Reklama

Samotna matka: Myślałam, że miłość wszystko załatwi

Śmierć jest dla rodziny traumą, zwłaszcza wtedy, gdy umiera młody człowiek. Rodzina zostaje bez ojca, a bez wsparcia drugiej osoby ciężko jest wychować dziecko.

Alicja, 50 lat, mama 17-letniego Łukasza: Kiedy urodziłam syna, miałam przy sobie kochającego człowieka, który pragnął dziecka równie mocno jak ja. – zaczyna opowieść Alicja. – Ale trzy lata później mąż zginął w wypadku samochodowym. Być może przez pośpiech.

Pracował jako handlowiec i nieraz pokonywał kilkaset kilometrów dziennie. Zawsze gnał gdzieś na złamanie karku. Po jego śmierci zajmowałam się Łukaszem jak należy, ale szczegółów nie pamiętam. Byłam jak automat.

Przyjaciółka zasugerowała Alicji, że potrzebuje specjalisty. Psychiatra stwierdził depresję, zapisał jej leki: – Wyszłam z tego, bo przecież syn mnie potrzebował. Stał się całym moim życiem. Alicja usiłuje sobie dziś przypomnieć, kiedy w przeszłości popełniła błąd. Może poświęcała dziecku za mało czasu, bo pracowała do późna?

Reklama

Jej czujność uśpił fakt, że Łukasz początkowo nie sprawiał kłopotów. Zawsze zgodny, uśmiechnięty. W podstawówce był nawet wzorowym uczniem, choć nie przykładał się do nauki. Zdolny jest. Problemy zaczęły się w gimnazjum. Dostawał coraz gorsze stopnie. W drugiej klasie zebrało mu się tyle nieobecności, że zawalił rok. Palił ukradkiem papierosy, ktoś doniósł, że nie stroni od trawki. Alicja przyłapała go na podkradaniu pieniędzy z jej portfela. Była załamana.

Gdy Łukasz wyjechał na wycieczkę szkolną, zadzwonił jego wychowawca z informacją, że syn się upił. Kazał jej po niego przyjechać. – Łukasz wrócił butny, nie wykazywał skruchy – wspomina Alicja. – Powiedział, że wszyscy pili, ale nauczyciel uwziął się właśnie na niego.

Przepisałam go do innej klasy, lecz on całkiem przestał się uczyć. Moje wyrzuty zbywał stwierdzeniem: „Na co komu szkoła? Co ty właściwie z tego masz, że skończyłaś studia?”... Ostatnio wpadł w podejrzane towarzystwo, znika na całe dni. Alicja czuje się bezradna, nie ma pojęcia, jak do niego dotrzeć. Zabrać laptop, ograniczyć kieszonkowe, a może przemówić mu do rozsądku?

Ponieważ jej rodzice nie żyją, zadzwoniła do teściów i zaproponowała, by przyjechali na kilka dni, pogadali z wnukiem. Wykręcili się kłopotami ze zdrowiem.

– Nalegałam na Łukasza, by poszedł ze mną do psychologa. Tylko mnie wyśmiał i powiedział, że sama powinnam się leczyć. Z każdym dniem robi się coraz bardziej krnąbrny, nie liczy się z moim zdaniem. Mam wyrzuty sumienia, bo nie zadbałam o to, by dostał jakiś męski wzór do naśladowania. Wydawało mi się, że miłość wszystko załatwi, a jemu chyba zabrakło silnej ręki i autorytetu. Strasznie się o niego boję, ale najgorsze, że nie wiem, gdzie szukać pomocy. W pracy koleżanki wciąż chwalą się dziećmi, a ja milczę. Nikomu się nie skarżę. Ze wstydu, że jako matka zawiodłam.

Nowoczesna matka alfa

Kłopoty z dorastającymi dziećmi przydarzają się wszystkim, ale samotne matki częściej narzekają na problemy ze zbuntowanymi nastolatkami. Psychologowie próbują tłumaczyć ów stan rzeczy na wiele sposobów. Na przykład brakiem odpowiednich wzorców. Nadmierną pobłażliwością mam, które chcą wynagrodzić dziecku trudną sytuację. A czasem niedostateczną ilością czasu, jaką mogą mu poświęcić.

Chociaż nie brakuje też głosów, że jest im po prostu ciężej ukryć przed otoczeniem domowe konflikty. W pełnych rodzinach ludzie pomagają sobie wzajemnie. Dysponują większą ilością środków nacisku, mogą więc wywrzeć na buntownika silniejszą presję. Tymczasem samotne matki szukają pomocy na zewnątrz. Dlatego ich kłopoty są częściej upubliczniane.

Charakterystyczne, że wykazują one większą tendencję do obwiniania się za wychowawcze porażki. I to bez względu na to, czy rzeczywiście mają sobie coś do zarzucenia. Niestety, w obiegowej opinii wyrażenie „rozbita rodzina” sugeruje brak troski i dozoru. Bywa nawet utożsamiane z zaniedbaniem.

Nic więc dziwnego, że samotne matki są surowiej piętnowane za wszelkie niepowodzenia. A przecież zostają same na placu boju. Instytucja psychologa szkolnego nie sprawdza się, znajomi nie chcą ingerować w cudze sprawy, a interwencja przyjaciół zazwyczaj ogranicza się do kilku rozmów z nastolatkiem.

Na szczęście w mediach ostatnio pojawił się głos rozsądku. Amerykanka Isabel Kallman, wychowująca ośmioletniego syna, wylansowała modne dziś pojęcie „matki alfa”. To kobieta, która nie uważa, by urodzenie dziecka automatycznie łączyło się z obowiązkiem posiadania wszechstronnej wiedzy o wychowaniu.

Co więcej, nie uważa też, by taką wiedzę posiadało również starsze pokolenie, czyli osoby bardziej doświadczone. Alfa z pasją oddaje się rodzicielstwu, szukając informacji w internecie i u specjalistów. Takie postępowanie pasuje do wielu nowoczesnych samotnych matek, które na własną rękę usiłują znaleźć właściwą drogę. Bez poczucia winy, które wpędza je w rolę ofiary. Bez obsesyjnego pytania: „gdzie popełniłam błąd?”, bo nikt nie posiada przecież boskiej mocy sprawczej.

Matki, które nie z własnego wyboru same wychowują dzieci, należą do grupy najbardziej zagrożonej ubóstwem. Ponad 1/3 z nich nie stać na nic więcej niż podstawowe zakupy. 20 proc. wybiera najtańsze jedzenie i ubranie.


Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy