Reklama

To jest dobre wychowanie

Kiedyś młodzi chętnie ustępowali starszym miejsca w autobusie. Teraz to się niestety rzadko zdarza. Czyja to wina?

Nie znam nikogo, kto lubiłby jeździć autobusami, a już szczególnie w godzinach szczytu. Zwykle jest za gorąco albo za zimno, prawie zawsze tłoczno, o zapachach nie wspominając.

Piątek, o którym chcę opowiedzieć, zaczął się fatalnie. Poranek był deszczowy i ponury, przez co zaspałam do pracy. W pośpiechu wybiegłam z domu – na czczo i bez makijażu. Czekając na zmianę świateł, zostałam ochlapana falą błotnistej wody, która wytrysnęła spod kół przejeżdżającego auta, plamiąc mi spodnie. Jakby tego było mało, zanim doszłam do przystanku, zobaczyłam podjeżdżający autobus. Wiedziałam, że na następny będę czekać co najmniej kwadrans, rzuciłam się więc do galopu. Cudem zdążyłam, byłam jednak tak zmęczona, że ledwo mogłam ustać na nogach. Mam to szczęście, że wsiadam na drugim przystanku, więc zwykle udaje mi się gdzieś usiąść. Tak było i tym razem. Przede mną siedziała młoda kobieta z chłopcem. Mały mógł mieć pięć, może sześć lat. Wyjęłam z torebki książkę i okulary, i zaczęłam czytać.

Reklama

To była jedna z niewielu chwil w ciągu dnia, którą mogłam przeznaczyć na lekturę. Po pracy miałam już tak zmęczone oczy, że wpatrywanie się w drobne literki nie wchodziło w grę. Po drodze autobus zaczął wypełniać się pasażerami. Wiedziałam jednak, że najgorsze dopiero przed nami. Zbliżaliśmy się bowiem do placu, na którym w piątki organizowano targ. O tej porze wylewały się z niego tłumy, głównie starszych pań obładowanych siatkami. Autobus zamieniał się wtedy w puszkę sardynek.

Zgodnie z przewidywaniami, po chwili zrobiło się ciasno. Obok kobiety z dzieckiem stanęły dwie na oko siedemdziesięcioletnie panie. Przemknęło mi przez głowę, że na pewno zaraz usłyszę, jacy ci młodzi dzisiaj niewychowani i że „za naszych czasów...”. Nawet jeśli panie tak pomyślały, to nie zdążyły się odezwać, bo nagle mama z chłopcem poderwali się z miejsc.

– Proszę, tu jest wolne – odezwał się chłopczyk. Miałam wrażenie, że świat wstrzymał oddech. Starsze panie wymieniły spojrzenia, po czym jedna z uśmiechem usiadła, a druga... odmówiła. – Dziękuję ci, chłopcze, miło z twojej strony, ale siedź sobie, siedź, autobus trzęsie, jeszcze byś się przewrócił.

Chłopiec nie wyglądał na zadowolonego, przeciwnie, był zmieszany, jakby nie tego się spodziewał. Przeniósł wzrok na matkę. Kobieta lekko pokręciła głową i dyskretnie pociągnęła go w swoją stronę. Chłopczyk zrozumiał. Uśmiechnął się i powtórzył:

– Proszę, tu jest miejsce. Ja mogę postać – dodał. Zamknęłam książkę i z zainteresowaniem patrzyłam na rozwój tej, niecodziennej trzeba przyznać, sytuacji. Starsza pani nadal stała, a to chłopiec miał wyraźnie rozczarowaną minę.

W końcu odezwała się jego mama: – Proszę pani, uczę syna, że osobom starszym, słabszym, chorym, trzeba pomagać, na przykład ustępując im miejsca w autobusie czy tramwaju. Ja wiem, że do mnie należy wychowanie syna, ale proszę mi troszeczkę pomóc.

– Ale jak? – zamrugała zdezorientowana starsza pani. – Korzystając z miejsca – podpowiedziała mama chłopca. Starsza pani kiwnęła głową i opadła na siedzenie. Potem spojrzała na małego gentlemana i pochwaliła: – Jesteś bardzo grzeczny, dziękuję za ustąpienie miejsca. Chłopiec się rozpromienił, widać było, że jest z siebie bardzo dumny.

– To się nazywa dobre wychowanie – cmoknął z uznaniem siedzący obok mnie starszy pan. – Myślę, że mama chłopca ma rację, wszyscy powinniśmy wychowywać młode pokolenie. – A zamiast tego wolimy krytykować, pouczać i wiecznie narzekać – zauważyłam.

– Dawniej nikogo nie dziwiło, że starsi mówili młodszym, co wolno, a czego nie – odezwał się ktoś z tyłu. – Do dziś pamiętam wstyd, jaki czułam, gdy sąsiadka zwróciła mi uwagę, że łamię gałęzie – zachichotała pani przede mną. – Miałam siedem lat.

– Bo to nieprawda, że obecna młodzież to Sodoma i Gomora, a my byliśmy aniołami. Też mieliśmy swoje za uszami. – O, tak! Gdybym wnukom opowiedział, co wyprawiałem, to by nie uwierzyły...

I tak za sprawą pewnego dobrze wychowanego chłopca (pozdrawiam jego mądrą mamę) droga do pracy upłynęła mi na miłej pogawędce ze współpasażerami. Nie czułam głodu, zapomniałam o poplamionych spodniach i spóźnieniu. Cieszyła mnie myśl, że wśród sympatycznych i życzliwych osób nawet jazda zatłoczonym autobusem może być przyjemnością.


Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy