Reklama
Rodzice - nauczyciele

Jak dobrze budować relację

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci... traci. Ten trzeci to nasze dziecko. Zadbajmy więc jako rodzice o porozumienie z nauczycielami. Nasz ekspert podpowie, jak.

Zbliża się koniec semestru, gorący okres w szkole. To czas wystawiania ocen, zebrań i często trudnych rozmów na temat naszych dzieci. Od jakiegoś czasu - jako mama 8-letniej uczennicy - obserwuję rosnącą wrogość, z jaką odnoszą się do siebie rodzice i nauczyciele. Ci ostatni zarzucają nam roszczeniowość, arogancję, wkraczanie w ich kompetencje. My odpłacamy pięknym za nadobne: żalimy się na ich niekompetencję, niesprawiedliwość, frustrację; boli nas, że nie umieją zapanować nad trudnymi emocjami, więc krzyczą na nasze dzieci.

Reklama

W tej sytuacji trudno o porozumienie, a na potyczkach rodzic-nauczyciel najbardziej cierpią uczniowie, o których zapominamy w ferworze sporów. Poprosiłam psycholog i psychoterapeutkę Martę Żysko-Pałubę, która pracuje na co dzień z dziećmi, rodzicami i nauczycielami, by podpowiedziała, jak dobrze ułożyć sobie te relacje. Czego mamy prawo oczekiwać od nauczycieli, czego wymagać, a kiedy im odpuścić i... zaufać.

Kim mam być w relacji rodzic-nauczyciel: klientem, partnerem, negocjatorem?

- Przede wszystkim rodzicem! Ambasadorem swojego dziecka. Jego przedstawicielem w kontaktach z nauczycielem. Kimś, kto mówi: "kochanie, jeśli potrzebujesz wsparcia, to ja w twoim imieniu będę z nauczycielem rozmawiała". Ale nie kimś, kto ślepo i za wszelką cenę będzie dziecka bronił! Pierwszy błąd, jaki pojawia się w kontaktach rodzic-nauczyciel i który najczęściej prowadzi do konfliktowych sytuacji, to robienie ze swojego dziecka posłańca. Rodzice, może nieświadomie, proszą dzieci, żeby w ich imieniu coś z nauczycielem załatwiały, negocjowały.

- Np. dziewczynka wchodzi do klasy i od progu woła do wychowawczyni: "Moja mama prosiła, żeby pani przekazać, że ja muszę siedzieć w pierwszej ławce". Takim działaniem rodzic sam strzela sobie w kolano. Po pierwsze, dziecko rozwija w sobie postawę roszczeniową, czuje, że ma za plecami rodzica i mówi jego głosem, więc w związku z tym może więcej. Po drugie, sprowadza na siebie niechęć nauczyciela, który jest poirytowany, bo nie bardzo wie, co z tą informacją zrobić. Przecież nie ma partnera do odpowiedzi! Nie może bawić się z dzieckiem w głuchy telefon i odpowiedzieć: "Przekaż swojej mamie, że...". Nie będzie z uczniem negocjował zasad, jakie ustala w klasie. Dlatego ważne jest, by to rodzic sam omawiał z nauczycielem wszystkie kwestie dotyczące dziecka i ufał mu - nie korzystamy z pośrednictwa dzieci. To podstawowy krok do zbudowania prawidłowej relacji.

Czy w drugą stronę też to działa?

- Jak najbardziej. Nauczyciel też nie powinien przez dziecko przekazywać informacji w rodzaju: "Przekaż mamie, że w związku z twoim złym zachowaniem na korytarzu, od dziś masz karę i nie możesz wychodzić na przerwę". Jeśli dziecko pozwala sobie na zachowania, które wymagają interwencji nauczyciela, to zawsze powinien on wezwać rodzica i wyjaśnić, dlaczego podjął taką decyzję.

Jak traktować szkołę: jak instytucję, która ma obowiązki wobec naszych dzieci czy jak drugi dom dla nich? Do instytucji mamy zwykle roszczeniowy stosunek i tak traktujemy nauczycieli. Wymagamy od nich kompetencji, skuteczności w działaniu. A może warto pamiętać, że po drugiej stronie też jest człowiek, który ma prawo mieć gorszy dzień?

- Szkoła po części powinna być instytucją, po części drugim domem naszego dziecka, które spędza tam wiele czasu. Powinno się czuć dobrze i bezpiecznie. Jeśli już miałabym wybierać, to bardziej skłaniałabym się ku instytucji, czyli miejscu, gdzie uczeń zdobywa jakąś wiedzę, kształtuje się. Obowiązują tu pewne zasady, są tu ludzie kompetentni, specjaliści. I tego mamy prawo wymagać. O ile w domu mogą zagrać emocje, o tyle w szkole nie powinny one rządzić. Nauczyciele powinni umieć nad swoimi emocjami panować.

Zdarza się, że na zebraniu nauczyciel podniesionym głosem deklaruje: "Jeśli oczekujecie, że przyprowadzicie do nas dzieci i my je wychowamy, to jesteście w błędzie! Od wychowywania jest dom, szkoła jest od nauki!"

- Ja bym z tym polemizowała. Według mnie szkoła nie daje uczniom tylko suchej wiedzy na temat historii, geografii czy matematyki. Jest także miejscem, w którym dzieci uczą się życia i współżycia społecznego. Mamy prawo oczekiwać od nauczycieli, że nauczą nasze dzieci nie tylko pewnych umiejętności szkolnych, poznawczych, ale i społecznych - rozwiązywania konfliktów, podejmowania ryzyka, wyzwań, radzenia sobie z porażką. A więc pełnią także funkcję wychowawców. Owszem, nauczyciele (i rodzice) to tylko ludzie i są takie momenty, gdy jedna i druga strona może być przeciążona obowiązkami, osobistymi sprawami. Zawsze jednak należy pamiętać, że pośrodku jest dziecko! I w jego interesie leży jak najlepsza współpraca nauczyciela z rodzicami. Powinni oni dążyć do tego, aby współdziałać. Gdy mamy sygnał ze strony dziecka, że coś złego dzieje się w szkole, jest jakiś problem z nauczycielem, zawsze starajmy się przyjść i spokojnie na ten temat porozmawiać.

O ten spokój często jest trudno. Zwłaszcza gdy dziecko wraca ze szkoły i mówi: "Mamo, Sebastian uderzył mnie w brzuch, zwymiotowałem, a pani w ogóle nie zareagowała!". W takiej chwili wszystko się w nas gotuje i najchętniej pobiegłybyśmy do szkoły z awanturą...

- Gdy naszym dzieciom dzieje się krzywda, włącza się nam instynkt obrońcy i jesteśmy gotowi na wojnę z nauczycielem. Ale uwaga. Jeśli mamy do czynienia z małymi dziećmi - szczególnie uczniami klas 1-3, powinniśmy być czujni. To taki etap rozwojowy w życiu dziecka, w którym silnie rozwija się wyobraźnia. Dzieci opowiadają różne historie, często konfabulują, mogą wyolbrzymiać, i to nie jest nawet świadome kłamanie, żeby coś uzyskać. Po prostu tak żywo i emocjonalnie przeżywają świat! I potem z taką historią idą do domu.

- Zawsze powtarzam rodzicom - wierzcie, bo nie macie powodu, żeby nie ufać, ale dzielcie takie informacje przez dwa. Najgorsze, co rodzic może zrobić w takiej sytuacji, to poddać się emocjom, z którymi przychodzi dziecko. Gdy naładowani złością pójdziemy do nauczyciela, będzie trudno o porozumienie. Skończy się pretensjami, krzykiem.

To co najlepiej zrobić?

- Jeśli dziecko coś nam przekazuje i to budzi nasz niepokój, zawsze idziemy do szkoły, by to zweryfikować. Ale trzeba dać sobie chwilę na uspokojenie. Porozmawiać z dzieckiem, sprawdzić, czy sytuacja jest do końca prawdziwa. Kolejnym krokiem jest wizyta w szkole i rozmowa z nauczycielem: pytamy co się wydarzyło, najpierw ustalamy fakty, potem stajemy w obronie dziecka. To buduje zdrową relację i procentuje.

Zdarza się, że mamy poważne zastrzeżenia do metod nauczycieli. Czy mówić o tym w domu - przy dziecku?

- Tu jest trochę tak jak w małżeństwie. Nie jest dobrze, jeśli jeden rodzic źle ocenia drugiego w obecności dziecka. Tak samo nie jest dobrze, gdy przy dziecku źle mówimy o nauczycielu. Podważa to jego autorytet, którego dziecko potrzebuje, by czuć się w szkole bezpiecznie. Nie warto tego robić.

Podam przykład z życia: 10-letni syn koleżanki ma dłuższe włosy. Nauczycielka - przy całej klasie - mówiła do niego "nasza Michalina" zamiast Michał. Ku uciesze dzieciaków. Chłopcu było przykro, że inni śmiali się z niego. W końcu poskarżył się matce. Jak powinna zareagować?

- To jest wyśmiewanie. Dziecko mogło się poczuć upokorzone. W takiej sytuacji nigdy nie bagatelizujmy słów nauczyciela mówiąc: "Pani na pewno tylko żartowała". Lepiej wytłumaczyć: "Być może to był żart, ale rozumiem, że jest ci przykro i czułeś wstyd przed całą klasa. Nie chcę, żeby ktoś się z ciebie śmiał". Wykazujemy zrozumienie dla dziecka, ale nie atakujemy nauczyciela. Mówimy: "Pójdę jutro do szkoły i porozmawiam z nauczycielką", ale można też: "Synku, chciałabym, żebyś wiedział, co zrobić, jeśli taka sytuacja się powtórzy...". I to jest o wiele cenniejsze! Dlaczego? Bo zanim już rodzic wkroczy do akcji, dobrze by było, by uświadomił dziecku, że ono też ma swoje prawa. I że inni - także dorośli, także nauczyciele - muszą ich przestrzegać!

Dziecko musi wiedzieć, że też może się samo obronić?

- Tak. Trzeba dziecku zasugerować, co zrobić. Np. "Powiedz nauczycielce: jest mi przykro, gdy pani tak do mnie mówi". Jeśli to jest dojrzały, sensowny nauczyciel, to ugryzie się w język i przeprosi, powie: "Masz rację, to było nie na miejscu". Jeśli nie - wkracza rodzic. Prosimy nauczyciela o wyjaśnienia. Mówimy konkretnie, stanowczo i spokojnie, że nie życzymy sobie takich uwag pod adresem naszego dziecka. Bronimy je, stawiamy granicę.

A jak reagować, gdy na zebraniu - na forum całej klasy - nauczyciel krytykuje nasze dziecko?

- Nauczyciel nie powinien publicznie, przy innych rodzicach, wypowiadać zastrzeżeń dotyczących zachowania ucznia. Rodzic czuje się wtedy upokorzony i reaguje złością. To rujnuje dobre relacje między nim a nauczycielem. Rodzic ma prawo domagać się od wychowawcy, by takie informacje przekazał mu na osobności. Ale chcę zaznaczyć, że dla pedagoga też jest to trudne zadanie. Pracując z nauczycielami proszę ich, żeby przygotowując negatywne informacje dla rodzica, nie oceniali dziecka, tylko mówili o jego zachowaniu.

- Zamiast: "Państwa dziecko jest niegrzeczne, bo przeszkadza innym", lepiej powiedzieć: "Państwa dziecko nie uważa na lekcji, często wstaje, rozmawia i przeszkadza innym". Ważne jest również to - i rodzic ma prawo tego oczekiwać - by nauczyciel powiedział, co zamierza z tym fantem zrobić. Lub też, jakie już podjął działania. Czyli: "Ponieważ córka nie uważa na lekcji, przesadziłam ją do drugiej ławki, bo mam ją na oku. Gdy widzę, że ma problemy z koncentracją, pozwalam jej wstać i zrobić 10 przysiadów". Może też zapytać: "Jak państwo sobie w takich sytuacjach radzą?". Rolą nauczyciela jest informowanie, jak się zachowuje uczeń i jak on jako nauczyciel sobie z tym radzi. A nie zostawienie go w sytuacji: dziecko zachowuje się źle, proszę coś z tym zrobić! Gdy rozmowa przebiega w taki sposób, nawiązuje się porozumienie i chęć współpracy. Dorośli działają razem na rzecz dziecka, z korzyścią dla niego.

To przykład idealnej rozmowy...

- Wiem, że nie zawsze tak to wygląda. Ale podkreślam: by rodzic i nauczyciel zbudowali pozytywne relacje - i jeden, i drugi musi wyjść z roli atakującego. Gdy za wszelką cenę chcą udowodnić swoje racje, tracą umiejętność słuchania. Słyszą to, co chcą usłyszeć, często tylko krytykę. Po to, by móc przeprowadzić kontratak. W rozmowie z nauczycielem istotne jest, by skoncentrować się na znalezieniu rozwiązania, na którym skorzysta przede wszystkim nasze dziecko. Bo ono jest tutaj najważniejsze. Gdy skupimy się na tym celu, będzie łatwiej o porozumienie. Naprawdę nie trzeba być super psychologiem lub pedagogiem, by umieć rozwiązać problem. Trzeba znać swoje dziecko.


Rozmawiała Agnieszka Namysł

Świat kobiety
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama