Anna Starmach: Byłam dość specyficznym dzieckiem

Anna Starmach przyznaje, że była specyficznym dzieckiem. "Już jako dwulatka lubiłam ogórki kiszone. Nie lubiłam za to chipsów" - mówi jurorka "Masterchefa". Starmach długo nie mogła przekonać się do barszczu czerwonego. "Od kilku lat go lubię" - dodaje.

Anna Starmach
Anna StarmachMWMedia

Jakie są pani ulubione produkty, z których można wyczarować zaskakującą potrawę?

Anna Starmach: - Trudno wymienić kilka składników. Jak jest sezon na pomidory, to wszystko mi się z nimi kojarzy. Zaraz zaczną się gruszki i jabłka... Ostatnio jadłam doskonałego łososia w jabłkach właśnie. Nigdy wcześniej w ten sposób nie łączyłam ryby. Tam był łosoś, imbir, jabłko, trochę octu, miodu i mięty. Coś pysznego. Myślę, że zależnie od sezonu za każdym razem można na nowo interpretować znane przepisy.

Jest coś, czego by pani nie zjadła?

- Jem wszystko, niczego nie odmawiam. Nie jestem wegetarianką, oj nie. Kocham mięso. Z tego, co słyszałam, byłam dosyć dziwnym dzieckiem, bo mając zaledwie dwa latka uwielbiałam ogórki kiszone, kiszoną kapustę, szpinak, a z mięsa - królika. Takie rzeczy, które nie są oczywiste, jeśli chodzi o dzieci. Natomiast nie lubiłam np. chipsów. Więc byłam dość specyficznym dzieckiem.

 A kożuch na mleku pani nie przeszkadzał? Niektórym dzieciom odbiera apetyt...

- Oj tak, kożucha nie znosiłam. Przez lata nie lubiłam też czerwonego barszczu. Jem go dosłownie od kilku lat. Wcześniej barszcz czerwony jadłam zmuszając się do tego dosłownie raz w roku podczas wigilii. Natomiast od kilku lat rzeczywiście mi smakuje. Nie wiem dlaczego aż tak długo do tego dojrzewałam. Są takie smaki, do których trzeba właśnie dojrzeć, np. koniak, wiele osób nie może sobie poradzić z owocami morza, dzieciom nie odpowiada smak kawy.

Jest pani jurorką w kolejnej edycji "Masterchefa". Bardziej zaskakują panią potrawy, czy ludzie i ich podejście do gotowania?

- Nie da się tego oddzielić. Do restauracji idzie się na dania przygotowywane przez jakiegoś szefa kuchni. Charakter danej osoby jest na talerzu - to widać i to jest fajne, że to się tak łączy. Serce też. W charakterze pojawia się nasze serce, w sercu pojawia się charakter.

PAP life
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas