Dziwny warunek

Jacek Kawalec uważa, że można stworzyć z dzieckiem kumpelską relację. Trzeba jednak przy tym wyznaczyć pewne granice.

Jacek Kawalec fot. Marek Ulatowski
Jacek Kawalec fot. Marek UlatowskiMWMedia

Jacek Kawalec: Grałem z Kaliną Jędrusik we "Wzorcu zawodów metafizycznych" Tadeusza Bradeckiego w 1987 roku. Była wspaniała, ale to nie tylko ze względu na nią moja córka ma takie imię. Przyjaciółka mojej żony też nazywała się Kalina.

Spędzasz dużo czasu z dorosłą córką czy wasze kontakty są sporadyczne?

Niestety, Kalina ma coraz mniej czasu dla ojca. Pracuje w telewizji jako reporterka, kończy studia, imprezuje. Jest bardzo zajęta. Ciężko nam zgrać terminy, np. wspólny wyjazd na narty.

Kiedy poczułeś, że Kalina już przestaje być Twoją malutką córeczką?

Po urodzeniu Kajetana. Córka miała wtedy dwanaście, prawie trzynaście lat. Siłą rzeczy uwaga żony i moja skupiła się na niemowlaku. Kalina po latach przyznała się, że poczuła się wtedy odrzucona. Byliśmy z żoną pewni, że poświęcamy jej tyle uwagi, ile trzeba. Tymczasem ona czuła inaczej. Była jeszcze dzieckiem.

Trzymałeś ją krótko czy chciałeś, by traktowała Cię jak kumpla?

Można być dla dziecka kumplem, ale trzeba też wyznaczyć pewne granice, narzucić zasady, którymi - wedle rodziców - należy kierować się w życiu. Inaczej zaczynają się problemy.

Kłóciliście się?

Między nami dochodziło do awantur, na przykład o bałagan w jej pokoju. Ale kłóciliśmy się i godziliśmy równie szybko. Dzięki temu mieliśmy ze sobą dobre relacje.

Próbowałeś narzucać jej kiedyś swoje zdanie?

W ważnych sprawach decydowała sama. Kiedy Kalina zdawała na dziennikarstwo, myśleliśmy z Joasią, że może wybierze inny kierunek, a potem i tak będzie mogła pracować w mediach. Postąpiła tak, jak chciała. Nie wiem, czy żałuje, bo na ten temat tuż przed jej obroną pracy magisterskiej nie rozmawiamy.

Czy Kalina jest podobna do Ciebie, gdy byłeś w jej wieku?

Bardzo. Tak jak ja nie umie skoncentrować się na jednym zajęciu. Do dziś łapię się kilkudziesięciu rzeczy naraz, choć w tym wieku staram się część z nich doprowadzać do końca. Kalina jest otwarta, otoczona ludźmi.

A Kajetan też odziedziczył jakieś Twoje cechy charakteru?

Ma moją energię, swobodę w nawiązywaniu kontaktów z ludźmi. Tak samo jak ja lubi sporty, które wiążą się z prędkością: narty, rower. Rwie się do jazdy na snowboardzie czy pływania na desce surfingowej. Moja żona w ogóle nie stanie na stoku. Kalina się ociąga, a Kajetan może nie odpinać nart przez cały dzień. Dzięki temu mam z kim jeździć.

Jak zareagowałeś, gdy usłyszałeś, że zostaniesz ojcem po raz pierwszy?

Miałem nieskończone 24 lata i na początku byłem w szoku. Z jednej strony się przestraszyłem, z drugiej zaś - momentalnie dojrzałem. Zacząłem działać. Jak było trzeba, malowałem mieszkania, bo z etatu w teatrze nie da się utrzymać. Jeździłem pracować za granicą.

Dobrze się stało, że tak wcześnie miałeś dziecko?

Nie wiem, co by było gdyby. Dziś w swojej córce mam partnerkę do rozmowy, a nie osobę, która jest już z innego świata.

Jak przyjąłeś wiadomość o tym, że będziesz miał syna?

Entuzjastycznie. Po tym jak Joasia dowiedziała się, że jest w ciąży, zrobiła wiele badań, aby wykluczyć choroby. Dzięki temu wcześnie poznaliśmy płeć dziecka. Informacja, że wszystko jest w porządku, przyszła w liście. Było też w nim napisane, że urodzi się chłopak. Wyciągnąłem kopertę ze skrzynki, otworzyłem i... tak się ucieszyłem, że zacząłem skakać po klatce schodowej jak szalony. Dobrze, że nikt mnie nie widział.

Który poród bardziej przeżywałeś: Kaliny czy Kajetana?

Córki, bo odbywał się w czasach, kiedy obecność ojca przy porodzie była nowością. Gdy oznajmiłem, że chcę być przy żonie podczas narodzin dziecka, kazano mi podpisać dokument, że tego dnia na pewno pojawię się w szpitalu. A tego ze względu na pracę w teatrze nie mogłem zagwarantować.

Kalina przyszła na świat dzień po tym, jak obroniłeś pracę magisterską.

Wróciłem z uczelni, siedzieliśmy przy winie z rodziną i znajomymi. Kiedy goście wyszli, powiedziałem żartem do żony: teraz możesz już rodzić. I w nocy, jak na zawołanie, zaczął się poród. Sąsiad pomógł nam dostać się do szpitala, bo akurat wtedy mój samochód nie odpalił.

Do szpitala nie mogłeś wejść.

Wróciłem więc do domu. Potem zadzwoniłem na oddział, by spytać, czy wszystko w porządku, a pielęgniarka powiedziała mi, że takich informacji przez telefon nie udziela. Dziwne to były czasy...

Kajtek postanowił zrobić Ci prezent i urodzić się w Twoje imieniny.

Wtedy już mogłem być przy porodzie. To było niezwykłe przeżycie. Nie bałem się, przeciąłem pępowinę i byłem bardzo wzruszony.

Miałeś kiedykolwiek problemy wychowawcze z dziećmi?

Tylko raz chciałem interweniować i jechać po córkę. Było to po pierwszym roku jej studiów, kiedy Kalina wybrała się do pracy do Irlandii. Przez telefon zaczęła coś przebąkiwać, że może wzięłaby dziekankę. Wiedziałem, że jak to zrobi, to z nauki nic nie będzie. Ale po naszym długim rodzicielskim liście wróciła.

Jaka jest dziś Twoja rola w ich życiu?

Dla Kaliny jestem już przyjacielem, z którym można pogadać, poradzić się go, opowiedzieć mu o czymś ważnym. Kiedy ma problemy, często dzwoni. Dobrze, że tak jest, bo kiedyś zdarzało mi się ją za bardzo krytykować. Przesadzałem. Ale to zrozumiałem. To tylko poprawiło nasze relacje. O pierwszych doświadczeniach z mężczyznami opowiedziała właśnie mnie. Dla Kajtka jestem autorytetem. On jest w takim wieku, że jeszcze zdanie ojca liczy się bardziej niż opinia kolegów. Póki co widzi we mnie wzorzec.

Dzieci krytykują Twoje wybory życiowe, zawodowe...

Mówią, co myślą, czasami ostro. Kalina ostatnio zaczyna mieć do mnie pretensje, że nie umiem rozpychać się łokciami...

Rozmawiał Maciej Gajewski

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas