Reklama

Wyrzucona zabawka

Szacunek ma różne oblicza. Przejawia się również w tym, jak traktujemy rzeczy innych. Pożyczonych – nie niszczymy, każdy to wie. Tym bardziej więc nie powinniśmy wyrzucać tego, co do nas nie należy.

Dla wielu z nas - rupieć. Rzecz, która psuje wygląd wymuskanego, dziecięcego pokoiku. Dla nich - przyjaciel, którego mogą przytulić i szeptać mu na ucho wielkie tajemnice. Albo najlepszy resorak, jaki trzymały ich malutkie rączki. Nieważne, że odrapany czy z odczepionym kółkiem.  

Zabawka - przedmiot dziecięcego pożądania. Zazwyczaj maluchy mają ich za dużo, ale wśród góry skarbów są takie, które uważają za bardziej wartościowe od innych. Często śpią z nimi, albo zabierają je z sobą do przedszkola. Budują dla nich garaże lub zmuszają rodzinę do szycia malutkich ubranek.

Reklama

I łzy tu nie pomogą 

Z własnego dzieciństwa pamiętam następującą sytuację - schodzę na dół, by pobawić się z dziećmi sąsiadów. Jest sobota, więc ich mama robi generalne porządki. Trafiam akurat na segregację zabawek. Widzę czerwone od łez twarze moich rówieśników i najbliższą ich sercu kobietę, która wyrzuca do plastikowego wiaderka rzeczy przeznaczone do wyrzucenia.

Szybko zabieram nogi za pas i wracam do swojego domu. Zamykam za sobą drzwi i biegnę oglądać swoje zbiory. Mam sporą kolekcję puchatych zwierzątek. I jestem z nich bardzo dumna.

- Do dziś pamiętam, jak mama rozprawiała się z moimi zabawkami. Brała je i wrzucała prosto do zsypu. A ja i tak je potem z niego wygrzebywałam - wspomina dorosła już Agnieszka. Nic to, że były brudne. To jej własność i tyle.

Krowy i suknie z USA 

Nie tylko małe dzieci doświadczają przykrości związanych z brakiem szacunku do ich własności. Nastolatki również. Sąsiadka Ela wspomina, jak pewnego dnia zaginęły sukienki, które dostała w paczce z Ameryki. Miała wtedy z szesnaście lat, a w siermiężnych, socjalistycznych czasach takich perełek jak zagraniczne ciuchy było jak na lekarstwo. Nawet nie wie, ile czasu straciła na szukanie ich. Pytała swojej mamy chyba ze sto razy, czy przypadkiem nie natknęła się na ulubione kiecki.

Pewnego dnia pojechała na wieś, odwiedzić swoją ciocię. Po drodze do owej cioci spotkała kuzynkę, która pasła krowy. Ku zdumieniu nastolatki, kuzynka pasła je w pięknej sukience z Ameryki. Okazało się, że mama Eli, osoba o wielce społecznikowskim zacięciu, oddała sukienki własnej córki. Przecież trzeba się dzielić z innymi. Szkoda tylko, że bez wiedzy właścicielki owych rzeczy.

Uczucia zamknięte w przedmiotach

Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, by zobaczyć z iloma rzeczami jesteśmy związani. Może to być wiszący na ścianie portret dziadków, pamiątka przywieziona z dalekiej podróży, książka, po którą często sięgamy, może sukienka, którą dał nam ukochany, albo tysiąc razy przesłuchana płyta.

Są rzeczy, które budzą sentyment, przywołują najpiękniejsze wspomnienia, albo pozwalają - jak książka - oderwać się od szarej rzeczywistości. Nasze rzeczy. Dla innych mogą to być nieważne rupiecie. Ale do głowy by nam nie przyszło, żeby ktoś bez naszej wiedzy je wyrzucił. Dlaczego mając taką wiedzę nie potrafimy uszanować uczuć małego człowieka i jego wartościowych przedmiotów? Nie potrafiłam tego zrozumieć, gdy byłam małą dziewczynką i nie potrafię pojąć teraz.

Jak sobie radzić z niepotrzebnymi zabawkami?  

Zdaję sobie sprawę z tego, że części zabawek należy się pozbyć. Kilkuletnie dziecko raczej po grzechotkę nie sięga, nie bawi się także puzzlami składającymi się z 4 elementów - zwyczajnie, z tych rzeczy już wyrosło.

W moim domu robię to tak, że zwołuję naradę. Siadamy z dziećmi na dywanie i na bok odkładamy rzeczy, którymi się już nie bawią. Rzeczy te powędrują do innych, którym z pewnością się bardziej przydadzą. Nie mogą być zniszczone, albo brudne. Mają wyglądać jak nowe. Może ucieszą jakiegoś malucha z domu dziecka. Albo kogoś, kogo rodziców zwyczajnie na takie fanaberie nie stać, bo nie mają pracy i ledwo wiążą koniec z końcem.

Koleżanka mojej córki, kiedy przestaje bawić się jakimiś zabawkami, siada z mamą przed komputerem i sprzedaje je przez internet. Za uzyskaną sumę mała może wybrać sobie nową rzecz.

A co, gdy ukochana zabawka twojej pociechy ulegnie zniszczeniu? Zawsze warto poszukać specjalisty, który tchnie w nią drugie życie. I pozwoli cieszyć się ulubionym przedmiotem na długie lata. Może nawet przez całe życie.

Skąd to wiem? Sama jestem posiadaczką kotka w czerwonym kubraczku, który miał co najmniej siedem żyć. Kilka razy nawet stracił głowę, nie pamiętam już z czyjej winy. To pierwsza zabawka, jaką w życiu dostałam.


Monika Szubrycht

Mam dziecko
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama