Reklama

„Tato”: Film pełen emocji

Rozstanie rodziców nigdy nie jest łatwe dla dziecka, które kocha i mamę, i tatę. Dorośli prowadzą swoją prywatną wojnę, nie patrząc na straty. O sytuacji, w której dwoje ludzi nie może się porozumieć, opowiada film Kacpra Anuszewskiego „Tato”.

Monika Szubrycht, Interia.pl: Mam wrażenie, że pana film "Tato" nie jest o ojcu, tylko o emocjach. Skąd w nim takie nasycenie niepokojem?  

Kacper Anuszewski: Wiele osób, które widziały moje poprzednie filmy, mówiło mi, że mam pewien rodzaj wrażliwości, który porusza ludzi. Cieszę się, gdy porusza w pozytywny, nie w negatywny sposób. Dużo jest teraz filmów mocnych, po których obejrzeniu czujemy się zdołowani. Zawsze chciałem robić filmy motywacyjne, które nastrajałyby ludzi optymistycznie do życia.

Reklama

- Ten film jest dla mnie bardzo osobisty, bo pochodzę z rozbitej rodziny i jak to w życiu bywa, chciałem się rozliczyć z przeszłością. Oczywiście "Tato" absolutnie nie jest autobiograficzny, ale w każdym filmie zamieszczam jakąś scenę z mojego życia. Cieszę się że widzowie utożsamiają się z filmem i czują, że dana sytuacja wydarzyła się naprawdę, to oznacza że z całą ekipą dobrze wykonaliśmy swoją pracę i temat jest jak najbardziej na czasie.

- Swojego tatę ostatni raz widziałem, jak miałem dwa lata. Dziś nie pamiętam, jak wygląda, niestety, nie posiadam żadnych zdjęć z tego okresu. Dzieci z rozbitych rodzin mają trudniej. Zawsze miałem kompleksy, że moja rodzina jest niepełna, więc film zrobiłem też z potrzeby serca. Widzę, że temat jest bardzo aktualny i wydaje mi się, że "Tato" jest filmem o relacjach, o tym, że ludzie się rozstają i nie potrafią, niestety ze sobą rozmawiać. Ja osobiście uważam, że zawsze można się porozumieć, że w przyszłości jest na to szansa, co widać w ostatniej scenie.

Być może wątek osobisty sprawił, że film porusza widza. 

- Zdziwiłem się, kiedy po pierwszym, wewnętrznym pokazie, bardzo dużo mężczyzn płakało i to nawet mężczyzn w wieku 60+. Podchodzili do mnie starsi i młodsi - dziękowali za film. Wtedy zrozumiałem, że temat jest ciągle aktualny. Może wielu z tych ludzi odczuło jakiś rodzaj oczyszczenia? Zacząłem się zastanawiać, ilu osobom taka sytuacja się przytrafiła? Ile jest z rozbitej rodziny? Czasami w związku się nie układa, ludzie się ze sobą nie dogadują, ale można zachować się w porządku i nie stracić kontaktu z dzieckiem. Dziecko cierpi najbardziej. Ono kocha mamę i tatę. Trzeba tu zachować równość oraz szacunek i szanować się właśnie dla dobra dziecka.  

Krzyś nie może mieć i mamy, i taty. Musi wybrać któregoś z rodziców, musi być lojalny wobec matki, która się nim opiekuje. Mam wrażenie, że rezygnuje z ojca, żeby nie zrobić jej przykrości. 

- Żadne z rodziców nie chciało ustąpić, żadne nie powiedziało "przepraszam", każde tkwiło przy swoich racjach. Kiedy ojciec przychodzi do swojej byłej żony, mówi: "Ja do Krzysia". Nie wita się z nią, nie próbuje zachować się fair. Podobnie reaguje matka, jest oschła. Każde z dorosłych jest uparte i chce postawić na swoim.

- Krzysztof w przyszłości będzie w podobnej sytuacji, ale przez doświadczenia które jemu się przytrafiły, będzie potrafił przyjść i powiedzieć: "Cześć, przepraszam". To całkowicie zmienia dialog - chodzi tylko o sposób, w jaki prowadzona jest rozmowa. Wydaje mi się, i tak wynika z mojego doświadczenia, że dziecko jest za rodzicem, z którym mieszka i który go wychowuje, ponieważ jest bardziej z nim zżyte. Dopiero kiedy dorośnie dostrzeże i zrozumie sytuacje, których nie rozumiało wcześniej i wtedy wyrobi sobie swoją końcową opinię.  

Rozstanie rodziców to nie jednorazowa wojna, ale szereg bitew, które toczą nawet po rozwodzie. Dziecko, czy chce czy nie, jest na placu boju. Jest pan też autorem scenariusza - czy konsultował pan z psychologiem, bądź innym specjalistą, jak poprowadzić sceny, czy zdał się pan na intuicję?  

- Zdałem się na intuicję, chciałem opowiedzieć też o własnych przeżyciach i uczuciach. Na etapie pisania scenariusza pokazywałem go różnym osobom i gdy widziałem, że są mocno poruszeni, wiedziałem, że kierunek jest właściwy. Pierwsza czytała scenariusz moja żona, która nie jest związana aż tak mocno z branżą filmową - w moich filmach jest kostiumologiem. Widziałem, jak na nią wpływa sama treść. Później, kiedy Tomek Wolszczak, operator odpowiedzialny za zdjęcia, przeczytał scenariusz, nanieśliśmy wspólne poprawki i udało się stworzyć naprawdę dobry film. Zresztą wszyscy, którzy brali w nim udział zostawili tam cząstkę siebie - zaiskrzyło i zrobiliśmy wzruszające kino.

- Cały czas jestem wdzięczny Fundacji Wspólnota Pokoleń, która uwierzyła w mój pomysł i wspierała mocno nasz film - możliwie że zaowocuje to kolejnymi ambitnymi produkcjami.

Krzyś nie miał szans na zmianę swojego dzieciństwa, ale ma szansę na tworzenie swojej przyszłości. Czy myśli pan, że negatywne doświadczenia mogą nam pomóc stać się dobrymi ludźmi? W wypadku Krzysia - dobrym ojcem?  

- Wydaje mi się, że po części tak jest, choć wiem, że w dużym stopniu jest to kwestia charakteru. Jeśli ktoś ma słabą psychikę, złe rzeczy mogą na nim zostawić skazę, której nie można naprawić. Niektórych ran nie da się zagoić. Na szczęście Krzysztof znajduje w sobie siłę, wyciąga pewne wnioski. Może, tak jak ojciec, pójść z kolegami na piwo, a jednak podejmuje inną decyzję właśnie pod wpływem sytuacji, która miała miejsce wcześniej. Co ciekawe, muzyka w tej scenie filmu jest taka sama, jak w podobnej scenie z ojcem. Zresztą dużo jest takich detali, gdzie próbujemy połączyć przeszłość z przyszłością.  

- Miałem ciężkie dzieciństwo i brak ojca był bardzo widoczny, ale wydaje mi się, że dzięki temu stałem się silniejszy. Sam jestem tatą dwójki dzieci, z żoną jesteśmy razem już 15 lat, a ponieważ zawsze czułem brak rodziny - swoją stawiam na pierwszym miejscu.  

Co według pana można zrobić, żeby nie było takich sytuacji, jak w filmie "Tato". Kto może pomoc rodzinie?  

- Wydaje mi się, że ludzie powinni starać się bardziej zrozumieć sytuację, w której się znaleźli, tymczasem walcząc ze sobą zapominają o najważniejszym - dziecku. Nie potrafią się ze sobą komunikować. Mam znajomych, byłem na ich ślubie, teraz się rozwodzą. I widzę, że niektórzy potrafią ze sobą rozmawiać. Inni są jednak tak skłóceni, że po prostu widać, jak dzieci biorą udział w ich prywatnej wojnie. To jest bardzo przykre. Wydaje mi się, że w takich momentach konieczna jest specjalistyczna pomoc.

- Wydaje mi się jednak, że często jest tak, że kobieta chce iść do psychologa, a mężczyzna usiłuje załatwić to po swojemu, widzi w takim postępowaniu ujmę na honorze. Usiłuje coś zrobić na własną rękę, często z dużym niepowodzeniem. Rodzina i przyjaciele też mogą pomóc, przynajmniej według mnie  powinni, jeśli zauważą, że taka para potrzebuje pomocy, a sprawy zachodzą zbyt daleko. Trzeba reagować. Przyjaciele powinni się wtrącać, a często tak nie jest, uciekają od tematu. Mówią: "To jest prywatna sprawa, nie mieszamy się w to". Tak być nie powinno. Mogą nawet wtrącić się dziadkowie - nie trzeba obstawać przy swoim, tylko tworzyć lepszy świat. Ja tak przynajmniej staram się robić.

Chciałby pan odnowić kontakt ze swoim ojcem? 

- To już za daleko zaszło. Dla mnie jest on obcą osobą. Zawsze mi go brakowało, bo uważam, że w życiu młodego chłopca obecność ojca jest bardzo potrzebna. Już nie chodzi nawet o to, czy się z nim na co dzień mieszka, ale chodzi o pogranie w piłkę czy pomoc przy podejmowaniu różnych decyzji, tak zwanych męskich spraw, pomóc w zrozumieniu świata. Mama nie jest w stanie przekazać synowi, jak ma się zachować w niektórych sytuacjach. Pamiętam, że miałem problemy w kontaktach z kolegami, problemy z podejmowaniem decyzji. Bardzo długo musiałem pracować nad swoją pewnością siebie, często nie wierzyłem we własne możliwości. Do tej pory czasami mi się to zdarza. Zabrakło stanowczości i doradztwa.

- W rodzinie również nie miałem mężczyzny, na którym mógłbym się wzorować. Wychowywałem się z mamą, babcią i siostrą. Dziadek niestety zmarł zanim się urodziłem. Być może przez to, że nie miałem męskiego wsparcia widać w moich filmach dużą wrażliwość. Zaskoczyła mnie pani tym pytaniem. Ciężko mi jest na nie odpowiedzieć... Nie wiem... Musiałbym się do tego przygotować. Upłynęło dużo czasu, mam już 36 lat.  

Rozumiem. Myślę, że gdyby pana ojciec obejrzał "Tatę", być może przyszedłby przeprosić, choćby za to, że nie było go przez te wszystkie lata.  

W dzieciństwie bardzo chciałem poznać swojego tatę, ale życie ułożyło się inaczej. Ten film nie jest krzykiem rozpaczy, że chcę go poznać. Chcę raczej przestrzec innych przed pewnym zachowaniem, by dzieci na tym nie traciły. Mimo że są czasami relacje, których nie da się naprawić, to zawsze zostaje iskierka nadziei na lepsze jutro.  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rozwód
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy