Taka miłość nie umiera

W filmie "Tatarak" Krystyna Janda (56) zagrała swoją najtrudniejszą rolę. Opowiedziała o śmierci ukochanego męża, operatora Edwarda Kłosińskiego.

Przez wszystkie lata wspólnego życia Krystyna Janda powtarzała mężowi, że nie może umrzeć przed nią. Los chciał inaczej.

W połowie 2007 roku u Kłosińskiego wykryto nowotwór płuc. Żona nie odstępowała go na krok. "Umierał tak, jak żył. Jak stu kowbojów. Jak dziesięciu wspaniałych. Ani przez moment nie miał żalu, śladu rozpaczy", opowiadała, gdy już potrafiła o tym mówić.

Zaczęło się ostrożnie

Ich wspólna historia zaczęła się w 1976 roku. Gdy spotkali się na planie "Człowieka z marmuru", Edward Kłosiński miał 33 lata, córkę Magdę, a za sobą małżeństwo. Krystyna Janda była 23-letnią początkującą aktorką, matką rocznej Marysi i żoną Andrzeja Seweryna. Trzy lata później jej małżeństwo z aktorem jednak się rozpadło. Początki znajomości Krystyny Jandy i Edwarda Kłosińskiego nie zapowiadały, że stworzą jeden z najpiękniejszych i najbardziej udanych duetów w polskiej branży filmowej. "To nie był błysk. On bardzo mnie denerwował. Uważałam, że wtrąca się w nie swoje sprawy, a ściślej - w moje role", wspominała znana z dużego temperamentu aktorka. A to właśnie Kłosińskiemu zawdzięczała rolę Agnieszki w filmie "Człowiek z marmuru" Wajdy. Operator wyczuł jej aktorski potencjał i zaproponował reżyserowi, żeby zaprosić ją na zdjęcia próbne. Twierdził, że Janda ma w sobie wielką siłę i tajemnicę. "I właśnie tak powoli i ostrożnie rodziła się ta miłość", wspomina jeden z aktorów, który obserwował parę przy pracy.

Większość środowiska filmowego po cichu im kibicowała. Choć tak różnili się temperamentami (Kłosiński był wyjątkowo spokojny), te różnice nie przeszkodziły, a wręcz pomogły ich miłości. "Odeszłam ze związku, w którym byłam oceniana, do związku, w którym jestem uwielbiana. Edward umacniał we mnie poczucie własnej wartości", podsumowała w jednym z wywiadów Janda. Zawsze podkreślała, że Kłosiński to mężczyzna jej życia, który daje jej wszystko, czego potrzebuje: jest partnerem do rozmów, człowiekiem, który pozwala odreagować największy stres, bo zawsze potrafi ją rozśmieszyć. Imponowała jej też jego wiedza. "Potrafi wypowiedzieć się o budowie komina i malarzach włoskich epoki renesansu. Jest dziesięć razy mądrzejszy ode mnie. To dla mnie najlepszy afrodyzjak", mówiła.

Z kolei Kłosiński przyznawał, że rozpiera go duma, że spędza życie właśnie z tą kobietą. Sława żony nie była dla niego ciężarem. Jedna z anegdot głosi, że pewien fachowiec, który pracował w domu pary, zwrócił się do Kłosińskiego: "Panie Janda". "Poczułem się fantastycznie!", zapewniał operator. Był nie tylko dumny z żony, ale też bardzo wobec niej opiekuńczy. Kiedy aktorka o północy wracała z teatru, zwykle czekał na nią przy bramie ich domu w Milanówku.

Wspólna praca, wspólny dom

"Mamy podobny gust i ten sam system wartości. Możemy się ścierać o drobiazgi, ale wiemy, dokąd zmierzamy", podkreślał Kłosiński. Dlatego gdy Janda postanowiła zająć się reżyserią, od razu zaprosiła do współpracy męża. Kłosiński był autorem zdjęć do filmu "Pestka", debiutu reżyserskiego żony, w którym zagrała jednocześnie główną rolę. "Lubię, jak Edward mnie fotografuje. Praca nas łączy, nie lubimy się rozstawać. Przyjmujemy więc kolejną pracę jak wspólnego kochanka czy kochankę do związku i przeżywamy nową miłość razem", mówiła Janda, nawiązując do kolejnych, zrealizowanych wspólnie z mężem filmów.

Nie rozstawali się także w wakacje. Ich ulubionym miejscem była Toskania, gdzie wyjeżdżali co roku, przez dwanaście lat. Zaczęli nawet oszczędzać na kupno tam domu. Ale wtedy aktorka wpadła na pomysł, że warto nabyć upadające warszawskie kino Polonia i zorganizować w nim prywatny teatr. "Wszyscy kręcili głowami, mówili, że nic z tego nie wyjdzie, i tylko straci pieniądze. Ale Edward wsparł ją w tym wariackim pomyśle. Bo on zawsze ją we wszystkim popierał", opowiada znajoma aktorki. Dla Krystyny Jandy wsparcie męża było zawsze najważniejsze. Jeszcze teraz, ponad rok po śmierci Edwarda Kłosińskiego, ma wciąż jego telefon komórkowy. Przyznaje, że zdarza jej się zadzwonić pod ten numer, nawet nagrywa się na pocztę głosową. Często też ogląda wspólne zdjęcia. Cały czas jest zakochana. "Bo on był piękny! Fantastyczny!", mówi.

Przemysław Penconek

Więcej informacji znajdziesz w najnowszym numerze magazynu o gwiazdach SHOW - w sprzedaży od 11 maja.

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas