Natalia Janoszek: "Brzydkie kaczątko" z Bollywood

​Młoda, piękna i szalenie ambitna. I chociaż jest gwiazdą Bollywood, to jednak w Polsce mało kto o niej słyszał. Aktorka Natalia Janoszek w rozmowie z Interią mówi m.in. o cenie, jaką trzeba zapłacić w Indiach za swoją popularność, rękoczynach na planie filmowym i planach na zaistnienie w polskim kinie.

Natalia Janoszek - polska gwiazda Bollywood, fot. Piotr Podlewski
Natalia Janoszek - polska gwiazda Bollywood, fot. Piotr PodlewskiAKPA

Interia: Jak zaczęła się pani przygoda z Bollywood?

Natalia Janoszek: - Miałam wtedy 15 lat i zapragnęłam robić coś innego, niż wszyscy. Ktoś mi powiedział, że niczego w życiu nie osiągnę, bo jestem z małej miejscowości i nie mam żadnych znajomości. Chciałam udowodnić, że ten ktoś się myli. Wyruszyłam w świat na pierwsze konkursy piękności. Na jednym z takich wyjazdów w 2012 roku w Tajlandii zostałam zauważona przez łowców talentów z Bollywood i zaproszona na pierwszy casting. Przeszłam go pomyślnie i tak oto zaproponowano mi rolę w filmie.

Sama pojechała pani na casting?

- Tak. Rodzice oczywiście obawiali się wyjazdu, ale że od dziecka dużo podróżowałam na przeróżne festiwale taneczne, to o tyle łatwiej było im to przełknąć. Poza tym dobrze wiedzieli, że siłą mnie nie zatrzymają. Pochodzę z gór, więc jestem uparta.

Na jak długo pojechała pani za pierwszym razem?

- Zdjęcia próbne trwały miesiąc. Dla mnie był to szok kulturowy. Później wróciłam na tydzień do Polski i wtedy zaczęły się kłopoty. Odmówiono mi wizy powrotnej do Indii, mocno się też rozchorowałam i prawie wylądowała na tamtym świecie. Na szczęście wszystko się poukładało i mogłam wrócić na plan zdjęciowy do Indii. W ciągu miesiąca zamknęliśmy cały film.

Natalia Janoszek w stylu Bollywood
Natalia Janoszek w stylu Bollywood materiały prasowe

Ta choroba to coś poważnego?

- Zatoki. Z reguły niegroźna choroba, ale w moim przypadku było inaczej. Zresztą całe szczęście, że wówczas nie przyznano mi wizy, bo podróż samolotem mogłaby się skończyć dla mnie tragicznie. W pierwszym filmie grałam biedną dziewczynę z Afganistanu sprzedaną przez ojca, więc po wyjściu ze szpitala nawet jakoś specjalnie nie trzeba było mnie charakteryzować.

Długo zastanawiała się pani nad wyjazdem do Indii?

- Na początku w ogóle się nie zastanawiałam, bo byłam przekonana, że to żart. Dopiero później, kiedy okazał się, że to jednak nie jest dowcip, zaczęłam myśleć, jaką decyzję podjąć. Jestem tego typu człowiekiem, który woli żałować, że coś zrobił, niż że nie spróbował.

Więcej osób zachęcało panią do wyjazdu czy wręcz przeciwnie?

- Rodzice bali się mojego wyjazdu, ale to naturalne, bo każdy rodzic boi się o swoje dziecko. Jedyną osobą, która naprawdę we mnie wierzyła i zachęcała do wyjazdu była moja babcia. Niestety odeszła jeszcze zanim zdążyłam zagrać pierwszą rolę w Bollywood. Głęboko wierzę, że cały czas nade mną czuwała, bo bardzo chciała, żeby mi się udało.

Powiedziała pani wcześniej o szoku kulturowym. Co konkretnie ma pani na myśli?

- Jadąc do Indii, nie miałam pojęcia, co mnie tam spotka, na co mam się przygotować. Nie czytałam żadnych przewodników, niewiele wiedziałam o ichniejszej kulturze. Po prostu pojechałam w ciemno. Przeżyłam ogromny szok. Mogę nawet zaryzykować tezę, że takie doświadczenie może w pewnym stopniu zmienić nasze życie. Radzę każdemu, żeby choć raz pojechał do Indii i przekonał się, czy Indie z naszego wyobrażenia pokrywają się z Indiami w rzeczywistości. Samotne wycieczki raczej odradzam, bo można już nie wrócić. Widząc mężczyzn trzymających się za ręce myślałam, że Indie to bardzo liberalny kraj. Okazało się, że tam koledzy trzymają się za ręce, ale jeśli jest się już z kimś parą, to w miejscu publicznym nie wypada tego robić. Ten świat na pierwszy rzut oka jest przytłaczający. Ludzie śpiący na ulicach, slumsy, bieda. Coś zupełnie innego, niż obrazek z pocztówki. Z jednej strony te Indie mnie przerażały, ale z drugiej było w nich coś fascynującego. Indii chyba nie da się porównać do jakiegokolwiek kraju na świecie.

Natalia Janoszek, fot. Piotr Podlewski
Natalia Janoszek, fot. Piotr Podlewski
Natalia Janoszek
Natalia Janoszek, fot. Jordan Krzemiński
+6

Aklimatyzacja przebiegała długo?

- Trwa do teraz. I chyba tak naprawdę nigdy się nie zaaklimatyzuję w 100 procentach. Mimo że kocham Bollywood, to z bólem serca tam wyjeżdżam, bo za każdym razem kończy się to szpitalem. Poza tym jestem z gór, więc jak każdy góral mam mocno zakorzenione tradycje rodzinne i ciężko znoszę rozłąki.

Dlaczego kończy się szpitalem?

- Bo zazwyczaj dochodzi do zatrucia pokarmowego. Ponadto ostre jedzenie mi nie służy. Ale nie ma taryfy ulgowej. Dostaję zastrzyk adrenaliny i ze szpitala wracam na plan.

Zdarzały się jakieś nieprzyjemne sytuacje na planie lub poza nim?

- Fani w Indiach są fanatyczni. Nawet gwiazdy, które dopiero tam raczkują, mają swoich psychofanów. Zdarza się, że dobijają się do hotelu, zostawiają karteczki pod drzwiami. Dlatego często aktorowi towarzyszy ochrona. Miałam przeróżne sytuacje. Raz próbowano mnie siłą zatrzymać w hotelu. Żeby było ciekawiej - chciał to zrobić jego właściciel. Tamtejsi mężczyźni mają ogromne mniemanie o sobie. Kiedyś pewien facet zaczepił mnie na ulicy i poprosił o wspólne zdjęcie. Później zobaczyłam to zdjęcie w portalu społecznościowym, gdzie widniał również podpis: "Tak długo błagała mnie o zdjęcie, że w końcu się zgodziłem". Zapewniam, że to nie był sarkazm ze strony tego człowieka. Oni tacy są. Staram się nie prowokować niebezpiecznych sytuacji. Moje życie w Indiach ogranicza się do pracy na planie i spaniu w hotelach.

Natalia Janoszek w bollywodzkiej produkcji
Natalia Janoszek w bollywodzkiej produkcjimateriały prasowe

Podobno Hindusi ciężko znoszą sprzeciw. To prawda?

- Zgadza się. W którymś z filmów brałam udział w bardzo trudnej dla mnie scenie, bo była to scena gwałtu. Drugi aktor miał zamarkować uderzenie mnie w twarz. No i nie zamarkował...

Naprawdę wymierzył pani cios?

- Pierwszy raz w życiu dostałam od kogoś w twarz. To naprawdę bolało. Zamurowało mnie. Podchodzi reżyser i mówi, że to on kazał to zrobić aktorowi i że kiedyś jeszcze mu za to podziękuję, kiedy będę odbierać nagrodę za tę rolę. Nie mógł zrozumieć, że jestem oburzona zachowaniem aktora, bo przecież on uderzył mnie "dla mojego dobra". Generalnie Hindusi na co dzień są bardzo miłymi ludźmi, ale mają poprzestawiany system wartości, który bardzo różni się od naszego. W związku z tym czasami wynikają nieciekawe sytuacje.

Trailer "Dreamz"

Miała pani chwile zwątpienia, chciała rzucić to w cholerę i wrócić do Polski?

- Bardzo często. Zwątpienie potęgowało się w momencie, kiedy sama siedziałam w hotelu, z daleka od rodziny, bez przyjaciół. Ciężko budować swoje życie prywatne między kontynentami, więc jedyną ostoją są rodzice. Jeszcze pół biedy, kiedy wpada się w wir pracy, bo z braku czasu i ze zmęczenia nie myśli się o tym, jak daleko jest się od swojego prawdziwego domu. Ostatnio miałam sytuację, gdy przez miesiąc nie realizowaliśmy filmu, a ja niestety nie mogłam opuścić Indii. Czułam się, jakbym była zamknięta w pięknej, złotej klatce. Negatywne emocje opadają w momencie, kiedy widzi się efekty swojej pracy, bo wówczas człowiek sobie uwiadamia, że to poświęcenie jest warte swojej ceny.

Ile dni w roku spędza pani poza Polską?

- Staram się minimalizować ten czas spędzany poza krajem. Dlatego też, kiedy jestem już na planie, to bywa i tak, że zdjęcia trwają nawet po 20 godzin na dobę przez siedem dni w tygodniu. W ciągu roku w Indiach jestem około 3-4 miesięcy. Do tego dochodzą jeszcze jakieś wyjazdy na konkursy piękności. Studiuję dziennie w Warszawie, więc nie mogę sobie pozwolić, żeby znikać na długie miesiące. Poza tym ja tego nie chcę. Uwielbiam Bollywood, ale zdecydowanie moim domem jest Polska.

Pani kariera nabrała rozpędu już po pierwszej roli w filmie czy to był dłuższy proces?

- Większą popularność zdobyłam po półtora roku pracy w Bollywood. Przełomowym momentem był dla mnie film "Flame", który zdobył jedenaście nagród, z czego dwie trafiły do mnie. W Bollywood jest mnóstwo pięknych kobiet, które mają status gwiazdy. Nie jest łatwo zaistnieć tam na dłużej. Tym bardziej cieszę się, że mimo obsadzania mnie w rolach - nazwijmy to - brzydkiego kaczątka, jednak całkiem dobrze sobie radzę i czuję się doceniana przez reżyserów.

Co trzeba zrobić, żeby zostać tam zauważonym? W pani przypadku zadecydował talent aktorski, uroda, czy jeszcze coś innego?

- Wpłynęło na to kilka czynników. Jednym z nich jest szczęście - znalazłam się w dobrym miejscu o dobrej porze. Ponadto mam do zaoferowania trzy rzeczy: taniec, śpiew, aktorstwo. Jakby nie patrzeć mam tytuły miss piękności, a w Bollywood jest kult miss. Nie ma co ukrywać, że obecnie w Indiach jest pewnego rodzaju moda na miss spoza Indii. To na pewno w jakimś stopniu również mi pomogło. Natomiast najważniejszą kwestią jest to, by mieć mocny charakter. Wiele aktorek próbujących swoich sił w Bollywood nie wytrzymywało i rezygnowało. Mam na myśli wszystkie te nieprzyjemne sytuacje, o których rozmawialiśmy wcześniej.

Dobrze płacą w Bollywood?

- Nie narzekam. Przyznam szczerze, że nawet lepiej, niż w Hollywood, bo w Stanach jest ogromna konkurencja. Jeśli chodzi o Hollywood, gdzie również miałam okazję grać, podstawą jest być tam na miejscu i od rana do wieczora chodzić na castingi. Zresztą w Bollywood jest podobnie. Teraz mam większy komfort, bo propozycje z Bollywood dostaję do Polski i nie muszę tak często pojawiać się na castingach. Wysyłam swoje materiały z Polski i wówczas podejmowana jest decyzja o podpisaniu kontraktu. To zdecydowanie wygodniejsze, niż podróżowanie do Indii. Mam też ten komfort, że propozycji jest sporo, więc nie muszę godzić się na wszystko. W Polsce aktorzy mają ten problem, że ciekawych produkcji nie jest zbyt wiele, więc mimo że nie pasuje im dana rola czy film, to jednak mimo wszystko nie mają innego wyjścia i trochę wbrew sobie zgadzają się, bo chcą utrzymać się na tym rynku. Z czegoś trzeba żyć. Doskonale to rozumiem.

Ma pani ambicje, żeby zaistnieć na polskim rynku?

- Nigdy nie mówię nie. Nie zamykam się wyłącznie na Bollywood. Aczkolwiek kiedy mówię komuś, że może spróbowałabym swoich sił w polskim filmie, wiele osób mi odradza taki krok. Ja uważam, że odnalazłabym się w Polsce jako aktorka. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale w Polsce neguje się zagraniczne kariery Polaków. Jeśli komuś uda się coś osiągnąć poza granicami naszego kraju, to sprowadza się to wyłącznie do "znajomości". Między innymi dlatego napisałam książkę, bo uważam, że to bardzo krzywdzący stereotyp. Przecież Polacy nie są w niczym gorsi od innych nacji. Chociażby operator Artur Żurawski nakręcił w Bollywood film "Sultan", który okazał się przeogromnym hitem. Takich osób jest więcej. Trzeba walczyć o swoje marzenia i nie poddawać się przy pierwszym niepowodzeniu.

Jej atutami są taniec, śpiew i aktorstwo
Jej atutami są taniec, śpiew i aktorstwomateriały prasowe

Czy w związku z tym poczyniła pani już jakieś kroki w tym kierunku? Chodzi pani na castingi w Polsce?

- Wcześniej byłam na kilku castingach, ale szczerze mówiąc trochę się do nich zraziłam. Na castingach jest wyraźny podział - aktor po szkole aktorskiej i aktor amator. Ci drudzy traktowani są z przymrużeniem oka. Chciałabym zagrać w polskim filmie i będę dążyła do tego, żeby tak się stało. Z drugiej strony nie chcę tego robić za wszelką cenę, bo nigdy nie zakładałam sobie, że muszę być przez całe życie wyłącznie aktorką. Między innymi dlatego zaczęłam studiować International Business Program.

Ciekawy kierunek. Dlaczego akurat ten?

- Bo dzięki temu dobrze nauczyłam się dobrze zarządzać. To znaczy głęboko wierzę, że się nauczyłam, bo to okaże się podczas obrony pracy, która już niebawem. Wychodzę z założenia, że trzeba być człowiekiem wszechstronnym. Różnie w życiu bywa, więc jeśli dojdzie kiedyś do momentu, gdy nie będę otrzymywała żadnych propozycji w filmach, wyciągnę asa z rękawa, jakim jest moje wykształcenie.

Gdzie spędzi pani święta?

- Nie wyobrażam sobie, żebym nie spędziła ich w Polsce. Zawsze wracam do domu na Boże Narodzenie. Rok temu dwa dni przed świętami byłam jeszcze w Indiach, bo realizacja filmu trochę się przedłużyła. Powiedziano mi, że muszę tam zostać na święta. Stanowczo zaprotestowałam. Powiedziałam, że nie ma mowy i że wracam do Polski. Tak też zrobiłam. Wszystko rozeszło się po kościach, bo znalezioną inną aktorkę, które mnie dubbingowała.

Proszę na koniec powiedzieć, jakie są pani najbliższe plany? Szykują się jakieś nowe kreacje aktorskie?

- Na początku grudnia lecę do Indii, żeby dokończyć film. Później wracam na święta do kraju, ale potem znowu wyjazd - tym razem na konkurs piękności do Tajlandii. Po powrocie z Tajlandii chcę trochę odpocząć. Może to będzie dobry moment, by zrobić drugi krok w stronę angażu w polskim filmie. Kto wie...

ŁP

***

W książce "Za kulisami Bollywood" Natalia Janoszek opowiada o tym niezwykłym egzotycznym świecie. Dzięki tej książce dowiesz się więcej o Indiach — kraju pełnym sprzeczności i niezwykłych obyczajów. Poznaj historię wyjątkowej dziewczyny, która miała odwagę walczyć o swoje marzenia i dziś gra główne role w filmach Bollywood.

"Za kulisami Bollywood"
"Za kulisami Bollywood"materiały prasowe
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas