Smarzowski o "Weselu"

Film "Wesele" Wojciecha Smarzowskiego to realistyczna komedia tragiczna. To opowieść o miłości i o pieniądzach, a właściwie o miłości do pieniędzy.

fot./ Mrek Ulatowski
fot./ Mrek UlatowskiMWMedia

Pierwsze pytanie będzie zaskakujące - skąd dziadek wziął się w futerale na kontrabas?

Wojciech Smarzowski: Ten film miał bardzo dużo projekcji i do tej pory nikt na to nie zwrócił uwagi. A ja myślałem o tym już na etapie scenariusza. Jest to celowy zabieg. Założyłem sobie, że dobrze w filmie czegoś nie dopowiedzieć, czegoś, co jest poza głównym wątkiem. To zaskoczenie, że ktoś o to zapytał, bo już myślałem, że nikt na to nie zwróci uwagi.

Wytłumaczyć można to sobie także jak u Wyspiańskiego - jak szopkę, w której bohaterowie pojawiają się, znikają, znów pojawiają, następuje pewien "kołowrót", w którym logika zdarzeń nie jest istotna, nie jest konieczna.

Wojciech Smarzowski: Jak najbardziej. Wierzę, że ten film ma parę warstw. Ma tę najbardziej popularną, której widzowie przyjdą przyjrzeć się pewnej akcji, posłuchać nie najgorszych dialogów, i ma też kilka warstw "w tle" - jedną z nich jest warstwa prowokacji, kolejną jest warstwa obyczajowa. Tego, jako widz, oczekuję od kina - by film atakował mnie na kilku płaszczyznach, nie tylko na jednej, oczywistej.

Skoro pan świadomie użył tytułu "Wesele", świadomie wprowadził pan cytaty, to czy denerwują pana pytania o powiązania z Wyspiańskim? Czy pan się z tym liczył?

Wojciech Smarzowski: Kiedy zdecydowałem, że akcję filmu umieszczę na weselu, oczywistym było dla mnie, że nie ucieknę od tego, co niesie element wesela dla polskiej kultury od stu lat. Musiałem to przyjąć i przyjmuję. Jest dla mnie oczywiste, że takie pytania padają.

więcej >>

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas