Reklama

Zastępczy zespół Münchausena

Budzi podziw, bo jest dobrą matką i znakomicie opiekuje się swoim chorym dzieckiem. Tymczasem prawda jest zupełnie inna – znęca się nad synem bądź córką, a jej latorośl jest… zdrowa.

Tak w skrócie można by opisać zaburzenie, które zostało odkryte przez Richarda Aschera niemal 70 lat temu. Ta jednostka chorobowa nazwę zawdzięcza niemieckiemu baronowi żyjącemu w XVIII, który opowiadał o swoich zmyślonych przygodach w niesamowicie barwny sposób.

Zespół Münchausena dotyczył pacjentów, którzy pozorowali swoje choroby. Dopiero w 1977 roku angielski pediatra, Roy Meadow, zauważył zaburzenia psychiczne u dwóch kobiet, które symulowały choroby nie u siebie, lecz u swojego potomstwa. Jedna z nich doprowadziła zresztą do śmierci dziecka, trując je dużymi dawkami soli. 

Zamiast miłości - cierpienie

Forma maltretowania dziecka jest szczególnie okrutna i bardzo często niemożliwa wręcz do wykrycia. Maluch, który jest niemowlęciem nie jest w stanie poinformować o zagrożeniu, podobnie jak i większe dzieci, które nie wiedzą, jak się zachować, gdy najbliższa im osoba krzywdzi. Najbardziej są zagrożone to od 0 do 6 lat. Opiekun potrafi podduszać dziecko, by wywołać zaburzenia oddychania, podtruwać dosypując do jedzenia środki usypiające, wymiotne czy przeczyszczające. W zamian dorosły dostaje uwagę personelu medycznego i otoczenia, które nie jest świadome, co się dzieje. 

Lekarze muszą być uważni

Roy Meadow opracował kilka zasad, które mają pomóc lekarzom zdiagnozować to psychiczne zaburzenie. Medycy powinni zwrócić szczególną uwagę między innymi na przewlekłą, niewyjaśnioną lub nawracającą chorobę dziecka, wielokrotne hospitalizacje z nietypowych powodów, oraz na zachowanie matki, która jest nienaturalnie troskliwa i czuła. Ważne jest, by sprawdzili, czy w rodzinie dziecka były niewyjaśnione zgony noworodków.  

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy