Louis de Funès: Każdy dzień zaczynał od mszy świętej

Podkreślał, że szczęśliwe życie zawdzięcza Jezusowi. Codziennie rozmawiał z nim w swojej prywatnej kaplicy. Kościołowi zostawił fortunę. Ale do końca ciążył mu jeden grzech...

Louis de Funes
Louis de FunesEast News

Tego drugiego po Charliem Chaplinie geniusza komizmu niewielu zna jako zagorzałego katolika i tradycjonalistę. A taki był Louis de Funès. W swoim zamku Clermont w dolinie Loary miał prywatną kapliczkę, gdy mieszkał w Paryżu, służył jako lektor do mszy świętej. - Jezus towarzyszy mi od dzieciństwa - podkreślał.

Talent odziedziczył po mamie. Leonor Soto Regeuera denerwowała się z byle powodu, a przy tym teatralnie gestykulowała. Jej syn w szkole zamiast o nauce myślał, jak rozbawić kolegów. Z tego powodu w jego dzienniczku były z same dwóje, uwagi i nagany. Mama chciała, by został księdzem, ale Louisa ciągnęło gdzie indziej, choć długo nie wiedział, gdzie.

Spłacić Kościołowi zaciągnięty dług

W żadnej pracy nie zagrzał miejsca. W 1936 roku poznał żonę, Germaine Élodie Carroyer, i wkrótce został ojcem Daniela. Żeby zarobić na skromne życie 22-letni Louis grywał na pianinie w barach i nocnych klubach. W jego małżeństwie szybko zaczęły się kłopoty. Zajęty walką o przetrwanie de Funès nie był ani dobrym mężem, ani ojcem. Jego dorosły już syn powie później: "Nigdy nie mogłem go nazwać tatą, mówiłem na niego Louis".

W 1942 roku aktor poznał kobietę, dla której stracił głowę - pochodzącą z arystokratycznego rodu Jeanne Augustine Barthélemy. Kiedy dowiedziała się, że jest żonaty, zerwała relację. Jednak Louis nie przestał o nią zabiegać. Był już wtedy w separacji, jego żona ułożyła sobie życie z innym mężczyzną, złożył więc pozew. Rozwód uzyskał w 1942 roku. W kolejnym wziął ślub cywilny z Jeanne.

W 1944 roku przyszedł na świat syn Patrick, pięć lat później Olivier. Do końca jednak bolało Louisa, że nie mógł w kościele przed ołtarzem przysięgać miłości swojej ukochanej. - Kościół pozostał nieubłagany. Nie było mowy o ponownej religijnej ceremonii ślubnej - pisali synowie komika w jego biografii. Jednak nie oddaliło to aktora od Boga.

Na pytania dziennikarzy, czy jest wierzący, odpowiadał: "Od zawsze". - Jezus był wpływowym towarzyszem mojego dzieciństwa, jest wpływowym towarzyszem mojego życia zawodowego i mego życia w ogóle - tłumaczył. - Tak Go widzę: metr dziewięćdziesiąt, niezwykła siła i takie bicepsy! Kiedy wyrzucał kupców za drzwi świątyni brał ich po trzech... i hop! Mówił donośnym głosem, uśmiechał się i czynił cuda. Przewodził ludziom i mnie również.

Przez to, że Louis żył w niesakramentalnym związku miał poczucie, że musi spłacić jakiś rodzaj długu wobec Stwórcy. Gdy z żoną i dziećmi zamieszkali w maleńkim, dwupokojowym mieszkanku przy rue de Miromesnil w Paryżu, Louis mocno zaangażował się w życie miejscowej parafii. Potrafił każdego ranka o 7 przychodzić na mszę i czytać Biblię. Często powtarzał, że "trzeba zawsze zaczynać od nowa".

Gdy stał się sławny i bogaty w swoim zamku w Clermont miał własną kapliczkę. Mimo to każdej niedzieli mieszał się w miasteczku z tłumem, by wziąć udział w eucharystii. Jego syn Olivier wspomina, że ojciec nie wyobrażał sobie opuścić niedzielnej mszy, a praktyki religijne pomagały mu kroczyć prosto przez życie. Jednym z niewielu przyjaciół aktora, którzy mieli stałe zaproszenie do jego domu, był miejscowy proboszcz, ojciec Maurice. - Kiedyś powiedział mi, że ma nadzieję, iż św. Piotr będzie pamiętał o jego błazenadach i wpuści go do raju - wspominał duchowny.

Wątki religijne pojawiały się również w jego filmach, zawsze w pozytywnym kontekście. Wszyscy pamiętają pogodne zakonnice szarytki z wielkimi białymi kornetami na głowie, wybawiające z opresji żandarma z Saint-Tropez.

Kadr z filmu "Żandarm z Saint Tropez"
Kadr z filmu "Żandarm z Saint Tropez"East News

Kiedy w 1970 roku de Funès pojechał na zdjęcia do Rzymu, zamieszkał w hotelu z widokiem na Bazylikę św. Piotra. Powtarzał: "Lubię wiedzieć, że tam jest papież. Każdego dnia posyłam mu myśli, chcę być pewny, że odpuści mi moje grzechy". Udzielał wsparcia Bractwu Św. Piusa X i jego założycielowi abp. Lefebvre’owi domagającemu się po soborze prawa do łacińskiej liturgii. Wspomagał finansowo księdza Ducauda-Bourgeta, pod którego przywództwem wierni zajęli w 1977 roku paryski kościół Saint-Nicolas du Chardonnet. Samemu Bractwu zapisał w testamencie 1/3 swego pokaźnego majątku!

Patriotyzm i rojalizm sprawiały, że de Funès nigdy nie zapominał o 21 stycznia, dniu śmierci Ludwika XVI, i uczestniczył w stosownych obchodach. Choć długo czekał na sławę, którą osiągnął po 50., zawsze powtarzał: "Byłem w życiu bardzo szczęśliwy i to z pewnością dzięki Jezusowi". Zapytany, co chciałby usłyszeć od Boga po śmierci odpowiedział: "Wszyscy, których znasz są w salonie. Czekają na ciebie od dawna, od bardzo dawna".

Monika Górniak

Ludzie i wiara
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas