"Oczekuję lepszego zrozumienia"

Krzysztof Zanussi sam rozpoczął rozmowę, nie czekając na pierwsze pytanie. Opowiadał o internecie, którego "nie używa, bo nie ma czasu", o "technologicznym McDonaldsie Billa Gatesa" oraz o powinnościach krytyki filmowej.

fot./ Tomek Piekarski
fot./ Tomek PiekarskiMWMedia

Z okazji krakowskiej premiery jego ostatniego filmu "Persona non grata" z Krzysztofem Zanussim rozmawiał Tomasz Bielenia.

Czy czyta Pan recenzje swoich filmów?

Krzysztof Zanussi: Oczywiście, że czytam. Nie mogę sobie pozwolić na luksus nieczytania. Chociaż czasami odkładam recenzje, nie czytam ich na bieżąco, żeby powstrzymać się przed zbyt emocjonalną reakcją, a ona czasami jest niezwykle mocna. Krytyka szalenie głęboko rani, a mnie zadano ogromnie dużo szalenie bolesnych ciosów. Gdybym miał tę krytykę przeżywać poważnie, to powinienem zostawić kraj, w którym mieszkam.

Jeżeli ktoś z krytyków piszących o kinie apeluje o bojkot filmów Wajdy, Kutza i moich, to ja naprawdę mam wrażenie, że na to nie zasłużyłem. Jeżeli potem z tej myśli pan polityk, kandydat na prezydenta mówi, ze ja popieram skok na kasę, to we mnie się rodzi poczucie, że całe moje życie było na marne.

Przecież myśmy naszymi filmami coś jednak zdaje się zrobili; przyznali to często bardzo poważni ludzie. Ten film polski naprawdę przysłużył się demokracji. A ja dowiaduję się teraz, że to chodzi o skok na kasę. Więc nie sposób nie czuć pewnej goryczy.

Czego więc Pan oczekuje po piszących o filmie?

Pamiętam, że kiedyś na recenzje Bazina czy Michałka czy Jana Józefa Szczepańskiego (nazwiska znanych i cenionych krytyków filmowych lat 60. i 70. - przyp. red.) czekaliśmy naprawdę z wypiekami. Te recenzje nie były zawsze pochlebne, one nie polegały na tym, żeby nam zrobić przyjemność.

Nie oczekuję laurki, tylko oczekuję lepszego zrozumienia. I to mi naprawdę pomaga.

Ostatnio Ernest Bryll powiedział coś bardzo pochlebnego, zestawiając mój ostatni film z pierwszym. Nigdy o tym sam nie pomyślałem, a on powiedział: "Jak łatwo być idealistą, gdy człowiek jest młody". 30 lat temu, jak zrobiłem "Strukturę kryształu" to myślałem, że na świat można się obrazić, obrócić plecami i pojechać na wieś. Dziś, z perspektywy 66 lat, które noszę wiem, że to jest małe rozwiązanie. Bohater mojego ostatniego filmu, który się musi w życiu zmierzyć ze swym charakterem i ze światem, który jest gorszy niż przypuszczał - jest bohaterem filmu, który jest poważniejszą wypowiedziš niż tamta (chodzi o "Strukturę kryształu" - przyp.red.), która była bardzo naiwna. I tego się dowiedziałem od kolegi.

Czym więc powinna być krytyka filmowa?

Uświadamianiem nam sensów i kontekstów, które nam umykają. I oczywiście największym triumfem krytyki jest, jak ona natchnie jakiś ruch. Tak się stało w przypadku włoskiego Neorealizmu, czy francuskiej Nowe Fali.

więcej >>

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas