Reklama

W obronie cmentarnych misiów

Narodziny i śmierć to awers i rewers tej samej monety, jaką jest życie. Warto pamiętać o tym nie tylko przy okazji Święta Zmarłych.

1 listopada to nie tylko uroczystość Wszystkich Świętych, ale także akcja "Znicz", niekończące się korki, spowodowane przemieszczaniem się ludzi z cmentarza na cmentarz oraz spotkania bliższej i dalszej rodziny. Dekorujemy nagrobki, wspominany tych, co odeszli na zawsze, opowiadamy sobie historie z ich udziałem. Czasem smutne, a czasem wręcz przeciwnie, bo ukochany dziadek często robił psikusy, a po nim w rodzinie już takiego żartownisia nie było.

Miejsce pełne emocji

Oczywiście, inna jest sytuacja osób, które niedawno straciły kogoś bliskiego, a jeszcze inna tych, którzy dawno temu pożegnali krewnych. U tych drugich nie ma już rozpaczy, żal okrzepł, żałoba została właściwie przeżyta. Jeśli proces ostatecznego pożegnania nie został jeszcze zakończony, pojawiają się łzy. Nie ma w nich niczego niestosownego. W końcu to najlepszy czas i miejsce na wyrażenie uczucia smutku.  

To wszystko obserwują dzieci. Czasami brane są na cmentarz tylko dlatego, że nie ma kto z nimi zostać - to błąd. Młody człowiek ma prawo do wiedzy i nauki. W umieraniu nie ma zła. Jest naturalnym procesem, a my częścią "kręgu życia", jak pięknie mówi się o tym w "Królu Lwie". Bywa, że zdarzają się tragedie, gdy traci życie ktoś w kwiecie wieku, albo nawet ktoś, komu nie dane było dorosnąć. Trudno tłumaczy się trzylatkowi tajemnice eschatologii, ale niewiele łatwiej rozmawia się o niej z dorosłymi. Z pomocą przychodzi literatura.

Śmierć trzeba wprowadzać do naszego życia jak dzikie zwierzę - oswajać powoli. Historia z książki "Gęś, śmierć i tulipan" Wolfa Erlbrucha jest tego najlepszym przykładem. Tytułowa gęś zaprzyjaźnia się ze śmiercią. Razem żartują, chodzą nad staw, nawet wdrapują się na drzewa. I oczywiście, dużo ze sobą rozmawiają. Gęś zadaje pytania, bo chce wiedzieć, co ją spotka po drugiej stronie. Nie na wszystkie dostaje odpowiedź (może to miejsce dla rodziców, którzy mogą przedstawić dziecku te trudne tematy zgodnie ze swoim sumieniem i przekonaniami?). W końcu gęś umiera. A śmierć, choć smutna, wie, że takie jest życie.  

Na osłodę  

Dziecko, przemierzając z rodzicami cmentarne alejki, może czuć się zagubione w zgiełku emocji. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego mama uroniła łezkę nad grobem kogoś, kogo ono nigdy w życiu nie widziało na oczy. Może czuć się nieswojo, może być wystraszone zachowaniem najbliższej osoby, ale dzielnie będzie udawało, że jest dorosłe i się tym nie przejmuje. Jest jednak coś, co złagodzi jego niepokój - tzw. cmentarny miś. Wafelek w kształcie misia ze słodkim, białym kremem w środku. Albo kolorowe cukierki, na których można połamać sobie ząbki, więc nie należy ich rozgryzać. A może lizaki, w zabawnych kształtach, których buźki uśmiechają się do świata?

Jestem ostatnią osobą, która rekomendowałaby podawanie dzieciom słodyczy, naprawdę. Uważam jednak, że w tym wypadku należy się maluchom dyspensa. Jeśli jest nam trudno wytłumaczyć śmierć na poziomie wiedzy, możemy zrobić to na poziomie emocji. Nie straszyć nią, nie lekceważyć, nie udawać, że jej nie ma. Tylko zwyczajnie oswajać z nią, jak oswaja się każdy lęk.  

Nie ma bluźnierstwa w cmentarnych misiach. Jest w nich prawda o życiu, które ze śmiercią idzie ramię w ramię.

Reklama


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 1 listopada
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy