Reklama

Zakazali drogich ubrań w szkole. Czy słusznie?

​O dyrektorce szkoły Woodchurch w Birkenhead w Wielkiej Brytanii usłyszał w ostatnich dniach cały świat. Wszystko za sprawą rozporządzenia zakazującego uczniom przychodzenia do szkoły w drogich, designerskich kurtkach. Rozporządzenie pani Rebeki Philips wywołało głośną dyskusję na temat nierówności społecznych w szkołach, nie tylko w Wielkiej Brytanii.

Swoją niecodzienną decyzję dyrektorka tłumaczyła koniecznością zniesienia nierówności społecznych i stygmatyzacją uczniów, których rodziców nie stać na kurtki kosztujące niejednokrotnie więcej niż 1000 funtów. Z podobnymi problemami borykają się nauczyciele we wszystkich zakątkach świata, także w Polsce.

Rządzi marka i metka

Problem istnieje od dawna. Jeszcze w głębokim PRL-u osoby, które otrzymywały ubrania zza żelaznej kurtyny czy mogły kupować je w Pewexach, natychmiast wyróżniały się z tłumu uczniów. Sposobem na wyrównywanie tych nierówności miały być mundurki szkolne, które sprowadzały wszystkich uczniów do jednego poziomu. Podobny system obowiązuje w szkołach w Wielkiej Brytanii, ale obostrzenia dotyczące stroju nie obejmują np. obuwia czy okryć wierzchnich.

Reklama

Noszenie ubrań znanych czy drogich marek zawsze wywoływało kontrowersje. Oczywiste jest, że dzieci widzą, w co ubierają się ich koleżanki i koledzy, a także poddawane są srogiej ocenie rówieśników. Myślę, że każdy rodzic mógłby wskazać takie przykłady ze szkoły swojego dziecka. Jedna z zaprzyjaźnionych mam opowiadała mi niedawno, że jej syn odmówił noszenia wygodnych, choć niezbyt drogich butów, bo "takie noszą tylko upośledzeni umysłowo". Takie opinie wśród dzieci nie są niestety niczym niezwykłym. Roznoszą się niczym pożar, a stygmatyzowanie innych ze względu na ich ubiór, to tylko wierzchołek góry lodowej szkolnych problemów.

Wstyd i odrzucenie

Drogie ubrania, najdroższe smartfony, smartwatche i inne wynalazki powodują, że dzieci już na etapie szkolnym zaczynają włączać się w wyścig szczurów. Jeśli rodziców nie stać na tak drogie gadżety, dzieci czują się gorsze i często są spychane na margines szkolnej społeczności. Takie wykluczenie może być powodem wielu problemów w późniejszym życiu, dlatego rodzice i szkoły powinny reagować na wszelkie objawy dyskryminacji. Niewiele jest dzieci, które zignorują zaczepki i docinki, bo wymaga to olbrzymiego dystansu i silnej woli, którą najmłodsi dopiero w sobie kształtują.

Dzieci wstydzą się chodzić do szkoły czy na zajęcie dodatkowe, jeśli nie mają odpowiedniego ubioru. Do tego, trzeba nadążać za zmieniającą się modą, którą dyktują wydarzenia sportowe czy kulturalne. Wymiana całej garderoby co kilka miesięcy to wydatek, na który mało który rodzic może sobie pozwolić.

Wielka potrzeba akceptacji

Według psychologów, jednym z powodów takiego wartościowania innych przez dzieci jest dostęp do mediów społecznościowych, gdzie trendy dyktują vlogerzy i profile na Instagramie. Nikt nie kwestionuje tego, że zarabiają na promocji wybranych marek, problem polega na tym, że ich olbrzymie zasięgi wywołują wygórowane oczekiwania wśród najmłodszych. Skoro uwielbiana osoba ma fantastyczny ciuch czy gadżet, to dzieci też chcą go mieć.

W polskich szkołach, mimo programów socjalnych w rodzaju 500+, ciągle panuje bieda. Wiele dzieci ciągle nie je obiadów, a o wyjazdach na wycieczki może tylko pomarzyć. Podobnie, jak o designerskich ubraniach i elektronicznych gadżetach. Dzieci nie chcą wpadać w rywalizację, chcą być tylko lubiane i akceptowane przez własną grupę rówieśniczą. Działania takie, jak w szkole w Birkenhead, mogą im w tym tylko pomóc.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: szkoła
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy