To dla ciebie Bobbi!

Po latach walki z nałogiem narkotykowym i z uzależnieniem od toksycznego męża, Whitney Houston (46) powraca na scenę. Jest w rewelacyjnej formie wokalnej. Świetnie wygląda. Dla córki pokonała swoje słabości.

Whitney Houston
Whitney HoustonGetty Images/Flash Press Media

Bez ograniczeń

Dla Whitney córka Bobbi Kristina jest dziś najważniejsza. A jeszcze niedawno artystka była w tak ciężkim stanie, że rodzina chciała jej odebrać prawo do opieki nad dzieckiem. Houston i jej ówczesny mąż, muzyk Bobby Brown (40), zamknęli się na wiele lat w swoim domu w Atlancie. Imprezowali, brali narkotyki, pili. Bez ograniczeń. Bobby bił żonę i znęcał się nad nią psychicznie. Kłócili się tak głośno, że sąsiedzi kilka razy w tygodniu wzywali policję.

Whitney z córką
Getty Images/Flash Press Media

Uwierzyła, że chce zerwać z nałogiem i razem pojechali na pielgrzymkę duchową do Izraela, aby wykąpać się w rzece Jordan. "Myśleli, że ta wyprawa wyzwoli ich od nałogu", mówiła przyjaciółka Houston. Nie udało się. Wrócili do Stanów i do dawnych zwyczajów.

Rok później piosenkarka została przyjęta na terapię odwykową. To też nie dało efektów, bo Houston nie zaangażowała się dostatecznie w leczenie. W 2005 roku jej stan był już dramatyczny. Sfotografowana na plaży artystka była wychudzona i brudna. Trudno było ją rozpoznać. Któregoś dnia Whitney odwiedziła siostra Bobby'ego, Tina, która zrobiła zdjęcia eleganckiej niegdyś łazienki. Fotografie ukazujące torebki po kokainie, resztki marihuany i folię aluminiową używaną do podgrzewania heroiny wstrząsnęły światem. Whitney musiała w końcu przyznać, że jej życie stało się piekłem.

Wyzwolenie

Whitney Houston i producent Clive Davis
Getty Images/Flash Press Media

Dla Whitney najważniejsza była decyzja kuratora sądowego - uznał, że piosenkarka zrobiła tak duże postępy w terapii, że może dostać pełnię praw do opieki nad córką. Wokalistka pozostawała pod stałym nadzorem psychologa, ale zaczęła budować nowe życie. Powoli odzyskiwała kontakt z córką, naprawiała swoje relacje z bliskimi. I przypominała sobie, kim naprawdę jest.

Clive mówi: już czas

Początki były trudne. Lata nadużywania narkotyków i alkoholu odbiły się na stanie zdrowia artystki. Miała zepsute zęby, wyniszczoną twarz, wychudzone ciało. Najgorsze jednak było to, że jej głos w niczym nie przypominał tego pięciooktawowego, który wielbili fani na całym świecie. Chciała pożegnać się z karierą muzyczną. Ale wtedy do jej drzwi zapukał Clive Davis, znany producent muzyczny, przed laty odkrywca jej talentu. To jemu zawdzięczała spektakularny debiut w 1983 rok, umowę z wytwórnią muzyczną Arista Records, sukces takich singli jak "I Wanna Dance With Somebody" czy niezapomniane "I Will Always Love You".

Teraz Clive namawiał ją, by po raz kolejny spróbowała swoich sił w show-biznesie. "Powiedział: "Już czas". Zapytałam: "Na co?". A on: "Na to, byś znów dla nas zaśpiewała"", wspomina Whitney. Davis znalazł jej nauczyciela śpiewu i osobistego trenera. Obok była też córka. "Gdy dopadały mnie wątpliwości, Bobbi przytulała mnie i mówiła: "Mamo, nie przejmuj się! Dasz sobie radę. Jeszcze pokażesz, na co cię stać"", opowiadała niedawno wzruszona artystka.

Nowe, ciche życie

"Prowadzę teraz ciche i skromne życie. Chcę, by ludzie kojarzyli moje nazwisko tylko z muzyką", powiedziała Whitney na jednej z konferencji. Dziś, poza śpiewaniem, najważniejsza jest dla niej córka. "Przeprowadziłyśmy się do wynajętego, małego domku w Los Angeles. Moje dni są wypełnione obowiązkami, jakie ma każda samotnie wychowująca dziecko matka. Odwożę i odbieram Bobbi ze szkoły, robię zakupy, odrabiam z nią lekcje. Po prostu jestem mamą", tłumaczy piosenkarka. I dodaje: "Ta płyta powstała dla Bobbi. I tylko dzięki niej".

Joanna Łazarz

Więcej informacji znajdziesz w najnowszym numerze magazynu SHOW

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas