasza pierwsza duża impreza, gdzie poczuliśmy, że był to jeden z lepszych dni w naszym życiu i chcieliśmy to robić dalej. Oswajać nowe technologie i pokazywać rodzicom i dzieciom, jak wspólnie z nich korzystać, aby czerpali jak najwięcej. Żeby technologie nie były murem i zabijaczem czasu dla dzieci. Nie lubimy takiego podejścia. Chcemy inspirować rodziców do wspólnej zabawy. Stwarzamy przestrzeń wspólnego doświadczenia. Obserwujemy, że rodzice przeżywają z dziećmi radość odkrywcy. 

Mój syn uwielbia rurkowy koncert kończący waszą imprezę w Hotelu Forum. 

- Prowadzący ten koncert jest naszym przyjacielem. Wkłada w to mnóstwo energii i działa tak, że bawią się wszyscy. Wywołuje też wzruszenia, bo sama miałam świeczki w oczach, gdy na koniec mówił, że wszyscy się przytulają, dzieci dziękują rodzicom, a rodzice dzieciom. To był wspólny czas na doświadczenie pozytywnych emocji. W czasie warsztatów udaje się nam obudzić w dorosłych dzieci. Najczęściej tatusiowie angażują się w zabawę, ale dotyczy to wszystkich. Staramy się coraz mocniej aktywizować rodziców. Czasami obserwujemy też, że siedzą na warsztatach, ale w nich nie uczestniczą i chcemy to zmienić.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: technologie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy