Reklama

Stworzyła lalkę dla chłopców i dziewczynek

- Zawód lalkarza w Polsce umiera. Ale są kraje, gdzie on kwitnie, choćby w Rosji. Są tam specjalne szkoły i ludzie uczą się tego na profesjonalnych zajęciach. U nas ten zawód praktycznie nie istnieje. Lalkarzy jest tylko garstka - opowiada Katarzyna Skorupa, twórczyni niezwykłych lalek Kate4Kids.

Adam Wieczorek, Interia: Jak to się stało, że została pani lalkarką?

Katarzyna Skorupa: Urodziły mi się dwie córki. Marzyłam o tym, żeby miały taki prezent, który będzie pamiątką z dzieciństwa w przyszłym życiu. Chciałam, żeby to była fajna lalka. Nie mogłam znaleźć takiej, która by mi odpowiadała i zaczęłam szyć je sama. Powstało całkiem sporo lalek. Mój mąż opublikował ich zdjęcia na swoim fanpage'u na Facebooku i okazało się, że pomysł bardzo się podoba. Śmieję się, że to internauci wymyślili moją firmę, bo to oni wymyślili nazwę i motywowali mnie do działania i tworzenia nowych lalek. 

Reklama

Ile już lat jest Pani na rynku 

- Jako Kate4Kids działamy od października 2018 roku, ale lalki szyłam już półtora roku wcześniej. Na początku nazywały się Przytulalki. 

Pani córki ciągle się nimi bawią? 

- Tak, są też najlepszymi testerami. Gdy wymyślam nowy wzór to one są pierwszymi recenzentkami. Sprawdzamy też trwałość, przeszycia, bezpieczeństwo. Wprawdzie lalki są certyfikowane i przebadane przez TÜV Rheinland, każda lalka przed "wyjazdem" do nowego domu przechodzi moją i córek "kontrolę jakości" i dopiero może trafić do nowych przyjaciół.

Pomysł na lalki bez zaznaczonej buzi pochodził od nich? 

- To od początku był mój pomysł. Skoro lalka jest przyjacielem mojego dziecka, a moje dziecko nie zawsze jest uśmiechnięte, bo może mieć gorsze i lepsze dni, to lalka powinna to odzwierciedlać. Chciałam, żeby była powiernikiem tajemnic dziecka i aby ono mówiło, jakie lalka ma emocje. Nadawanie emocji było ważne, bo rozmawiałyśmy o nich z córkami. Dziecko musi wiedzieć, że nie musi być przez cały czas uśmiechnięte, że decyduje o tym, jaki jest jego humor. Lalka stała się pretekstem do rozmawiania o emocjach. W erze tabletów i komórek, gdy dzieci spędzają mnóstwo czasu przy elektronice, taka lalka, w rękach mądrego rodzica, pełni rolę edukacyjną. Na swoim blogu umieściłam przykładowe zabawy i rozmowy przygotowane przez psychologa, w których opisujemy, w jaki sposób wykorzystać przytulalki od Kate4Kids.

- Dodatkowo kupujący lalki Kate4Kids mogą zamówić specjalny, zmywalny mazak, który pozwala zmaterializować się wyobraźni i malować lali coraz to nowe miny, które można łatwo zetrzeć i narysować kolejne.

Jak się zostaje lalkarką? Robiła pani coś w tym zakresie?

- Wcześniej nie szyłam zawodowo, ale tworzenie lalek wzięło się z pasji i chęci robienia czegoś dla dzieci. Potem nastąpił nagły wzrost zainteresowania. Zaczęli się zgłaszać znajomi, którzy chcieli te lalki dla swoich dzieci, ale też dla siebie. Odbiorcami moich lalek są też dorośli. To ludzie zmotywowali mnie, żebym dla nich szyła i zostawiła dotychczasową pracę na rzecz lalkarskiej pasji.

Lubi pani obserwować reakcje osób, które pierwszy raz widzą pani lalki? 

- Uwielbiam. To jest dla mnie największa nagroda. Mam dobre relacje z osobami, które je kupują. Często dostaję filmy, gdzie mamy pokazują chwile prezentowania lalek dzieciom. Przychodzą zdjęcia z zabaw, cudowne maile o tym, że zostaną z nimi na całe życie czy gratulacje dotyczące jakości i projektu. Takie rzeczy motywują mnie do dalszej pracy i jest to ogromna frajda. Przychodzi tego bardzo dużo. Czuję wielkie zaufanie mam, co jest cudowne. Nie spodziewałam się aż tylu pozytywnych recenzji i .... listów, zarówno od dzieci, jak i ich rodziców, opisujących ich pozytywne doświadczenia z moimi lalkami.

Ile powstaje takich lalek w miesiącu? 

- Każda laleczka to kilka dni pracy. Dlatego, wraz ze wzrostem zainteresowania, zaprosiłam inne mamy do współpracy. Dziś ja wymyślam projekty, robię wykroje, zamawiam materiały oraz szyję ubranka i laleczki wzorcowe. W dalszej prace wspierają mnie ręce innych matek, które szydełkują, robią na drutach i zszywają przygotowane elementy. Siedzimy i pracujemy razem. Inaczej nie dałabym rady, bo dziś, tuż po starcie Kate4Kids, mam kilkaset zamówień miesięcznie. Proszę sobie wyobrazić, że jeden taki sweterek dla lalki tworzy się przez pięć godzin. Wciąż jednak szyję od A do Z laleczki robione na specjalne zamówienie, spersonalizowane. Oczywiście na każdym etapie wszystko jest robione ręcznie i zwracamy uwagę na jakość oraz bezpieczeństwo. Poza certyfikacją i badaniami bezpieczeństwa i jakości, laleczki osobiście sprawdzam przed wysłaniem. Jest to dla mnie niezwykle ważne, bo sama jestem mamą i chciałam, żeby lalki były bezpieczne dla naszych pociech.

 

Jakie są plany na przyszłość? Lalki są w tej chwili mniej więcej jednego wzrostu, ale może będą jakieś modyfikacje? 

- Cały czas pracuję nad modyfikacjami.Kupujący namawiają nas, żeby powstawały dorosłe ubrania. One są dość nowoczesne, odrobinę niegrzeczne i mamy chcą mieć takie ciuchy, jak lalki ich dzieci. Myślimy o własnej linii ubrań dla małych i dużych. Obecnie skupiam się na charakterze laleczek, pojawiają się bardziej "dorosłe", w wybranych muzycznych klimatach. Do tego zmotywowali mnie przyjaciele artyści i osoby, które dopiero co poznałam, gdy zamawiali lalki dla swoich dzieci. Przykladowo, Jan Borysewicz napisał po otrzymaniu swojej lalki - chłopaka, a’la Lady Pank: "Nie przypuszczałem, że chłopak w moim wieku tak bardzo ucieszy się z lalki". I coś w tym chyba jest (śmiech). W mojej kolekcji znajdują się zarówno chłopcy, jak i dziewczynki. Mali chłopcy mogą sobie wybrać lalkę - kolegę, przyjaciela.  Jest to bardzo ważne z punktu rozwoju emocjonalnego dziecka, żeby również chłopcy bawili się lalkami!

Na rynku pojawiają się lalki odzwierciedlające np. niepełnosprawności dzieci. Myślała pani o takim kierunku?

- Nie było do tej pory takiego zamówienia, ale jestem na to otwarta. Uważam, że to bardzo dobry pomysł, bo lalki mogą pełnić funkcję terapeutyczną. 

Dużo jest zapytań od kolekcjonerów?

- Tak. Często zgłaszają się do nas ludzie, którzy po prostu lubią ładne lalki, cenią nie tylko handmade, ale i design i jakość wykonania. Bywają klientki, które po zakupie pierwszej lalki wracają po całą kolekcję.

Podobno w Polsce jest tylko pięć osób zajmujących się zawodowo lalkarstwem. 

- Zawód lalkarza w Polsce umiera. Ale są kraje, gdzie on kwitnie, choćby w Rosji. Są tam specjalne szkoły i ludzie uczą się tego na profesjonalnych zajęciach. U nas ten zawód praktycznie nie istnieje. Lalkarzy jest tylko garstka. Jest kilka osób, od których można się tej sztuki uczyć. Nawet one dochodziły do swojej wiedzy przez kreatywność, a nie przez usystematyzowaną naukę. Mamy mnóstwo zdolnych ludzi, ale nie ma instytucji, która może lalkarstwa uczyć. To przykre. Jestem z pokolenia, które uważało szmaciane lalki za najfajniejsze przytulanki. One przesiąkają zapachem domu i dziecka, co jest cudowne. To najpiękniejszy zapach na świecie. 

- Takie lalki są wyjątkowe. Nie ma drugiej takiej samej, bo robiąc je ręcznie nie jesteśmy w stanie robić ich maszynowo. Każda jest wyjątkowa, jak jej właściciel czy właścicielka. Mówię właściciel, bo to nie są lalki tylko dla dziewczynek. Staramy się obalić stereotyp, że są to zabawki tylko dla nich. Chłopcy też mogą się nimi bawić. Mamy dwie lalki chłopaków - Jasia i Marcela. Są często kupowane dla chłopców i cieszą się zainteresowaniem. 

- Każda nasza lalka dostaje swój certyfikat urodzenia, gdy zostaje ukończona. Jest tam jej imię, data urodzenia, waga i wzrost. Zdarza się, że lalki są nazywane imieniem konkretnego dziecka, bo pozwalamy na tworzenie własnych lalek. To jedyny na świecie kreator lalki szmacianej, którą można stworzyć na podobieństwo wybranej osoby. Nie wiedzieliśmy, że to jest tak bardzo trudne i może dzięki temu udało nam się tego dokonać. Przez to, że lalka szmaciana jest miękka, trudno ją właściwie pozycjonować i fotografować w sekwencjach. Było to prawdziwe wyzwanie. Jestem pod wrażeniem tego, co ludzie potrafią z jego pomocą stworzyć.  


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy