Mąż mnie kocha pomimo

Dla Edyty Pazury (22) to był rok spełnionych pragnień. Wyszła za mąż, urodziła córeczkę... Teraz marzy o tym, by mieć jeszcze dwójkę dzieci. W SHOW zdradza, jakim ojcem okazał się Cezary.

Edyta i Cezary /fot. Paweł Przybyszewski
Edyta i Cezary /fot. Paweł PrzybyszewskiMWMedia

Nadchodzą wasze pierwsze rodzinne święta. Jakie będą?
Wigilię i pierwszy dzień spędzimy u moich rodziców w Krakowie. Mam dużą rodzinę: trzech starszych braci, każdy ma żonę i dzieci. Przy wigilijnym stole będzie ponad 15 osób. W drugi dzień wracamy do Warszawy spotkać się z rodzicami Czarka.

Kto przygotuje wigilijne potrawy?
Jedziemy na gotowe (śmiech). Trudno byłoby z Warszawy je przewieźć. Ale rok temu spędzaliśmy Wigilię w domu Radka i Doroty (Pazurów - przyp. red.) i przygotowałam barszcz czerwony z uszkami. A co do deserów, moją dumą jest makowiec. Potrawy przyrządzam ściśle według receptury mamy. Zawsze się udają.

Lubisz gotować?
Tak. I gotować, i piec. Chętnie gotuję dla męża. Lubię te chwile.

Sadzam Amelkę w siodełku, ona mi się przygląda, a ja się krzątam.

Pierwszy Mikołaj w życiu Amelki zapewne coś jej przyniesie...
Wierz mi, że ona nie potrzebuje Mikołaja. Często dostaje prezenty od nas, niekoniecznie z jakiejś okazji. Nie wiem jeszcze, co pan z siwą brodą przyniesie w tym roku mojemu mężowi. W zeszłym roku na urodziny dostał ode mnie gwiazdę.

Prawdziwą?!
Tak. Taką gwiazdę można kupić przez internet. Otrzymuje się certyfikat potwierdzający zakup, na którym podane są jej współrzędne. Być może teraz pod choinkę kupię mężowi teleskop, żeby mógł oglądać swoją gwiazdę o imieniu Cezary.

Droga jest taka gwiazda?
To zależy. Im bliżej Ziemi, tym droższa.

Jak byś podsumowała rok, który się kończy?
Chyba był dla ciebie ważny.

To był rok moich marzeń, bo wyszłam za mąż i urodziłam dziecko. Był też bardzo pracowity, bo musiałam wiele obowiązków pogodzić w związku z tym, że na świat przyszła Amelka. Na początku byłam przekonana, że będę musiała zrezygnować z pracy, ale udało mi się połączyć nagrania programu "Looksus" w Polsat Cafe z opieką nad małą. Podobnie jak studia. Nie zaczęłam tylko drugiego fakultetu, co planowałam, ale co się odwlecze...

Jak na co dzień radzisz sobie ze wszystkim? Masz opiekunkę?
Mam, ale rzadko korzystam z jej pomocy. Emocjonalnie dużo kosztują mnie rozstania z małą. Nagrania "Looksusu" odbywają się raz w tygodniu i przeważnie zabieram na nie córeczkę. Wróciłam do pracy, gdy Amelka miała dwa miesiące. Wtedy zostawiałam ją pod opieką Czarka, ale i tak serce krwawiło. Płakałam przed wyjściem z domu, gdy wracałam, znowu płakałam, że musiałam ją zostawić. Jeśli mam zajęcia w Krakowie, zabieram Amelkę ze sobą. Moja torba jest wtedy pełna grzechotek, misiów i grających stworów.

Jeździmy pociągiem i połowę podróży przesypiamy. Kiedy idę na zajęcia, Amelką opiekuje się moja mama. Ma magiczne ręce - potrafi uśpić małą w dwie minuty. Nikt nie umie powtórzyć tego wyczynu. Teraz jestem na trzecim roku zarządzania i marketingu, piszę pracę licencjacką. Magisterską zamierzam napisać już w Warszawie, na jednej z tutejszych uczelni, żeby nie tracić czasu na dojazdy. Planuję też przenieść się na studia dzienne.

Jak zareagowałaś na propozycję prowadzenie programu w Polsat Cafe?

Byłam zdziwiona, że ktoś w ogóle mnie zauważył. Nie wiedziałam, co robić, bałam się. Długo rozmawiałam z moim mężem. Przyznam szczerze, że gdybym wtedy wiedziała to, co dzisiaj, nie zgodziłabym się. Spadła na mnie fala krytyki i ludzkiej zawiści, na które nie byłam przygotowana. Jestem wrażliwą osobą i przejmowałam się wszystkim. Dziś plotki i złośliwości coraz rzadziej mnie dotykają.

Ale opłacało się podjąć wyzwanie, jakim jest prowadzenie programu. Nauczyłaś się tylu nowych rzeczy...
Owszem, i to mnie cieszy. Doceniam sytuacje życiowe, w których mogę nauczyć się nowych rzeczy i sprawdzić siebie. Dlatego przyjęłam tę propozycję. Nie chodziłam ani do logopedy, ani na kursy autoprezentacji. Słuchałam rad życzliwych mi ludzi i starałam się wykonywać powierzoną mi pracę jak najlepiej. Dzięki tej pracy poznałam kilka naprawdę fajnych osób, więc grono moich warszawskich znajomych powiększyło się. Bardzo roztropnie podchodzę do nowych znajomości. Boję się, że kiedy ktoś wejdzie ze mną w bliższy kontakt, zaraz pobiegnie do gazety i powie, że paznokcie mam krzywo pomalowane. Wiem, że to chore, ale naprawdę po tym wszystkim, co mnie spotkało, żyję z taka świadomością.

Słyszałam, że to mąż pomagał ci ćwiczyć dykcję.
Dał mi tylko ćwiczenia. Staram się je robić, ale noszę aparat ortodontyczny, co utrudnia mówienie. Żartuję, że w nim zamiast mówić, syczy się. Za rok go zdejmę i wtedy znowu będę musiała uczyć się mówić na nowo, już bez aparatu (śmiech).

Swoją przyszłość zawodową wiążesz z telewizją czy z kierunkiem studiów?

Od razu wyjaśnię, że nie zamierzam być aktorką, wbrew temu, o czym pisały niedawno gazety. Co do moich planów, to będzie, co Bóg da.

A co z doktoratem? To prawda, że chcesz go zrobić?
Tak, to prawda. Wykształcenie zawsze było dla mnie priorytetem. Po studiach magisterskich, jako dojrzała już kobieta, chciałabym zacząć doktoranckie. Na razie piszę pracę licencjacką z zakresu zarządzania i marketingu. Poza tym mój mąż założył firmę producencką "Cezar 10", więc na tym polu będę go wspierać. Ale tylko wtedy, kiedy będzie potrzebował pomocy i poprosi mnie o nią.

Masz teraz w Warszawie przyjaciół?
Ufam tym, którzy sprawdzili się w trudnych dla mnie sytuacjach. Takich przyjaciół mam niewielu, głównie w Krakowie. Znamy się od dzieciństwa i mogę na nich liczyć w każdej sytuacji, zadzwonić o każdej godzinie. Mam nadzieję, że w przyszłości podobnych poznam też w Warszawie.

Bardzo się zmieniłaś, odkąd wsiadłaś do tego samego pociągu co Cezary?
Jestem tym samym człowiekiem. Kiedyś, myśląc o swojej przyszłości, inaczej ją sobie wyobrażałam. Nigdy nie pomyślałabym, że los połączy mnie ze znanym aktorem. Dla mnie jednak okazało się to szczęśliwym zrządzeniem losu. Wierzę w przeznaczenie, które mnie i Czarka uczyniło szczęśliwymi ludźmi. Początkowo było mi bardzo ciężko, bo publikacje prasowe były dla mnie jak zimny prysznic, a jeszcze zimniejszy dla mojej rodziny.

Byłam wychowana według tradycyjnych zasad. Ciąży na mnie odpowiedzialność, która nie pozwala mi nigdy zawieść rodziców. W pewnym momencie jednak poczułam, że jest inaczej. Tak naprawdę nie rozumiałam, dlaczego dziennikarze piszą o mnie tak źle. Przecież nikogo nie skrzywdziłam. Straciłam pewność siebie, życiową energię, której nigdy mi nie brakowało, a w pewnym momencie także kobiecość, bo pisano, że jestem brzydka, głupia, interesowna.

Teraz wiem, że powiedzenie: "Co cię nie zabije, to cię wzmocni" jest w stu procentach prawdziwe. Przeszłam przyspieszony kurs dojrzewania.

W jakich cechach męża się zakochałaś?
Kocham go za wszystko. Czarek dużo wie o życiu i świecie. Imponuje mi tym.

Mózg jest najbardziej seksowną częścią ciała mężczyzny?Tak właśnie jest. Uwielbiam też poczucie humoru Czarka i to, że jest ciepły i wrażliwy. Nie sądziłam, że kogoś takiego spotkam. Myślę, że jesteśmy bardzo do siebie podobni.

A jakim jest ojcem?
Najlepszym na świecie, a jednocześnie trochę przewrażliwionym.

Ale tez doświadczonym. Ma dorosłą córkę z pierwszego małżeństwa.
To prawda, choć już zdążył zapomnieć, jak to jest z niemowlakiem. Często się wymądrza (śmiech). Ale przyznam, że to mąż przez pierwsze dni kąpał Amelkę, bo ja miałam ręce z galarety. Bawi się z nią, dużo rozmawia i powtarza, że zazdrości mi, że mogę spędzać z małą prawie 24 godziny na dobę. Czarek nie może sobie na to pozwolić, bo dużo pracuje, teraz m.in. nad komedia "Weekend", ale ma z córeczką świetny kontakt. Nie mogłabym mu nic zarzucić jako ojcu i jako mężowi. Każdej kobiecie życzę takiego mężczyzny.

Rozmawiam często na ten temat z mamą, mówiąc, że bardzo cenię tę dojrzałość Czarka. Nie mogłabym mieć młodego chłopaka, który chodziłby na imprezy albo na piwo z kolegami, a mnie zostawiał samą z dzieckiem. Taki dojrzały mężczyzna jak Czarek już swoje przeżył, wyszalał się, a teraz ceni sobie domowe ognisko.

To nas łączy, oboje ciągniemy do domu. A ja jestem kochana bardziej "pomimo" niż "za". Często jestem uparciuchem. Przez pierwsze pół roku naszej znajomości ani razu pierwsza do niego nie zadzwoniłam. To on zabiegał o moje względy. Czarek to mężczyzna spokojny, wyważony. Mimo częstych różnic poglądów, świetnie się rozumiemy. I żyjemy zupełnie normalnie, tak jak nasi rodzice.

Wartości, które chcecie przekazać córeczce, też są podobne?
Są takie same. Przede wszystkim chcemy ją wychować w wierze katolickiej. Mimo że nie możemy wziąć ślubu kościelnego, oboje jesteśmy wierzący. Damy jej maksymalnie dużo miłości i będziemy wspierać w każdej decyzji, jaką podejmie, gdy będzie starsza. Nie chciałabym, aby moje dziecko kochało mnie za to, że kupię jej gadającą lalkę.

Do kogo Amelka jest podobna?
Mówiąc nieskromnie - do mnie. Ma włoski do ramion, tak jak ja w dzieciństwie. W dwóch słowach: śliczna dziewczynka, na dodatek charakterna, ale to akurat odziedziczyła po nas obojgu.

Jak wróciłaś do formy po ciąży?
Już po trzech tygodniach byłam szczupła.

Nie katowałam się na siłowni ani dietą 1000 kalorii. Tym bardziej że uwielbiam jeść.

W ciąży przytyłam tylko 8 kilogramów i one same gdzieś zniknęły, gdy Amelka się urodziła.

Starsza córka twojego męża polubiła przyrodnią siostrzyczkę?
Nastka przepada za Amelką. Kiedy do nas przyjeżdża, pierwsze, co robi, to myje ręce i biegnie do małej, bierze ją na ręce, ściska i całuje. Przyznam, że tym mnie zaskoczyła.

Nastka to bardzo miła i fajna dziewczyna. Kiedy się poznałyśmy, Czarek spytał ją, co sądzi o naszym związku. Odpowiedziała: "Tato, jak ty będziesz szczęśliwy, to ja też". Teraz mamy świetny kontakt. Wyjeżdżamy razem na działkę na Mazury. Kiedy wraca z uczelni, mieszka z nami. Ma swój pokój i wspólnie spędzamy czas. Chętnie pomaga mi w opiece nad Amelką. Myślimy też o jej przyszłości, bo to już dorosła osoba i chciałaby się usamodzielnić.

Z Cezarym Pazurą stworzyliście bardzo tradycyjny dom, w którym mężczyzna pracuje, a kobieta zajmuje się głównie dzieckiem. Nie masz o to żalu do męża?

Nie. Oboje takie domy mieliśmy i chcieliśmy, aby nasz też tak wyglądał. Lubię zajmować się

domem. To mój wybór, że poświęcam tyle czasu Amelce i nie mam o to do nikogo żalu, bo właśnie to czyni mnie szczęśliwą.

Niech nikt nie liczy na to, że kiedyś będę płakać w gazecie, że musiałam prać, gotować, bawić dziecko i uśmiechać się do męża. Kiedy mała podrośnie, będę więcej pracować, ale teraz ona jest dla mnie najważniejsza. Mam warunki, by spełniać się w macierzyństwie. Gdybym była studentką bez pracy, to nie zdecydowałabym się na potomstwo.

Mama mówi, że zawsze byłam dojrzalsza od rówieśników. Chciałam mieć gromadkę dzieci. Być może dlatego, że mama pracowała w przedszkolu, a ja przychodziłam do niej i pomagałam przy maluchach. Wcześnie miałam tez kontakt z bratankami. Pierwsza moja bratanica urodziła się, kiedy byłam nastolatką. W wieku 13 lat pokonywałam tor przeszkód z pluszaków i grzechotek.

Jakie teraz masz marzenia?

Chcielibyśmy mieć z Czarkiem jeszcze dwoje dzieci. I marzę o tym, by przeprowadzić się do naszego mieszkania. Jednym z priorytetów jest też ukończenie studiów, po których mam plany, by wykładać na uczelni. Lubię podróże, więc chciałabym móc zwiedzić trochę świata.

Czego będziecie życzyć sobie z mężem, łamiąc się opłatkiem?

Zdrowia. Wszystko inne już mamy.

Rozmawiała Iwona Aleksandrowska

Czytaj więcej w najnowszym wydaniu magazynu o gwiazdach SHOW. W sprzedaży od 17 grudnia.

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas