Reklama

Pocałunek śmierci?

W zeszłym roku głośno było o przypadku Leo Aldcrofta - dziesięciodniowego chłopca z Wielkiej Brytanii, który zmarł po tym, jak zaraził się wirusem opryszczki. Całowanie tak małych dzieci, zwłaszcza cudzych, to ryzykowny pomysł, nawet jeśli jesteśmy powodowani jak najlepszymi intencjami.

Termin "pocałunek śmierci" nie bez racji używany jest w sytuacjach, gdy dorosły przy okazji pozornie niewinnej pieszczoty zaraża malca opryszczką. Ta zaś jest niezwykle groźna dla noworodków i niemowląt, ponieważ ich układ odpornościowy nie radzi sobie jeszcze dobrze z wywołującym ją wirusem.

Większość z nas zdaje sobie sprawę, że wpadanie bez zapowiedzi lub też tłumne przybywanie do domu nowo narodzonego, zwłaszcza w okresie przejściowym, to ryzykowne pomysły. Nie mówiąc już o całowaniu dziecka... Czasem mimo wszystko nasi bliscy popełniają te i inne błędy, choć pewnie mają jak najlepsze intencje.

Bez względu na to, jak apetycznie wygląda maluch, nie powinno się zbliżać twarzy do jego buźki i rączek. Zanim dorosły przybyły z wizytą dotknie noworodka, musi upewnić się, że umył ręce.

Niektórzy chcą przywitać nowego członka rodziny w towarzystwie własnych dzieci. Młodym rodzicom może być niezręcznie tłumaczyć krewnym, dlaczego nie powinni przyprowadzać pociech do domu nowo narodzonego, więc zgadzają się na takie wizyty. Niestety, kontakt z przedszkolakiem lub uczniem może skończyć dla noworodka się złapaniem infekcji. Nim jego układ odpornościowy przystosuje się do tych wszystkich bakcyli minie sporo czasu. Warto o tym pamiętać.

Najlepiej wstrzymać się z odwiedzinami przez pierwsze cztery tygodnie życia dziecka. 

Reklama

Małżeństwo z Wielkiej Brytanii ostrzega wszystkich rodziców przed ogromnym i wciąż jeszcze nieuświadomionym niebezpieczeństwem, po tym jak ich ośmiotygodniowa córeczka omal nie straciła życia.

"Znalazłem ją leżącą bez życia. Była blada i nie reagowała na żadne bodźce. Wiedziałem, że stało się coś bardzo złego i natychmiast wezwałem pogotowie. Już w szpitalu ratowało ją dwudziestu lekarzy. Poczuliśmy się tak, jakbyśmy znaleźli się w samym środku trzęsienia ziemi. Nie mogliśmy zrobić nic, by pomóc córeczce, mogliśmy tylko patrzeć" - mówił ojciec dziewczynki, Thomas Hobbs, cytowany przez Dailymail.co.uk.

Dziecko trafiło do bardziej specjalistycznej placówki, gdzie utrzymywano je w stanie śpiączki farmakologicznej. W tym czasie mała kilkakrotnie przestawała oddychać i konieczne było stosowanie resuscytacji.

Rodzice przyznają, że u osoby dorosłej lub nieco starszego dziecka pewnie skończyłoby się na zwykłym przeziębieniu, które i tak by minęło, ale u kilkutygodniowego niemowlęcia pozornie banalne zakażenie rozwinęło się w zagrażającą życiu infekcję.

"Mój przekaz brzmi: Nie pozwalaj nikomu, absolutnie nikomu na całowanie twojego niemowlęcia. Nigdy nie wiadomo, czy osoba dorosła nie podaruje mu przy okazji wirusa przeziębienia czy opryszczki, co dla takiego malucha może okazać się nawet zabójcze" - apeluje mama małej pacjentki, Sophie Hobbs.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy