Reklama

Wody płodności?

Teraz już tylko przyjście na świat trojaczków mogłyby zrobić wrażenie na mieszkańcach Mnicha (woj. śląskie). Narodziny bliźniąt są tam bowiem na porządku dziennym. Skąd biorą się takie oszałamiające sukcesy prokreacyjne?

Na tak postawione pytanie starsi ludzie zwykle mają gotową odpowiedź: "Coś jest w wodzie". To przecież cudowne właściwości miejscowych wód miały sprawić, że odsetek ciąż mnogich jest szczególnie wysoki w pewnej niedużej ukraińskiej wsi, która zasłynęła jako "wioska bliźniąt". Wełyka Kopanja zamieszkana jest przez około 4000 osób, a wśród nich żyje aż 58 par bliźniąt. Według słów najstarszych rezydentów taki stan rzeczy utrzymuje się odkąd pamiętają.

Czyżby woda?

Okoliczni lubią zabawiać turystów legendą o niemłodej kobiecie uchodzącej za bezpłodną, która zaczęła zaopatrywać się tam w wodę i niebawem doczekała się upragnionego potomstwa. Z kronikarskiego obowiązku odnotowujemy, że oczywiście były to bliźnięta. Naukowcy pobrali próbki z miejscowego ujęcia, ale niczego nadnaturalnego nie odkryli.

Reklama

Nawiasem mówiąc, Nicole Kidman twierdzi, że zaszła w ciążę po latach bezowocnych starań dzięki kąpieli w wodospadzie Kununurra.

Aktorka odwiedziła australijski region Outback w 2007 roku przy okazji realizacji filmu "Australia" i korzystając z okazji postanowiła zanurzyć się w odmętach, które już wcześniej zasłynęły jako "wody płodności". Nie była sama, zabrała ze sobą sześć koleżanek z planu. W efekcie te wszystkie kobiety w krótkim czasie zostały matkami. Przypadek? Możliwe.

We wspomnianym wcześniej Mnichu przy jednej ulicy, liczącej zaledwie 300 metrów, w ciągu trzech lat cztery niespokrewnione rodziny doczekały się bliźniąt. Póki co ten lokalny fenomen nie został jeszcze wyjaśniony.

***Zobacz także***

Przeszłość z cieniem

Nie zawsze jednak "winą" za wysyp ciąż bliźniaczych obarcza się skład miejscowej wody. Candido Godoi to nieduże brazylijskie miasteczko założone w 1963 roku. Jest niewiele większe niż Wełyka Kopanja, ale bliźniacze statystyki ma jeszcze bardziej imponujące. Bliźnięta rodzą się tam raz na dziesięć porodów, a według niektórych źródeł - nawet raz na pięć. Ten niespotykany fenomen w książce "Mengele: Anioł Śmierci w Ameryce Południowej" opisał nieżyjący już dziennikarz i historyk, Jorge Camarasa. Autor publikacji przekonywał, że nazistowski lekarz słynący m.in. z obsesji na punkcie bliźniactwa i okrutnych eksperymentów medycznych, kontynuował swoją działalność także na emigracji. Zbrodniarz miał upatrzyć sobie nowo powstałą miejscowość, w której żyła też społeczność niemiecka, by móc tam bez przeszkód eksperymentować na ludziach i zwierzętach. Podobno wypróbowywał specyfiki zwiększające ilość ciąż wielopłodowych, snując chore marzenia o stworzeniu czystej rasy aryjskiej.

Książka i zawarte w niej tezy odbiły się w świecie szerokim echem, jednak nie wszyscy mieszkańcy Candido Godoi zgadzają się z argumentami Camarasa, szukając wyjaśnień gdzie indziej. Trudno im bowiem zaakceptować myśl o byciu "dziećmi" eksperymentów Mengelego.

Inna, zdaniem wielu, bardziej prawdopodobna hipoteza zakłada, że jest to efekt swoistej mutacji genowej, co nie powinno dziwić w raczej zamkniętej, nielicznej społeczności. Takie okoliczności doprowadzają do zawierania małżeństw między dalekimi krewnymi, co po pewnym czasie sprawia, że dopływ obcych genów jest dość ograniczony. Dodatkowo, są kobiety, które mają genetyczną skłonność do poliowulacji, czyli uwalniania dwóch (lub więcej) komórek jajowych w okresie jajeczkowania. Jeśli panie odznaczające się taką cechą zamieszkują zamkniętą społeczność nietrudno o przekazanie tej właściwości kolejnym pokoleniom.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy