Reklama

Wiek dojrzewania

Burza hormonów, bunt, niesubordynacja – słyszymy zewsząd, że nie ma nic gorszego niż dojrzewanie dzieci.

"Pyskuje, trzaska drzwiami, nie chce za mną rozmawiać" - żali się koleżanka. "Spędza więcej czasu ze swoimi kumplami niż z własną rodziną" - utyskuje znajoma. "Nie poznaję jej. Ubiera się jak hipiska w żałobie" - opowiada inna matka. Życie z nastolatkiem wydaje się być poligonem wojskowym, na którym o wszystko toczymy bój.

Nie mogę negować wiedzy pokoleń i rezultatów badań naukowych (tak, hormony szaleją), nie będę zaprzeczać buntowi nastolatka (wszak występuje). Chcę tylko zwrócić uwagę, że nie powinniśmy na ten bunt utyskiwać, ale docenić, że jest. Młody człowiek poszukuje swojej tożsamości, nie raz i nie dwa przekracza wytyczone przez rodziców granice.

Reklama

Oczywiście rodzic mur graniczny musi wyznaczyć, pytanie tylko, czy nie jest on zbudowany zbyt wysoko? Może nastolatek próbuje przesunąć granicę, bo czuje się przytłoczony? Wielu rodziców ma problem, by dostrzec w swojej latorośli odrębną jednostkę, zauważyć, że nie jest ona już ich słodkim maleństwem do przytulania, ale samodzielnym bytem.

Żegnaj, dzieciństwo

W wieku dorastania nierzadko pojawia się nastrój przygnębienia, a nawet depresja. Psychologowie określają ten stan mianem żałoby po utraconym dzieciństwie. Nie tylko my, rodzice, tracimy nasze pociechy na rzecz ich samodzielności i społecznego życia. One wyfruwają spod naszych skrzydeł pełne niepokoju, co przyniesie im przyszłość. Muszą brać odpowiedzialność za coraz więcej rzeczy, które pojawiają się w wieku dorastania. Szukają prawdziwych przyjaźni, chcą być akceptowane w środowisku rówieśniczym, często angażują się w swój pierwszy związek. Szkoła wymaga od nich konkretnych umiejętności, a rodzice często zapominają, że młodzi ludzie nie żyją tylko nauką.

Odpytywanie z zza stołu

Jakby tego było mało, rodzice chcą wiedzieć, co się dzieje u ich nastoletniej pociechy, ale nie wkładają żadnego wysiłku w zdobywanie tej tajemnej wiedzy. "Jak było w szkole?"- takie pytanie brzmi niczym refren - powtarzane w kółko nie sprawi, że młody człowiek zechce się podzielić swoimi doświadczeniami. Mało tego - często odczytuje taki komunikat, jako egzaminowanie, bo gdy pytamy o szkołę, to wiadomo, że chodzi nam o oceny.

Jakiś czas temu byłam na wywiadówce u syna. Rozmawiałam z panią od matematyki, o tym jak sprawić, by nastolatka zachęcić do rozmowy. Podpowiedziała mi jedną rzecz, którą wprowadziłam do naszej codziennej rutyny. Gdy siedzimy razem przy stole, zaczynam mówić, co było u mnie w pracy. A potem pytam starsze dziecko: "A jakie u ciebie były góry? Jakie doły (czy doliny)?". Młodsze, nawet nie zapytane, samo opowiada mi, co je w danym dniu spotkało. Dorosły nie zrozumie nastolatka. Ale powinien dołożyć wszelkich starań, by nastolatek czuł, że nie jest sam, że na matkę i ojca zawsze można liczyć, szczególnie w trudnych sytuacjach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy