Wychowana na kawiorze

Babcia aktorki żartuje, że to dzięki niezwykłej diecie Weronika wyrosła na dziewczynę z ikrą. Teraz radzi, by kawiorem karmić jej synka Borysa.

Babcia aktorki żartuje, że to dzięki niezwykłej diecie Weronika wyrosła na dziewczynę z ikrą
Babcia aktorki żartuje, że to dzięki niezwykłej diecie Weronika wyrosła na dziewczynę z ikrąMWMedia

Przez pierwsze lata Weronika wychowywała się w Poznaniu i Moskwie, bo jej rodzice zdecydowali, że w ZSRR skończą studia. Wspomnienia Weroniki z tamtych czasów są bardzo kolorowe i różnorodne. Jest w nich babcia Janina i dziadek Bogdan oraz klimat ich mieszkania w starej poznańskiej kamienicy. "Od siódmej rano przychodziły do nas sąsiadki, by napić się kawy. Do dziś widzę taki obrazek: siedzę między starszymi paniami przy stole i wymuszam, by nalały mi na łyżeczkę odrobinę czarnego, gęstego płynu" - opowiada.

Tak bardzo podobał się jej zapach i smak prawdziwej kawy, że nigdy nie dała się oszukać zwykłą Inką. Jako pierwsza wnuczka w rodzinie, była rozpieszczana przez bliskich. Od drugiego miesiąca życia jadła... kawior, który tata przywoził dla niej z Moskwy. "Babcia twierdzi, że dlatego wyrosłam na dziewczynę z ikrą i apeluje, by dziś kawior jadł mój syn Borys" - śmieje się aktorka. Fantastycznie wspomina też czas spędzany z rodzicami w ZSRR: upalne wakacje nad Morzem Czarnym na Ukrainie i zimowe weekendy na daczy pod Moskwą.

"Ojciec budował dla mnie zjeżdżalnię z lodu. Usypywał serpentyny ze śniegu i polewał torowisko wodą. A potem była już tylko szalona wspólna jazda na sankach.

Fantastycznie wspomina też czas spędzany z rodzicami w ZSRR: upalne wakacje nad Morzem Czarnym na Ukrainie i zimowe weekendy na daczy pod Moskwą. "Ojciec budował dla mnie zjeżdżalnię z lodu. Usypywał serpentyny ze śniegu i polewał torowisko wodą. A potem była już tylko szalona wspólna jazda na sankach. Bajka!".

Od rodziców dostawała też piękne zabawki, jakich w Polsce na początku lat 80. nie było. "Miałam więc szczekającego pieska i chodzącą lalkę na baterię". Moskiewski sklep z zabawkami Dietskij Mir był dla niej światem absolutnie oszałamiającym. "Wydawał mi się wtedy gigantycznym pałacem, którego nie sposób porównać do naszego Smyka. Musiał mieć chyba kilkanaście pięter!" - mówi.

Kiedy Weronika skończyła cztery lata, rodzice postanowili, że zamieszkają na stałe w Poznaniu. "Byłam wtedy dzieckiem śmiałym, wesołym i lubiłam się stroić" - wspomina. Szalała ze szczęścia, kiedy przyjeżdżała do nich ciocia Bożenka, solistka z zespołu Mazowsze. Ciocia otwierała torebkę, a tam kryło się wielkie bogactwo szminek, pudrów i kredek do oczu. Zwykle Weronice udawało się wyprosić jakiś drobiazg, np. zieloną szminkę, która utleniała się dopiero na wargach na różowy kolor. Albo sztuczne rzęsy - próbowała je sobie przykleić na krem Nivea.

W rodzinie mówi się, że urodę i talent aktorski Weronika odziedziczyła po mamie, a charakter po babci Janinie. "Być może dlatego do dziś mam z babcią tak silną wieź. Obie jesteśmy wesołe. Obie potrafimy też być szczere do bólu" - śmieje się.

Jedno jest pewne: z Weroniki był kiedyś gagatek. Kiedy chodziła do szkoły mistrzostwa sportowego, ciągle w domu tłukła żyrandol, bo podczas ćwiczeń artystycznych wysoko podrzucała maczugę. Potem cztery lata spędziła w szkole baletowej. Panował tam straszny rygor. Nie wolno było mieć np. rozpuszczonych włosów ani jeść pieczywa - obowiązywała ścisła dieta. "Bagietki z pobliskiej piekarni wnosiłyśmy w rękawach, żeby nikt ich nie zobaczył" - wspomina.

Ale granica pomiędzy dyscypliną a rygorem jest cienka. "Ciągle słyszałyśmy, że za mało się staramy, ponieważ... jesteśmy za mało spocone. Niektóre dziewczyny połykały aspirynę, by odpowiednio się spocić" - dodaje. Weronika jednak podkreśla, że tej szkole dużo zawdzięcza, bo nauczyła się ciężko pracować.

Była szaloną nastolatką. Z przyjaciółką Klaudią potrafiła urwać się ze szkoły i pojechać nad morze, by zjeść smażoną rybę. Jako dowód wyczynu przywoziła znajomym piasek znad Bałtyku. "Dziś jestem już inną osobą. Od roku mam w Poznaniu swoją kotwicę - Borysa. Nie mogę już być tą dawną postrzeloną dziewczyną. I dobrze mi z tym!" - mówi.

W Poznaniu tworzą dom wielopokoleniowy, z rodzicami i dziadkami. "Babcia ma 70 lat i niesamowitą energię. Ufam jej bezgranicznie. Kiedy Borys płacze, jest nieomylna. Może dlatego, że kiedyś pracowała w żłobku tygodniowym jako wychowawczyni? To ona pomogła wychować mnie, siostrę, a teraz mojego syna!". Dzięki kobietom z rodziny, Weronika wróciła niedawno do pracy w Warszawie. "Czy mogę im w SHOW za to podziękować?" - pyta z uśmiechem.

Iwona Zgliczyńska

Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów! Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu, w sprzedaży od 28 marca!

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas