Marcin Wilk o Irenie Kwiatkowskiej: miewała ciemne myśli

Irena Kwiatkowska. „Kobieta pracująca” i wiecznie młoda. Kiedy podrzucała w górę „nogi roztańczone”, była dobrze po 60. Potrafiła rozbawić do łez. Zawsze w dobrym stylu, z przedwojennym sznytem, wyczuciem. W książce „Irena Kwiatkowska. Żarty się skończyły” Marcina Wilka poznajemy ją z zupełnie innej strony – walczącą z kompleksami, niepewną, skupioną wyłącznie na pracy, czasem bezwzględną, ludzką…

Irena Kwiatkowska w 2008 roku. Miała wówczas 96 lat
Irena Kwiatkowska w 2008 roku. Miała wówczas 96 latLUKASZ OSTALSKI/REPORTEREast News

Katarzyna Pawlicka, Interia: Kwiatkowska - na scenie wulkan energii - w życiu codziennym była skryta. Unikała zwierzeń, prywatnych rozmów, droczyła się z mediami. Jak zatem dotarłeś do materiałów, z których powstała książka?

Marcin Wilk: Praca biografa przypomina układanie puzzli, tyle że niekompletnych. Niektóre elementy masz, za innymi musisz się rozejrzeć, a potem z tego wszystkiego próbujesz ułożyć obrazek. Im więcej kawałeczków (nigdy nie udaje się zgromadzić wszystkich), tym obrazek jest pełniejszy.

- W tym przypadku było kilka źródeł. Najbogatszym okazało się archiwum domowe Krystyny Kwiatkowskiej, bratanicy aktorki. Krystyna przejęła po ciotce rozmaite pamiątki: teczki z tekstami, zeszyty z zapiskami, listy od wielbicieli i gratulacje, kartki pocztowe, a przede wszystkim "Dziennik Irki Kwiatkowskiej".

Ale twoja książka to też zapis spotkań z ludźmi: bliskimi i współpracownikami Kwiatkowskiej.

- To się mieści w metodzie reporterskiej, która jest mi bliska. Jeżdżę więc w miejsca, z którymi Kwiatkowska była związana, by obwąchać teren. Niemal jak Szpieg z Krainy Deszczowców kręciłem się przy ulicy Tamka w Warszawie, gdzie aktorka przez wiele lat mieszkała. Zaczepiłem tam nawet szklarza, który prowadzi obok warsztat. Okazało się, że Kwiatkowska go odwiedzała. Wisiało nawet w honorowym miejscu jej zdjęcie z autografem.

- Poza tym, owszem, sporządzam zawsze listę potencjalnych osób, z którymi koniecznie należy porozmawiać. Wśród nich była oczywiście wspomniana Krystyna Kwiatkowska, która opiekowała się swoją ciotką podczas ostatnich lat jej życia i była z nią związana, bardzo się kochały. Rozmawiałem też z gospodynią aktorki, Zofią Mróz i współpracownikami. Tu należy dodać, że Irena Kwiatkowska nie miała zbyt wielu bardzo bliskich kolegów. Jej najlepszym przyjacielem przez kilkadziesiąt lat był mąż.

Irena Kwiatkowska świętuje swoje 95 urodziny
Irena Kwiatkowska świętuje swoje 95 urodzinyTricolorsEast News

Mamy też pamiętnik z lat dziecięcych i nastoletnich.

- Ano właśnie. Dwa zeszyty "Dzienników Irki Kwiatkowskiej". To największe znalezisko. Trafiły do rodziny nie przez aktorkę, a przez jej zaufaną gosposię Zofię Mróz. Ona dostała te zeszyty, by się nimi zaopiekować. Pamiętniki obejmują około 10 lat, więc niezbyt długi okres, jak na tak imponujący, niemal 100-letni, żywot. Były pisane między 1925 a 1935 rokiem.

"Dziennik Irki Kwiatkowskiej" jest kopalnią wiedzy o jej dorastaniu...

- Kiedy Kwiatkowska zaczęła pisać pamiętnik, miała ok. 12 lat, jest to więc okres jej młodości, lat szkolnych, a potem studiów i początków kariery. Znajdziemy w nim wpisy poświęcone miłostkom, przygotowaniom do szkoły, ale też próby literackie. Młoda Kwiatkowska próbowała naśladować Mickiewicza, choć nie szło jej to najlepiej. Jako wartość opowieści o życiu te zeszyty są nie do przecenienia, bo dzięki nim mamy dostęp do marzeń, pragnień, oczekiwań. Kwiatkowska traktowała dziennik jak najlepszego przyjaciela, powiernika i taki charakter ma jej pisanie.

Z wpisów młodej Ireny wyłania się obraz dziewczyny bardzo wrażliwej, której brakuje pewności siebie. A przecież na studia aktorskie dostała się z pierwszego miejsca!

- Z pamiętnika wynika, że faktycznie nie czuła się pewnie, ale kto z nas tak się czuje? Na pewno nie była zadowolona ze swojego wyglądu, miała mnóstwo kompleksów. Koniec lat 20. to czas, kiedy piękne twarze trafiały na afisz. Aktorki zdobiły okładki czasopism, odbywały się pierwsze wybory miss. Kwiatkowska śledziła to wszystko rozgorączkowana, podziwiała urodę innych ludzi, bo nie tylko kobiet. Do tego wszystkiego nie miała też dobrych relacji z matką, nie czuła, że ma od niej wsparcie. Być może mama była dumna z córki, ale nie umiała jej o tym powiedzieć.

Wówczas obowiązywał inny model wychowania dzieci. Nie było miejsca na nadmierną uczuciowość.

- Myślę, że tak. Matka Kwiatkowskiej mogła też być po prostu przemęczona, miała na głowie cały dom, nie tylko dzieci. Irena Kwiatkowska przez całe życie była dla siebie surowa. Wymagała dużo zarówno od siebie, jak i od innych.

- Mimo kompleksów, w młodości była bardzo kochliwa. Z pamiętnika wynika, że jej emocjonalne życie buzowało. Ciekawą sprawą jest np. fascynacja "psychologiem" (tak go nazywa). Mowa o Stefanie Baleyu, który faktycznie był profesorem, specjalistą od psychologii rozwojowej, znaną postacią w XX-leciu międzywojennym. Różnica wieku między nimi wynosiła ponad 20 lat. Ta relacja miała charakter ogromnej fascynacji z jej strony i dużego zaangażowania z jego strony. Baley podsuwał jej lektury - Kwiatkowska dzięki niemu czytała np. Freuda. W jej życiu pojawiali się też oczywiście inni mężczyźni, ale nie miała szczęścia w miłości. Ten dziennik nie obfituje w zapiski dziewczyny, która spędza radośnie czas, idąc z chłopcem za rękę przez park, tylko raczej opisy nieszczęśliwych zauroczeń. Nie wiodło się jej w tej sferze. Zmienić się to miało dopiero po wojnie.

Irena Kwiatkowska w 2009 podczas pikniku w Skolimowie
Irena Kwiatkowska w 2009 podczas pikniku w SkolimowieTricolorsEast News

Właśnie - wojna. Ta wrażliwa dziewczyna stanęła na wysokości zadania, wykazała się hartem ducha, była łączniczką w Powstaniu, a potem zamilkła. Dlaczego rzadko wracała do tego okresu?

- Nie lubiła mówić o tych latach. Podobno ludzie, którzy przeżyli wojnę, często milczą, nie chcą wracać do traumy. Doskonale to rozumiem.

- Kwiatkowska była ulepiona z przedwojennej, solidnej gliny, w której walka za ojczyznę była rzeczą oczywistą. Tacy jak ona nie zadawali pytań, po prostu szli bronić kraju. W sensie odruchu udział w powstaniu był dla niej naturalny. A przed powstaniem, a właściwie na początku okupacji, prawdopodobnie uczestniczyła w jakichś kursach kosmetycznych. Być może zdawała sobie sprawę, że wojna kiedyś się skończy i trzeba o siebie dbać? Pamiętajmy, że pierwsze lata okupacji, zwłaszcza w Warszawie, wyglądały inaczej niż rok 1944 i 1945. Ludzie starali się jakoś żyć. Funkcjonowały teatry, kawiarnie...

Ale Kwiatkowska zawiesiła swoją działalność aktorską, nie grała nigdy w jawnych teatrach.

- Nie grała w teatrach okupacyjnych. Pod tym względem była patriotką z krwi i kości.

Po wojnie miała już trzydzieści kilka lat, tymczasem w jednej z audycji radiowych przedstawiła się jako 23-latka. Zmagała się z kompleksami na punkcie wieku?

- W tamtej sytuacji chodziło o coś innego. Żart sytuacyjny. Poza tym Kwiatkowska raczej nie przejmowała się swoim wiekiem.

Przez całe życie wyglądała na dużo młodszą niż w rzeczywistości

- Całe życie bardzo o siebie dbała, świetnie się odżywiała, gimnastykowała się. Dzięki znajomościom męża w najbardziej siermiężnych czasach sprowadzała z Francji kiełki. Kiedy nogi roztańczone szybują do nieba, ma 60-kilka lat, a jaką kondycję!

Narzucała sobie reżim żywieniowy, w pracy też była perfekcjonistką. Jak wyglądał dzień Ireny Kwiatkowskiej?

- Był absolutnie podporządkowany pracy od samego rana, kiedy powtarzała teksty. Pomagał jej mąż - mieli w domu fortepian, więc Bolesław Kielski mógł akompaniować. Znała perfekcyjnie nie tylko swój tekst, ale też kwestie kolegów, bywała więc dla nich utrapieniem. Wymagająca, zawsze punktualna, skupiona, szalenie denerwowała się przed występami i nie można było do niej wtedy absolutnie mówić. Wbrew pozorom nie prowadziła bujnego życia towarzyskiego.

Irena Kwiatkowska w 2002 roku podczas gali zorganizowanej specjalnie dla niej
Irena Kwiatkowska w 2002 roku podczas gali zorganizowanej specjalnie dla niejTricolorsEast News

Aktorzy często odreagowują stres towarzyszący wyjściu na scenę podczas zakrapianych, nocnych spotkań. Kwiatkowskiej zdarzało się imprezować?

- Miała kiedyś epizod alkoholowy, o którym mówiła w jednym z wywiadów, ale nikt na ten temat nie potrafił mi nic więcej powiedzieć. Na pewno nie trwał długo i skutecznie z niego wyszła. Co być może splata się z ciemną stroną jej charakteru. Kwiatkowska miewała ciemne myśli, o czym możemy przekonać się, czytając fragmenty jej pamiętnika. Ludzie, którzy ją znali, mówią, że raczej trzymała się z boku. O ile aktorzy prowadzą rozbudowane życie towarzyskie, w jej przypadku ograniczało się tylko do wyprawiania imienin "jak u cioci". Zapraszała wtedy znajomych do swojego mieszkania na Tamce. Taki miała charakter, przed wojną też przesadnie nie szalała. Nie wiem, czy była lubiana. Nie dopuszczała do siebie innych ludzi zbyt blisko. Na pewno ją szanowano. Natomiast zachowywała dystans, była zadaniowa, skoncentrowana na pracy. Do tego nie pasuje rozbudowane życie imprezowo-towarzyskie.

Pewnie dlatego udało się Kwiatkowskiej zbudować tak bogaty dorobek artystyczny.

- Tak, choć pozostała mistrzynią drugich ról. Tymczasem jeszcze przed wojną marzyła o dużych rolach dramatycznych. Szlifowała warsztat grając pod koniec lat trzydziestych w teatrach prowincjonalnych: w Katowicach i w Poznaniu. Była jednak aktorką stworzoną właśnie do tych mniejszych: nie tylko zewnętrznie, ale też psychicznie, bo, jak mówią niektórzy aktorzy, by grać rozbudowane role dramatyczne, trzeba mieć po prostu w sobie pewne predyspozycje. Ona ich raczej nie miała.

- Potrafiła za to świetnie przygotować postać zbudowaną na anegdocie, monologu. Była świetną aktorką charakterystyczną. My ją za to kochamy, ale ona sama mogła mieć inne ambicje. Na pewno tak było przed wojną. To rodziło napięcia.

Niepokój, napięcia, ciemne myśli ma już Kwiatkowska kilkunastoletnia. W pamiętniku jest nawet fragment, w którym poddaje w wątpliwość istnienie Boga. A przecież religia była dla niej niezwykle istotna, a w ostatnich latach najistotniejsza.

- Bóg znika trochę, kiedy u Kwiatkowskiej pojawia się praca, szczególnie w latach 45.-89., można więc anegdotycznie powiedzieć, że Bóg znika, kiedy pojawia się PRL. A całkiem serio - wydaje mi się, że wiara Kwiatkowskiej była rozmaita: i głęboka i momentami dewocyjna, powierzchowna, czasem z wątpliwościami, o których mówimy.

Irena Kwiatkowska w filmie "Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" z 1978 roku
Irena Kwiatkowska w filmie "Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" z 1978 rokuINPLUSEast News

Lata 45.-89. to również czas intensywnie spędzany z mężem - Bolesławem Kielskim (zmarł w 1993 roku po długiej chorobie). Jakie było ich małżeństwo?

- Tak naprawdę niewiele wiemy o ich intymnej relacji. Można jednak zaryzykować tezę, że byli dla siebie bardzo dobrymi przyjaciółmi. Dużo razem podróżowali, słuchali jazzu, mieli podobne charaktery, lubili pracę. Co ciekawe, on bardzo cenił pracę żony, był dla niej ogromnym wsparciem i wielbicielem, przygotowywał teczki z wycinkami na jej temat.

- Kielski sprawiał wrażenie raczej chłodnego, był zawsze bardzo elegancki, "jakby wyszedł z pralni", jak mówili znajomi. Dżentelmen starej daty, erudyta, trochę dowcipny, świetnie wykształcony, znający języki, więc facet w tamtych czasach robiący dobre wrażenie, mający techniczne podejście do rzeczywistości, wolący miasto od wsi, beton od przyrody. Zanim poznał Kwiatkowską, był już żonaty. Miał też syna.

- W IPN-ie jest jego teczka, w której znajduje się dokument o współpracy ze służbą bezpieczeństwa, krótkiej i dosyć nieudanej, ale jednak. Wiele wskazuje na to, że podczas jednej z dalekich podróży zagranicznych Kielski przywiózł ze sobą jakąś chorobę. W latach osiemdziesiątych zapadał się, tracił siły, w końcu już tylko leżał, na stałe przykuty do łóżka. Kwiatkowska zajmowała się nim cały czas, nie przerywając pracy. Nikt ze współpracowników nie zdawał sobie sprawy, w jak trudnej jest sytuacji.

- Jerzy Bończak opowiadał, że kiedy był u Kielskich na imieninach aktorki, Bolesław chorował. Leżał w drugim pokoju, a Kwiatkowska zaglądała się do niego co jakiś czas, niemal niepostrzeżenie. Niektórzy goście nie zdawali sobie do końca sprawy, że obok przebywa ciężko chory człowiek.

Kwiatkowska i Kielski nie mieli dzieci. Dlaczego, skoro byli bardzo udanym małżeństwem, podjęli taką decyzję?

- W 1929 roku rodził się siostrzeniec Ireny. Poród był bardzo ciężki, kilkudniowy, a 17-letnia Kwiatkowska przyglądała mu się z bliska. Już wtedy zdecydowała, że nie będzie miała potomstwa, skoro kosztuje to tyle cierpienia. W pewnym sensie można byłoby powiedzieć, że Kwiatkowska wybrała żywot aktorki, zaślubiła się pracy, a sztuki były jej dziećmi. Być może bała się przeniesienia niezbyt dobrych relacji z mamą na relacje ze swoim dzieckiem?

W latach 40. decyzja o nieposiadaniu dziecka musiała być trudniejsza niż dziś...

- Ale trzeba powiedzieć, że artystkom było łatwiej. W środowiskach artystycznych w ogóle więcej można, jak wiemy. Nina Andrycz na przykład wprost mówiła o aborcji. Nie sądzę, by Irena Kwiatkowska podzielała jej zdanie, ale chyba nikt jej o to nie spytał. Ciekawe, co naprawdę o tym myślała.

Irena Kwiatkowska w serialu "Wojna domowa" w 1965 roku
Irena Kwiatkowska w serialu "Wojna domowa" w 1965 rokuINPLUSEast News

Nie da się mówić o Kwiatkowskiej bez wspominania o "Czterdziestolatku" i roli kobiety pracującej, na punkcie której widzowie zwariowali. Czy serialowa łatka jej ciążyła?

- Po emisji "Czterdziestolatka" zaczęły dziać się cuda. Irena Kwiatkowska była przepytywana z życia prywatnego. Wtedy nie było gazet typowo plotkarskich, ale takie tytuły jak "Przyjaciółka" potrafiły pytać na przykład o przygotowania do świąt w kuchni. Nie ominęło to Kwiatkowskiej. Po "Czterdziestolatku" stała się niekwestionowaną gwiazdą, ale myślę też, że bawiła się nową sytuacją, mimo wszystko to nie było dla niej obciążenie. Aktorzy potrzebują atencji innych ludzi, więc na swój sposób zainteresowanie mogło jej schlebiać. Chociaż jak tylko ktoś przychodził na wywiad nieprzygotowany, była bardzo nieprzyjemna. Pisała nawet listy ze sprostowaniami. Dzięki popularności (już po "Wojnie domowej") udało się jej załatwić kilka spraw, np. linię telefoniczną dla bratanicy Krystyny.

Kwiatkowska lubiła dobrze żyć? Jej mieszkanie było skromnie urządzone, za to dalekich podróży (np. do Stanów Zjednoczonych) odbyła, jak na tamte czasy, bardzo dużo.

- Po Warszawie krążyły opowieści o jej chorobliwej oszczędności lub, jak mówią niektórzy, skąpstwie. Ale Kwiatkowska lubiła szeroko pojętą jakość, to była cecha przedwojenna. Jakość jedzenia, jakość materiału, z jakiego jest zrobiona sukienka, ale też jakość relacji międzyludzkich i pracy.

Mogłaby mieć problem, by odnaleźć się w dzisiejszej rzeczywistości...

- Pewnie miałaby problem, żeby założyć sobie konto na Instagramie, ale nie z powodów technologicznych. Wbrew pozorom była bardzo otwartą, chłonną i ciekawską osobą. Na przykład interesowały ją nowinki ze świata nauki. Chętnie się uczyła. W końcu to kobieta pracująca, która niczego się nie boi i zna się na wszystkim.

Stworzyłeś portret Kwiatkowskiej, jakiej nie znamy - bardzo odległy od wyobrażeń większości fanów artystki. Nie boisz się ich rozczarowania, protestów?

- Są oczywiście czytelnicy, którzy nie chcą takiej Kwiatkowskiej (śmiech) ale co ja mam zrobić? Zadaniem biografa, tak mi się przynajmniej wydaje, jest jak prawdziwe opisanie życia, a nie dopisywanie się do sztucznego wizerunku. Ważne, by choć trochę zbliżyć się do prawdy o człowieku. Nawet jeśli ta jest bardzo złożona, tak jak to się dzieje w przypadku Kwiatkowskiej.

Więcej o książce Marcina Wilka "Kwiatkowska. Żarty się skończyły" przeczytacie TUTAJ.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas