Reklama

Sznureczek zamiast klipsa

Szpitalnym poporodowym zwyczajem jest zaciskanie pępowiny tuż po porodzie przy pomocy specjalnego, sterylnego klipsa. Noworodek nosi go przez kilka dni, aż kikut pępowiny uschnie i odpadnie. Nie wszystkim jednak się podobają się te "zapinki", stąd pewien niecodzienny trend.

Tradycyjny klips nie przypadł do gustu wszystkim młodym mamom. Stosunkowo niedawno Australijki wprowadziły nowy trend, który szturmem zdobywa serca kobiet, choć lekarzom nie bardzo się podoba. 

Dziergane ozdobne sznureczki mają być wygodniejsze dla małego użytkownika, bardziej estetyczne, a przede wszystkim - atrakcyjne wizualnie. 
Zwolenniczki sznureczków przekonują, że te małe dzieła sztuki po latach będą stanowić wspaniałą pamiątkę, zwłaszcza, jeśli zostaną spersonalizowane, wykonane na zamówienie dla konkretnego dziecka lub własnoręcznie zrobi je mama, babcia czy inna bliska osoba, wkładając w to całe serce. Twarde szpitalne klamry mogą mieć nawet cztery centymetry długości i uwierać noworodka.

Reklama

Jednak lekarze oraz położne nie podzielają entuzjazmu - sznureczek choć być może ekologiczny i piękny na pewno nie jest sterylny, łatwo może ulec zabrudzeniu (moczem lub ekskrementami) czy zamoczeniu. Plastikowy klips łatwiej zdecydowanie utrzymać w czystości, minimalizuje też ryzyko zakażenia. Po co w imię kolejnej mody narażać dziecko, skoro rozwiązanie stosowane na porodówkach od lat dobrze się sprawdza?

A jakie jest Wasze zdanie? Sznureczek to kolejna niemądra moda mająca na celu wyciągnięcie pieniędzy od młodych mam, czy po prostu uroczy pamiątkowy gadżet?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama