Reklama

Udane przeszczepy macic

Wrodzony zespół niedorozwoju macicy, według ostrożnych szacunków, dotyka jedną na pięćset kobiet. Większość z nich nie zdaje sobie sprawy z tej wady, dopóki nie zacznie skazanych z góry na niepowodzenie starań o zajście w ciążę.

Do niedawna taka diagnoza była jak wyrok. A właściwie do tej pory jest wyrokiem oznaczającym bezpłodność. Jedynym ratunkiem dla pacjentek marzących o noszeniu potomka pod sercem jest bowiem kosztowna i obarczona dużym ryzykiem operacja przeszczepienia macicy od dawczyni. Jak podaje serwis Fakty.tvn24.pl, o refundację zabiegu wycenianego na 40 tys. dolarów stara się obecnie Polka. Czy się uda? Czas pokaże.

Pierwszy przeszczep macicy odbył się w 2014 roku w Szwecji - tego typu transplantacje w dalszym ciągu uchodzą za prawdziwie przełomowe wydarzenia w świecie medycyny i wielkie sukcesy medyków. Jak dotąd wykonano ponad dwadzieścia takich zabiegów - przeszczepione narządy pochodziły od nieżyjących dawczyń, przyjaciółek, a nawet... matek pacjentek. Okazało się, że macicę oddać może nawet kobieta, która przeszła już menopauzę. Również w takich okolicznościach prawidłowa, niepowikłana ciąża biorczyni będzie możliwa.

Reklama

Media obiega właśnie historia Jennifer Gobrecht z Pensylwanii. Amerykanka, będąc jeszcze nastolatką, usłyszała od lekarzy, że w jej przypadku zajście w ciążę jest wykluczone z powodów biologicznych - po badaniach potwierdzono, że na przeszkodzie stoi zespół niedorozwoju macicy. W takim przypadku szansą na macierzyństwo jest adopcja lub skorzystanie z usług surogatki. Kobieta postanowiła jednak poszukać innej drogi i podjęła decyzję o poddaniu się skomplikowanej operacji. Jako druga pacjentka w USA przyjęła macicę pobraną od zmarłej dawczyni, a następnie poddała się zabiegowi zapłodnienia in vitro. Przez całą ciążę musiała przyjmować leki, by jej organizm nie odrzucił obcego organu. Udało się - historia zakończyła się szczęśliwymi narodzinami zdrowego chłopca.

Operacje przeszczepienia macicy otwierają nowe perspektywy m.in. przed kobietami dotkniętymi zespołem Mayera-Rokitansky'ego-Küstera-Hausera (MRKH), u których stwierdza się wrodzony brak lub niedorozwój pochwy lub/i macicy.

Oczywiście nie obywa się bez kontrowersji - według serwisu Dw.com.pl część etyków uważa, że tego typu ingerencje medyczne nie są do końca uzasadnione. Inwazyjnym zabiegom poddaje się żyjącego dawcę oraz biorcę, a korzyścią w tym wypadku nie jest wszak ratowanie życia.

Instytut Etyki Medycyny w Tybindze zaznacza jednak, że kobietom z MRKH niemożność zajścia w ciążę przysparzała cierpień. Medycyna zaś nie tylko ratuje życie, ale i podnosi jego jakość od uwalniając cierpień. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy