Reklama

Tarnowianka oddała czworo własnych dzieci

25-letnia kobieta przyprowadziła czworo swoich dzieci do siedziby pogotowia opiekuńczego w Tarnowie. Sprawę postawiła jasno: oznajmiła, że nie chce i nie może się już nimi dłużej zajmować.

Cała czwórka to chłopcy, najstarszy liczy sześć lat, najmłodszy ma niewiele ponad rok. Decyzją sądu zostali tymczasowo w pogotowiu, ale to nie jest miejsce dla kilkulatków - trafiają tam zwykle młodsi nastolatkowie i młodzież do osiemnastego roku życia, także z powodu konfliktów z prawem czy problemów wychowawczych.

Miasto dokłada w tej chwili wszelkich starań, by znaleźć rodzinę zastępczą dla maluchów. Ci, po początkowym szoku, już czują się znacznie lepiej, lgną do nowych opiekunów i nie mają problemów z nawiązywaniem relacji.

Reklama

Serwis Tarnow.naszemiasto.pl przytacza wypowiedzi Doroty Krakowskiej, zastępcy prezydenta Tarnowa ds. polityki społecznej, która zaznacza, że trwają poszukiwania rodziny, która przyjmie wszystkich braci, by rodzeństwo mogło wychowywać się razem. Problem w tym, że w tej chwili takiej nie ma, dlatego poszukiwaniami objęto cały kraj.

Część internautów zżyma się na postawę matki, która oddaje czwórkę odchowanych dzieci, ale nie brak też głosów w zupełnie innym tonie. Komentujący uważają, że kobieta musiała być bardzo zdesperowana, skoro zdecydowała się na taki ruch i dobrze, że nie zdarzyło się jakieś większe nieszczęście - wyglądało na to, że chłopcy są zadbani, chociaż w mediach pojawiły się lapidarne wzmianki o tym, że gdy pojawili się w placówce, konieczna była pomoc lekarska.

Podobnego zdania jest Dorota Krakowska, która zaznacza, że w tej sytuacji dobrze się stało, że dzieci trafiły do pogotowia, a nie do przypadkowego miejsca, w którym mogło dojść do tragedii. Pani prezydent przyznaje, że stoi po stronie młodej mamy, która otrzyma każdą potrzebną pomoc. Nie wiadomo, jak dramatyczne życiowe okoliczności skłoniły ją do porzucenia własnych dzieci. Póki co może je odwiedzać. Niewykluczone, że dzięki wsparciu rodzina jeszcze będzie mogła być razem.

Taka sytuacja to w tym regionie ewenement, który zaskoczył zarówno służby, jak i opinię publiczną. Oprócz chłopców w samym tylko Tarnowie na nowy dom oczekuje obecnie trzydzieścioro dzieci.

Zdarzenie zwróciło uwagę na problem rodzicielstwa zastępczego w Polsce - rodzin zastępczych, zawodowych oraz niezawodowych jest w dalszym ciągu zbyt mało, w porównaniu do rzeczywistych potrzeb. Rodzicielstwo zastępcze oznacza czasową formę opieki - są nią objęte zazwyczaj dzieci z nieuregulowaną sytuacją prawną. Czekają na możliwość powrotu do swej rodziny biologicznej, która, choć chwilowo niewydolna, może, jeśli zostaną spełnione pewne warunki, przyjąć je z powrotem. Jeśli tak się nie stanie, a prawna sytuacja dziecka zostanie unormowana, będzie ono zgłoszone do adopcji. Pierwszeństwo przysposobienia mają wówczas jego rodzice zastępczy, jeśli wszystkie zaangażowane strony wyrażają taką wolę (zdanie dziecka, jeżeli osiągnęło już odpowiedni wiek, również powinno być brane pod uwagę, a sąd rodzinny ma przede wszystkim kierować się jego dobrem).

Rodzina zastępcza otwiera przed wychowankiem swój dom, ofiarowując wydolność wychowawczą, której, być może czasowo, brak rodzinie naturalnej.  

Rmf24.pl cytuje prezydenta Tarnowa, Romana Ciepielę:

- Apeluję o stworzenie zastępczej rodziny dla tych dzieci, o stworzenie im domu, normalnego dzieciństwa, o danie im choćby namiastki rodzicielskiej miłości. Takie dzieci, porzucone przez swoich naturalnych rodziców, często trafiają pod opiekę miasta. Chcemy im znaleźć domy, ale rodzin zastępczych nie przybywa. Może ktoś z was taką rodzinę stworzy?

Wydział Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta Tarnowa stworzył klip poświęcony historii czterech braci, stanowiący zarazem apel o tworzenie kolejnych rodzin zastępczych.






INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy