Popiołek, nie aniołek

Mamę straszyła irokezem i omal nie otruła księdza! Agnieszka nie zapowiadała się na grzeczną dziewczynkę...

Od dziecka uwielbia gotować / fot. A. Szilagyi
Od dziecka uwielbia gotować / fot. A. SzilagyiMWMedia

Gotowanie to jej pasja

"Babcia aż zbladła, ksiądz też wyglądał na nieźle przestraszonego" - wspomina ze śmiechem Agnieszka. "Udawał jednak że je, bo nie chciał zrobić mi przykrości. A ja pękałam z dumy" - dodaje. Ten drobny incydent absolutnie nie zniechęcił Agnieszki do gotowania, bo już od najmłodszych lat było to jej największą pasją! Co tam lalki i huśtawki - jej ulubionym miejscem zabaw była kuchnia mamy. Jak przystało na pomocnika, mała Agnieszka zaczytywała się w książkach kucharskich i bez przerwy wymyślała nowe przepisy.

"Najfajniej było, kiedy wyjeżdżaliśmy na wakacje do Szczawnicy" - wspomina. "Tuż obok szopy na drewno miałam swój własny stolik, a na nim mnóstwo plastikowych pojemniczków. Gotowałam tam zupy z błota i piekłam torty ze słonecznika, a moim popisowym daniem były gołąbki z liści i jasnej papki imitującej ryż. Nieważne, czy prażyło słońce, czy lał deszcz - przy moim 'stole kucharskim' potrafiłam spędzić cały dzień" - śmieje się Agnieszka.

Śląsk nie jest szary

Dorastała w Katowicach i bardzo kocha to miasto. Nie lubi, gdy ktoś mówi, że jest szare, brudne. Dla niej Śląsk jest krainą dzieciństwa, pełną szczęścia i kolorów. "Istnieje stereotyp, że Ślązacy to mieszkające w familokach wielodzietne rodziny, które zamiast w słońce, wpatrują się w kłęby dymu. A to przecież nieprawda" - mówi. I opowiada o swoich ukochanych miejscach: ogrodach, ulicy Lompy, placu Sejmu Śląskiego. Najcieplej wspomina oczywiście ulicę Grabową, gdzie mieszkała. "To był mój cały świat, wielki świat" - mówi.

Pod blokiem Agnieszki była piaskownica, w której chętnie przesiadywała z koleżankami. Lubiła też zapraszać przyjaciół do siebie i urządzać "zabawę w dom". Tata Agnieszki, podobnie jak ojcowie jej koleżanek, pracował w kopalni. "Był sztygarem, zarządzał sporą grupą ludzi. Mama mi opowiadała, że wstawał na szychtę o czwartej rano" - mówi. Dziś jej tata nie pracuje już w kopalni, ale ojcowie koleżanek - owszem. "Ilekroć słyszę więc o wypadku na kopalni, natychmiast je obdzwaniam i sprawdzam, czy wszystko w porządku" - mówi.

Tata Agnieszki był bardzo zapracowanym człowiekiem, dlatego dziewczynka większość czasu spędzała z mamą. Łączyła je bardzo silna więź. "Wszędzie razem, zawsze razem. Byłyśmy niemal nierozłączne" - przyznaje po latach.

W szkole Agnieszka uczyła się dobrze, ale nigdy nie należała do kujonów. "Prawda jest taka, że uczyłam się 'zrywami'" - przyznaje ze śmiechem. Gdy przychodziła klasówka, potrafiła spędzić nad książkami kilka godzin. Ale bywało i tak, że zapomniała zajrzeć do zeszytu przez kilka dni. Kiedyś w środku nocy przypomniało jej się, że następnego dnia musi pokazać w szkole wschodzącą fasolkę. Sęk w tym, że aby wykiełkowała, trzeba było ją zasadzić tydzień wcześniej!

"Moja mama dostawała białej gorączki, widząc jak o dwudziestej pierwszej zaczynam pakować tornister. Wtedy oczywiście okazywało się, że nie odrobiłam pracy domowej i zapomniałam uzupełnić zeszyt" - śmieje się. Mama próbowała wyrobić w córce nawyk odrabiania lekcji tuż po powrocie ze szkoły - niestety, bezskutecznie.

Popiołka

"W szkole w sytuacjach kryzysowych ratowało mnie moje gadulstwo" - przyznaje. Kiedyś na lekcji historii została niespodziewanie wyrwana do odpowiedzi. "Choć uwielbiałam historię, tego dnia się nie przygotowałam. Wysłuchując pytania, zerknęłam więc szybko do książki, a potem trzy przeczytane naprędce zdania opowiadałam przez pół lekcji. No i tak uratowałam skórę".

Ilekroć trzeba było coś załatwić z nauczycielem, wysyłano właśnie "Popiołkę". "Niektórzy do dziś tak mnie nazywają. Byłam też 'Popielą' i 'Popiołem', pamiętam, że wtedy bardzo tego nie lubiłam. Z drugiej strony, w mojej szkole podstawowej było bardzo dużo Agnieszek, więc jako Popiela przynajmniej się wyróżniałam" - śmieje się.

Wkrótce Popiela została przewodniczącą szkoły i członkiem parlamentu dzieci i młodzieży. "Było fajnie, no i wiązały się z tym pewne profity, np. często zwalniano mnie z lekcji" - wspomina. Agnieszka sporo się udzielała: a to trzeba było kupić nowe sztućce do stołówki, a to zorganizować radiowęzeł, a to otworzyć sklepik. "Zawsze było dużo do zrobienia i to dawało mi wielką frajdę. Po prostu lubiłam pomagać innym" - wspomina. "Ale aniołkiem nie byłam! Miałam swoje za uszami" - przyznaje ze śmiechem.

Marzenia Agnieszki Popielewicz sie spełniły / fot. A. Szilagyi
MWMedia

Jako nastolatka bardzo przeżywała pierwszy miłosny zawód. "Myślałam wtedy, że nastąpił koniec świata!" - wspomina. Bardzo denerwowała ją też nadopiekuńczość rodziców. "Moje koleżanki mogły być na imprezie do pierwszej w nocy, a ja miałam czas maksymalnie do dwudziestej trzeciej trzydzieści. Przyjeżdżał po mnie tata i nie było dyskusji - trzeba było wracać do domu".

Rodzice zawsze musieli wiedzieć, gdzie i z kim jest. "Ilekroć wychodziłam, musiałam zostawić kartkę z numerem telefonu koleżanki, z którą się umówiłam" - mówi. Oczywiście czasem próbowała zataić to i owo - bezskutecznie. "Do tej pory, choć jestem już dorosła, moja mama dokładnie wie, kiedy kręcę. Ona ma jakąś nieprawdopodobną intuicję" - śmieje się prezenterka.

Przyznaje, że jej mama jest też niebywale cierpliwa. "Kiedyś wybrałyśmy się razem na spacer. Kiedy mijałyśmy grupkę chłopców z irokezami na głowach, rzuciłam zaczepnie: 'A co byś powiedziała, gdybym miała takiego chłopaka?'. Mama ze stoickim spokojem odparła: 'Miłość nie wybiera'. No i jak miałam się buntować?" - śmieje się Agnieszka.

Krok do sukcesu

Więź między nimi jeszcze bardziej się zacieśniła, gdy wystartowały w konkursie dla matek i córek organizowanym przez firmę Oriflame. "Leżałam chora w łóżku i usłyszałam o nim w radiu. Kiedy mama wróciła z pracy, zaczęłam jej wiercić dziurę w brzuchu, żebyśmy wzięły w nim udział" - wspomina.

Początkowo pani Hanna dość sceptycznie podeszła do pomysłu, ale w końcu dała się namówić. "To była wspaniała przygoda! Świetnie się razem bawiłyśmy. Pamiętam, że zobaczyłam wtedy moją mamę w zupełnie innym świetle. Pomyślałam: 'Kurczę, to jest naprawdę fajna babka'" - mówi z dumą. Panie zajęły w konkursie "Matka i córka, naturalna więź" pierwsze miejsce.

Na widowni najgłośniej oklaskiwał je tata Agnieszki. "Mój tata jest bardzo oddany rodzinie, ale to człowiek raczej zamknięty w sobie. Nie lubi okazywać uczuć. Wtedy jednak widziałam, że był z nas bardzo dumny. Teraz, gdy jestem dorosła, często słyszę od znajomych, jak bardzo kocha mnie mój tata i jak jest we mnie wpatrzony" - mówi Agnieszka.

Dzięki wygranej w konkursie panie zwiedziły wiele pięknych miejsc i przeżyły mnóstwo przygód. "Myślę że ten konkurs w pewnym sensie zmienił moje życie, bo gdyby nie on, nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz" - dodaje.

Tuż po wygranej Agnieszka i jej mama były gośćmi programu "Rozmowy w toku". Tam Agnieszka zrozumiała, co chce robić w życiu. "Obserwowałam pracę przy produkcji programu i byłam absolutnie oczarowana!" - wspomina. Nastolatka z największym podziwem patrzyła na gospodynię programu, Ewę Drzyzgę. "Też chciałam mieć pracę, w której bez przerwy coś się dzieje i można poznać tylu ludzi. Wtedy nawet nie marzyłam o prowadzeniu własnego programu. Jak widać marzenia się jednak spełniają, a moje spełniło się z nawiązką" - mówi.

Justyna Kasprzak

Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów! Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu, w sprzedaży od 1sierpnia!

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas