Reklama

Ojcowskie wpadki na cenzurowanym

Dlaczego synek nie zjadł obiadu, a córeczka wróciła do domu w nieswoich butach? Odpowiedź na te pytania nie jest skomplikowana.

Dlaczego synek nie zjadł obiadu, a córeczka wróciła do domu w nieswoich butach? Odpowiedź na te pytania nie jest skomplikowana.



Szkoła. Dzień pierwszy. Tata odbiera córkę po lekcjach. Nic to, że prowadzi ją do domu w pantoflach w kwiatuszki. Nic, że mała nie ma kurtki - grunt, że słońce świeci, a ptaki śpiewają.

Wracam późno. Otwieram drzwi i słyszę od progu wrzask: "Jeść!" Pytam więc, co córka jadła na obiad. Okazuje się, że precla, bo nic innego zjeść nie chciała, a jak się przegłodzi, to zrozumie, że jeść ma co dają... 

Myślę sobie, że ludzie często tę samą rzecz widzą inaczej. Dzwonię do przyjaciółek. Ich historie utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Po kilku takich rozmowach zastanawiam się tylko nad jednym - dlaczego istnieje cykl dowcipów "przychodzi baba do lekarza", a nie ma "przychodzi chłop po dziecko"?

Reklama

Zaginiona Karolina

Oto dwie z historii, które opowiedziały mi koleżanki. Pewnego pochmurnego dnia tata trójki dzieci przyjeżdża po nie do szkoły. Ma już Antka i Julkę, szuka tylko Karoliny.

Zagląda do świetlicy, zerka do klasy, potem znowu do świetlicy i nikogo nie znajduje. Staje więc pod oknem i postanawia zaczekać pięć minut. Czas mija, więc lekko poirytowany zagląda ponownie do świetlicy i jeszcze raz do klasy, a potem na stołówkę i... do klasy.

W końcu podchodzi do niego kolega zaginionej córki i mówi: "Psze pana, ale Karoliny dzisiaj nie było w szkole, jest chora". Tatuś najpierw się zdziwił, potem zmieszał, na koniec grzecznie podziękował. Zabrał znudzoną dwójkę rodzeństwa i wyruszył z nimi w stronę słońca, bo akurat deszcz minął i promienie zaczęły przedzierać się przez chmury.

Złodziej mimo woli

Tym razem dzień jest mroźny. Tata numer dwa odbiera z przedszkola małego Frania. Gadają w szatni jak najęci. Duży mężczyzna pomaga małemu ubrać kombinezon. I nawet cieszy się, że tak gładko wchodzi - zawsze były problemy, żeby upchać malucha w puchowy strój.

Zadowoleni wracają do domu, po drodze rzucając się śnieżkami i lepią bałwana. Na miejsce docierają dosyć późno. Mama wita ich ponurą miną. Czyżby spóźnili się na kolację? Będzie bura za przemoczone buty? Nic z tych rzeczy.

Okazało się, że tata ubrał Frania w kombinezon dziewczynki ze starszaków. Dzwonili z przedszkola z relacją na żywo: a wyła przez godzinę, bo nie chciała założyć innego. Nie dość, że za mały to jeszcze "chłopacki" - nie wiadomo co gorsze!

Ważny jest cel

Pomyślicie, że powyższe opowieści nie stawiają ojców w zbyt korzystnym świetle? Tylko nie dajcie się oślepić, bo nie ujrzycie sedna sprawy. Nie liczą się bowiem szczegóły, zbędne drobiazgi i nieistotne informacje - ważny jest cel, zadanie do wykonania.

Franek zimowego spaceru nie zapomni nigdy, Karolina - gdy już będzie dorosła i zacznie studiować psychologię - odkryje, że tata podświadomie wyrzucił z głowy jej chorobę, tak bardzo chciał by była zdrowa.

A moja córka? Cóż, właściwie te pantofle wyglądały jak tenisówki. A jeśli dotrze do niej, że ma jeść wtedy, kiedy tata podaje do stołu, to nie będę musiała wymyślać obiadokolacji wyłącznie dla niej i jeszcze na zdrowie jej to wyjdzie.

Ojcowskie wpadki zdarzają się tak samo często, jak wpadki mamine. W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy.

Pamiętajmy o tym, że rodzice są po to, by przekazywać swoim dzieciom prawdę o świecie. A prawda jest taka, że różnimy się od siebie i każde z nas daje dziecku inne rzeczy. Jeśli od najmłodszych lat będą się tego uczyć, to może gdy dorosną będą potrafiły zbudować związki akceptując odmienność swoich partnerów. Związki prawie doskonałe. 

Monika Szubrycht

Chcesz porozmawiać na tematy dotyczące wychowania dzieci? Zapraszamy na nasze FORUM!      

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie dziecka | rodzicielstwo | psychologia dziecięca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy