Nie jestem ideałem

Rozmowa z popularną prezenterką telewizyjną - Anną Popek.

Anna Popek/fot. Andrzej Szilagyi
Anna Popek/fot. Andrzej SzilagyiMWMedia

Anna Popek: Radością, energią, ruchem. Kiedy słyszę przeboje Abby nogi same zaczynają tańczyć i cała reszta podąża za nimi. Jakoś nie przeszkadza mi brak partnera - natychmiast odciągam jakiegoś nieszczęśnika od stołu i mówiąc mu, że ma do spełnienia obowiązek - czynię go odpowiedzialnym za moje życie (śmiech). W tańcu tak wiele można przecież wybaczyć... Taniec to mini spektakl, w którym kobieta ma uprzywilejowaną rolę.

Długo zastanawiała się Pani nad podjęciem decyzji o udziale w "Tańcu z Gwiazdami"?

Udział w "TzG" to niezła frajda - tak wtedy myślałam. Potem okazało się, że treningi naprawdę są żmudne i po kilkunastu pierwszych dniach fascynacji stwierdziłam, że są... nudne. Żeby coś osiągnąć w tańcu, trzeba się przyłożyć. Wydawało mi się, że wkładam w taniec całe swoje serce i całą swoją silną wolę. Okazało się, że to za mało...

Krążą w Internecie opinie, że niesłusznie została Pani oceniona i to nie Pani powinna odpaść z programu jako pierwsza - byli słabsi...

Cieszę się, że ktoś tak jeszcze uważa, bo myślałam, że tylko ja. Prawdę mówiąc sądziłam, że ta rumba nie wyszła nam najgorzej, ale przecież wiadomo, że w " Tańcu z gwiazdami" liczy się nie tylko taniec. Szukając jednak plusów udziału w programie, po pierwsze: umiem tańczyć rumbę na dość przystępnym poziomie, po drugie zapisałam córkę na kurs tańca do bardzo przyzwoitego domu kultury, który poleciła mi Ania Głogowska. Po trzecie, jeszcze w trakcie przygotowań zapisałam się na siłownie, trafiłam pod opiekę trenerki Majki i zaczynam odczuwać prawdziwą przyjemność z robienia brzuszków oraz posiadania ujędrnionych części ciała.

Czego najbardziej było Pani szkoda i za czym Pani tęskni po opuszczeniu programu?

Niczego nie da się porównać do wspólnego wysiłku, przegadanych przerw z Agatą Kuleszą, Sylwią Gruchałą, Krzysztofem Diablo Włodarczykiem, Kasią Walter... Niby nic, ale kiedy nad kotletem drobiowym opowiadaliśmy sobie o ruchach bioder, o życiu, o dzieciach było ciekawie, przyjemnie i pouczająco. Szkoda też butów tanecznych - tych kilku par, które stoją u mnie w domy na półce, zupełnie nie zużyte. Nie będzie mi brakowało atmosfery, bo mimo wszystko bardzo się denerwowałam i w sumie dobrze, że odpadłam na początku, bo straciłam mniej nerwów.

Wcześniej brała Pani udział w innym tanecznym show - " Gwiazdy tańczą na lodzie". Który program wymagał więcej pracy, mozolniejszych treningów, większego skupienia i dyscypliny?

Zdecydowanie lód. Treningi były bardziej wymagające. Widzę to po wadze. Podczas łyżew schudłam znacznie bardziej, więcej miałam tzw. zakwasów, bardziej byłam poobijana. Być może mój "lodowy partner" Filip Bernadowski, który teraz jeździ z Kasią Zielińską był bardziej wymagający. Nie będę ukrywać - poważniej podchodziłam do lodu. Cieszyła mnie nowo zdobyta umiejętność, bo nikt przecież nie zakwestionuje przekładanki do tyłu?! W tańcu nic nie jest do końca oczywiste...

Ma już Pani swojego faworyta jeżeli chodzi o 8 edycję "TzG"? Kto Pani zdaniem powinien wygrać?

Od początku faworytką była Marta Żmuda-Trzebiatowska, która ma w ręku wszystkie atuty. Ale daleko zajdzie także Agata Kulesza, która dobrą szkołę tańca dostała w Kabarecie Olgi Lipińskiej. No i Alan Andersz- zawodowy tancerz.

Fort Boyard to kolejny program - reality show, w którym ostatnio Pani wystąpiła. Sporo tego...

W Fort Boyard był super. To po nim uznałam, że chyba moje dziennikarskie życie było pomyłką (śmiech).

W Forcie, mimo, że to tylko gra, jak nigdzie indziej stwierdziłam, że kocham wysiłek, zadania, sprawdzanie siebie i swoich możliwości. Potem u mądrych psychologów wyczytałam, że sprawność fizyczna, jak nic innego na świecie, buduje poczucie własnej wartości.

W Polsce kojarzona jest Pani głównie z TVP. Niektórzy myślą, że aby zostać prezenterką wystarczy ładnie wyglądać...

No pewnie, że trzeba ładnie wyglądać. Ale to nie znaczy, że trzeba być ładnym. Poza tym, żeby zostać prezenterką, zaistnieć w TV trzeba po prostu chcieć. A chcieć znaczy starać się, pracować, doskonalić pod każdym względem. Pewnie nie jestem ideałem, ale to, że prowadzę program traktuję jak możliwość stałej pracy nad sobą. Czytam maile od widzów, czasem pełne emocji listy. Chcę się zmieniać na lepsze, dlatego słucham wszystkich cennych uwag od swoich telewidzów.

Kto Panią ubiera?

W "Pytaniu na śniadanie" nasza stylistka - Ania Grzybowska. Poza studiem korzystam z pomocy i kreacji młodej, zdolnej projektantki - Ani Krzyżanowskiej. Nie jest jednak ze mną tak łatwo, bo nie mam czasu tak do końca stosować się do rad stylistów. Poza tym nie lubię za bardzo wymyślonych, wystylizowanych kolekcji, gdzie wszystko do siebie super pasuje. Kocham wolność, a poddanie się całkowicie ocenie innych, ich gustom i radom - część tej wolności by mi zabrało.

Ostatnio dziennikarze zamiast informować, coraz częściej zachwalają zupy i proszki do prania. Czy wystąpienie dziennikarza w reklamie zmniejsza, pani zdaniem, jego wiarygodność? Czy Pani zdecydowałaby się na udział w reklamie?

Gdyby byłaby ciekawa, i gdybym w nią wierzyła, to tak. Nie reklamowałabym nic, czego sama nie chciałabym mieć bądź używać.

Nawet gdyby honorarium było baaardzo kuszące?

A ile kosztuje dusza? Perfumy, sok z marchewki, mieszkanie, wakacje z rodziną -oczywiście, zareklamowałabym. Nic poza tym...

Ulubione zajęcie, któremu oddaje się Pani w zaciszu domowym?

Banalne: czytanie książek, gotowanie, odrabianie lekcji z dziećmi.

Domowe sposoby na zmęczenie i jesienną depresję?

Dereniówka, książka, wyjście na tańce lub siatkówkę.

Rozmawiała: Ilona Adamska

IDmedia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas