Halina Mlynkova: Do życia podchodzę rozważniej

W marcu debiutuje na deskach teatru jako Marlena Dietrich, muzycznie wraca do korzeni, a sława z portali plotkarskich jej nie interesuje.

Halina Mlynkova
Halina MlynkovaJaroslaw AntoniakMWMedia

EksMagazyn: Ubiegły rok był bardzo pracowity dla ciebie, ale doszły mnie słuchy o tym co planujesz na ten bieżący- rozumiem, że nie zwalniasz tempa?

Halina Mlynkova: - Faktycznie, wręcz odwrotnie, jeszcze przyspieszam (śmiech). Dużo ciekawych projektów szykuje się na ten rok. Naprawdę będzie się działo!

To po kolei, pierwszy z nich to piosenka do filmu "Podejrzani zakochani". Gdy ją nagrywaliście (z Krzysztofem Kiljańskim - przyp. red.) wiedzieliście, że to będzie hit?

- Rzeczywiście, czułam, że ta piosenka ma w sobie potencjał przeboju. Cieszy mnie to, że sobie tak dobrze radzi na listach przebojów. To też potwierdza, że mam intuicję muzyczną.

Jak ci się współpracowało z właścicielem jednego z najlepszych męskich głosów w Polsce - Krzysztofem Kiljańskim?

- Bardzo się ucieszyłam z możliwości współpracy z Krzysztofem. Wcześniej znaliśmy się z różnych festiwali, jednak teraz mieliśmy okazję skonfrontować współbrzmienie naszych głosów w studio. To była bardzo miła współpraca. Cenię nie tylko głos Krzysztofa, ale jego samego. Jest niezwykle ciepłą osobą.

Ta piosenka nie jest zapowiedzią twojej wielkiej przemiany muzycznej?

- Nie, absolutnie! To piosenka wyłącznie na potrzeby filmu. A ja właśnie kończę prace nad kolejnym projektem, do którego zresztą zostałam zaproszona. Ten projekt będzie bliższy moim brzmieniom. Mogę nawet powiedzieć, że będą to dźwięki bliskie dla tych, którzy tęsknią za mną z czasów, kiedy śpiewałam w Brathankach. Dostałam propozycję w takim momencie, kiedy pomyślałam, że chciałabym coś takiego zrobić. Chyba sama ją przyciągnęłam. To wyjątkowy projekt, który tworzą muzycy z Polski i Ukrainy. Płyta Haliny Mlynkovej i UA.PL pojawi się wiosną w sklepach.

Stacje radiowe niechętnie grają inną muzykę niż pop.

- Nie jest łatwo, ale czasem się udaje przebić z czymś innym. Ostatnio bardzo fajnie wybił się zespół Enej, czy Zakopower. Oni dopiero z piosenką "Boso" zaczęli być grani przez wszystkich. To trochę jak z zespołem Queen, który również został zauważony przy którejś tam płycie. Czasami trzeba poczekać. W muzyce, tak, jak i w innych dziedzinach, panują pewne trendy. Był trend etno, choćby Brathanki. Później nastała era Michała Wiśniewskiego i zespołu Ich Troje, następnie popowy rock Feela. Teraz mamy muzykę dziewczyn, które zaistniały w Internecie. No i wraca nam disco polo. Myślę, że to jest tendencja na najbliższy rok, albo na dwa. Ja natomiast idę swoją droga i robię tak już od ładnych paru lat. Nie zamierzam robić nic na siłę.

Przed tobą jeszcze jedno duże wyzwanie. Debiutujesz niebawem na deskach teatralnych.

- To jest faktycznie ogromne wyzwanie! Tu muszę od początku zbudować wszystko. Kawałek po kawałku. Dużo się uczę od wspaniałych aktorów, z którymi mam okazję grać w tym spektaklu, ale, przede wszystkim, od osoby, która mnie zaprosiła do tego projektu - Marty Meszaros. To niesamowita kobieta. Można od niej czerpać wiedzę nie tylko z dziedziny teatru, ale też po prostu z życia.

To oznacza, że teraz będziesz aktorką?

- Absolutnie nie! Ja nie jestem i nigdy nie będę aktorką. Warsztatu nie nauczę się w miesiąc, ludzie się tego uczą latami w szkołach, a później na deskach teatru czy w filmie. Ja co pewien czas otrzymywałam propozycje zagrania w filmach czy serialach, ale zawsze sukcesywnie odmawiałam. Tutaj zrobiłam wyjątek, bo są takie osoby, którym się nie odmawia.

Czy postać Marleny Dietrich jest ci bliska?

- W przeszłości bardziej interesowałam się Edith Piaf. Zresztą, myślę, że większość osób lepiej zna tę postać. Marlena od zawsze była dla mnie ikoną. Jej głos był niesamowity, z wiekiem coraz niższy, ale to dlatego, że ona paliła papierosy. Ja nie palę, wiec to dla mnie duże wyzwanie, aby ten głos brzmiał nisko. Wracając do pytania. Dużo czytałam o niej, dowiadywałam się i faktycznie teraz mogę powiedzieć, że zdecydowanie ta postać jest mi bliższa, niż postać Piaf.

Jesteś też taką osobą, która mocno angażuje się społecznie. Niedawno włączyłaś się w Konwój Muszkieterów (coroczna przedświąteczna akcja charytatywna Fundacji Muszkieterów - przyp. red.).

- Ja zawsze znajdę czas dla akcji charytatywnej. Co roku się w coś angażuję. Muszkieterowie w tym roku się zgłosili do mnie i wiedziałam, że za tym projektem stoi realna pomoc. W takich sytuacjach dla mnie nie ma opcji, że brakuje na to czasu. Jeśli go nie ma, to trzeba ten czas wygospodarować.

Brałaś udział w Bitwie na głosy i tam dałaś się poznać jako prawdziwy lider, który integruje, wspiera i prowadzi swój zespół do celu. Minęło już trochę czasu, jak teraz wspominasz ten program?

- Program wspominam niezwykle miło. To była pierwsza jego edycja. A ja tak się związałam z nim, że później w każdej kolejnej edycji byłam jego gościem. W czasie programu byłam pozytywnie zdziwiona, że moja drużyna miała poparcie płynące z całej Polski. Przeważnie jest tak, że to regiony się mobilizują. Ja muszę powiedzieć, że Cieszyn, jako miasto, nas tak za bardzo nie wspierał. A nasza drużyna, chyba właśnie dzięki swojej pracowitości, zdobywała co tydzień przychylność całej Polski.

Czy masz kontakt z uczestnikami?

- Mam, głównie przez Facebooka. Dzięki temu wiem, co się u nich dzieje, a oni obserwują to, co u mnie. Nie mam bezpośredniego kontaktu, bo każdy z nas ma swoje życie. Ale wiem, że kilka osób z mojej drużyny powoli zaczyna się rozkręcać i trzymam mocno kciuki za ich sukces. Oni dobrze o tym wiedzą.

No właśnie, aktywnie korzystasz z Facebooka? Ostatnio widziałem pewien zabawny wpis na twoim profilu dotyczący pewnej plotki.

- Tak, bo już nie wytrzymałam i musiałam coś napisać. Czasami nie mam siły! Brukowce wypisują brednie wyssane z palca. Nie mieści mi się to w głowie, że ludzie dopowiadają całe historie do jednego zdjęcia. Tak więc, postanowiłam zdementować te bzdury.

Jak myślisz, skąd to się bierze? Nie jesteś osobą, która swoją karierę buduje tylko na popularności i tzw. bywaniu na salonach.

- I wiesz, to mnie właśnie najbardziej dziwi. Nie mam pojęcia, skąd takie zainteresowanie. Ja o to nie zabiegam i absolutnie nie zależy mi na takiej karierze. Plotki są bardzo krzywdzące i bolą. Nawet nie myślę tutaj o sobie, bo ja sobie z tym radzę. Martwię się o mojego syna, który chodzi do szkoły, a tam wiadomo jak jest. Absurdem też jest dla mnie to, że te gazety bardzo często za mnie podejmują decyzje. To jest paranoja!

A czy twój syn przejawia może talent muzyczny?

- Tak, zdecydowanie! Jednak myślę, że raczej nic nie będzie z jego kariery estradowej, bo jego nudzi występowanie publiczne (śmiech). Na razie jesteśmy na etapie, że będzie architektem.

Kraków. Mieszkałaś kilka lat w tym mieście. Jak ten okres wspominasz?

- Mam fenomenalnie wspomnienia z Krakowa. To mój drugi dom. Uwielbiam to miasto. Spędziłam tam cały okres studiów, a po nich tam zamieszkałam. Zostawiłam w Krakowie mnóstwo przyjaciół, z którymi mam nadal kontakt. Kiedy tylko mam okazję być w Krakowie, to wracają wszystkie wspomnienia. Kraków to magia, która wiąże się z moimi wspomnieniami.

A do Warszawy przyjechałaś, dlatego, że łatwiej funkcjonować w twoim zawodzie będąc w centrum wydarzeń polskiego show biznesu?

- Odpowiedz jest banalna, przyjechałam tu za mężem. Nie mogliśmy mieszkać na dwa domy. Początkowo było mi się trudno przyzwyczaić do Warszawy. Musiałam więc od początku zbudować swój świat. Wydaje mi się, że w branży muzycznej nie ma znaczenia, gdzie mieszkasz. Możesz tak na prawdę z każdego zakątka Polski wykonywać ten zawód.

Czy to oznacza, że w życiu bardziej kierujesz się sercem niż rozumem?

- Tak. Chociaż od pewnego czasu mocniej stąpam po ziemi i rozważniej podchodzę do podejmowania decyzji.

Co robisz, że masz taką figurę? Jak dbasz o siebie?

- Pewnie cię rozczaruje, ale nic nie robię! Jem wszystko, na co mam ochotę. Ale obiecuje sobie, że coś muszę z tym zrobić, bo może się to obrócić przeciwko mnie. Przede wszystkim myślę o przyszłości i wiem, że przydałoby się zacząć regularnie ćwiczyć. Ale, jak na razie, nie znalazłam dobrego miejsca... W takich okolicznościach nie lubię zbyt dużej publiczności (śmiech).

Twój ideał mężczyzny to...

- Przede wszystkim najważniejszy jest intelekt! To też widać w moich wyborach życiowych. Wszystko się kiedyś kończy, przemija, a intelekt zostaje. Nie tylko z resztą u mężczyzn, u kobiet również. Mózg jest najseksowniejszy.

Jakie masz marzenia?

- Marzę o wielu rzeczach. Moje marzenia nie są nierealne, dlatego nie grozi mi zawód. Gdy o czymś marzę, to staram się dążyć do realizacji tego marzenia. I bardzo często mi się to udaje. Wierzę, że gdy czegoś bardzo chcemy, naprawdę jesteśmy w stanie to osiągnąć.

Rozmawiał: Łukasz Kędzior

Tekst pochodzi z EksMagazynu.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas