Reklama

Oni się nie poddali

Lekarze nie dawali jej szans na macierzyństwo. Louise Warneford po serii nieudanych prób donoszenia ciąży zaczynała już godzić się z bezdzietnością. A jednak los napisał dla niej inny scenariusz.

Kobieta poroniła 18 razy i wydała w sumie 80,000 funtów na zabiegi in vitro, zanim w wieku 48 lat zrealizowała swoje marzenie o byciu matką. Wraz z mężem, Markiem, starali się o dziecko przez 16 lat. Dodatkowym utrudnieniem dla małżeństwa był fakt, że Mark przed laty poddał się zabiegowi wazektomii. Dlatego musieli zdecydować się na zapłodnienie pozaustrojowe. Ale nie był to koniec kłopotów, a właściwie początek.

Louise wyznała, że ilekroć udawało jej się zajść w ciążę, traciła ją w okolicach 14. tygodnia. Lekarzom długo nie udawało się ustalić przyczyn takiego stanu. W końcu okazało się, że powodem nawykowych poronień, jakich doświadczała pacjentka, był nadmiar komórek układu odpornościowego NK CD56 dim. Ich wzmożona aktywność powodowała śmierć płodu.

Reklama

- Za każdym razem, gdy traciłam ciążę, nie byłam w stanie powstrzymać łez. W końcu postanowiliśmy, że zaniechamy starań, nie mogłam już tego wszystkiego wytrzymać - opowiada Brytyjka.

Po upływie pięciu lat małżonkowie postanowili dać sobie jeszcze jedną, ostatnią szansę. Zabieg sztucznego zapłodnienia przeprowadzono w Czechach, w 2015 roku.

I wtedy właśnie zdarzył się cud. Louise zaszła w ciążę, którą udało jej się donosić. Po 37 tygodniach na świat przyszedł syn pary, William.

Szczęśliwi rodzice przyznają, że niekiedy przechodnie biorą ich za dziadków chłopca... ale w żaden sposób nie mąci to ich radości. Nie żałują wydanych pieniędzy i trudnych doświadczeń, które były ich udziałem.

- Teraz jesteśmy idealną rodziną. Czuję się spełniona - mówi Louise.

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama