Reklama

"Za hajs matki baluj" - gorszący skandal

Smutnych czasów doczekaliśmy. Wygląda na to, że dziś każdy może wydać książkę, obwołać się coachem i dawać rady czytelnikom. Także tym nastoletnim, jak to zrobili autorzy książki „Za hajs matki baluj”. Zdaniem niektórych zdegustowanych czytelników już sam tytuł nie pozostawia złudzeń, z jakiego rodzaju literaturą mamy do czynienia.

"Kiedy przychodzi piątek, pora ruszyć w miasto. W czym, z kim i gdzie, żeby nie było siary? Przewodnik dla lanserów bez obciachu i bez strachu. Fejm, melanż, fejs i snap. Jednym słowem - sztos" - tak brzmi wydawniczy opis tej pozycji. Jedno jest pewne, całkiem dobrze oddaje jej treść. Czujecie się zachęceni do lektury? My jakoś nie bardzo. A nawiasem - "sztos"? Kto tak dziś mówi? Halo, halo, mamy 2019 rok!

Z okładki, zza przyciemnionych szkieł okularów spogląda na nas młoda dziewczyna sącząc zalotnie napój. Hasła wydrukowane w formie formie hashtagów obiecują, że czytelnik dowie się z poradnika, jak imprezować i lansować się bez kasy. Cóż, po takim wstępie nikt nie spodziewa się niezwykle głębokich czy wyrafinowanych treści, ale w środku jest jeszcze gorzej:

Reklama

"Studentki, które nie znają odpowiedzi na ustnym, mają dwie opcje: albo rozkładają ręce, albo nogi",

"Faceci lubią dziewczyny które grają na jakimś instrumencie. Wydaje im się wtedy, że na jego sprzęcie też dadzą sobie radę",

"Cztery kumpele przy barze w sukienkach i szpilkach to pewniak. Którąś na bank zaliczysz",

"Pewna siebie laska nie ma problemu z tym, że supergość traktuje ją przedmiotowo".

To tylko niewielki ułamek radosnej twórczości zawartej w książce, która niedawno debiutowała na rodzimym rynku wydawniczym jako dedykowana odbiorcom w wieku 18-25 lat. Być może twórcy dziełka uznali, że papier wszystko przyjmie? Fakt, na księgarnianych półkach było już w zasadzie wszystko, ale czytając o "rozkładaniu nóg" przed wykładowcą mamy wrażenie, że odkrywamy nieznane, kloaczne oblicze literatury.

Wydawnictwo Edipresse, którego nakładem ukazała się książka, w oficjalnym oświadczeniu nazwało ją "eksperymentem wydawniczym", który miał m.in. zwrócić uwagę na język, jakim posługuje się współczesna młodzież i zachowania, jakie prezentuje. Wyraziło też zaskoczenie i zadowolenie, że publikacja "o tak śladowym nakładzie wywołała dyskusję".

Na szczęście szybko się zreflektowano i ostatecznie postanowiono wycofać z rynku "Za hajs matki baluj":

Co ciekawe, czytadło funkcjonowało jako "praca zbiorowa", pod którą nikt się nie podpisał. Dziwi was to?


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama