Z Beatą mogę żyć wszędzie

Tylko SHOW prezenter pogody opowiada, co dostał od ukochanej na 50. urodziny, o trudnej relacji z bratem bliźniakiem i dlaczego środa jest dla niego dniem świętym.

Beata Tadla i Jarosław Kret
Beata Tadla i Jarosław KretKurnikowskiAKPA

Napisałeś w sms-ie, że ostatnio pracujesz po dwanaście godzin na dobę. Wstajesz o czwartej rano i na nic nie masz czasu. Dlaczego?

Wbrew temu, co się o mnie myśli, jestem człowiekiem zajętym. W tygodniu chodzę notorycznie niewyspany, bo w mojej naturze nie jest zrywanie się z łóżka skoro świt. Jednak dziś udało mi się wcześniej przygotować pogodę dla "Teleexpressu" i proszę... możemy porozmawiać.

Powiedziałeś też, że w środę nie możemy zrobić wywiadu, bo to święty czas dla syna...

Franio mieszka u mamy. Nie mam z nim kontaktu na co dzień. Muszę się trzymać wyznaczonych sądownie dni, w które możemy być razem. Chcę wykorzystać każdą wolną chwilę z dzieckiem i nic nie powinno mi w tym przeszkadzać. Zdarza mi się opuścić z nim spotkanie, ale tylko w chwilach wyjątkowych, kiedy jestem chory albo muszę w służbowych sprawach wyjechać z Warszawy.

Dokąd chciałbyś zabrać syna? Proszę o listę pięciu najpiękniejszych miejsc na świecie.

Gdybym miał mu coś doradzić, to raczej nie dokąd jechać, ale po co. Bo możesz kupić wycieczkę do Egiptu i siedzieć w hotelu w Hurghadzie, pijąc drinki, a potem dziwić się, gdy ktoś ci zaserwuje slogan "podróże kształcą". Moim zdaniem, jeśli nie masz chęci poznawania, wrócisz i będziesz narzekać, że dopadła cię klątwa faraona. To my sami kształcimy się podczas podróży - tyle że musimy tego chcieć. Warto więc wykonać wysiłek, by spytać się, poznać, porozmawiać, poszukać. I właśnie tego chciałbym nauczyć Frania.

Co jest dla ciebie w wychowaniu fundamentalne?

Jak tylko mogę zarażam syna świadomością, że jest częścią natury. Coraz częściej zamykamy się dziś w sterylnych domach, w samochodach i jedziemy do klimatyzowanego wieżowca do pracy. Potem na spacer do centrum handlowego. Kupujemy tam sztuczne odświeżacze powietrza, przyrodę poznajemy przez Internet.

Nic dziwnego, że przestaje ona mieć dla nas jakiekolwiek znaczenie. Nie obchodzi nas, że ktoś kłusuje albo zaśmieca lasy. Ale jeżeli wejdziesz do takiego lasu i spojrzysz sarnie w jej piękne, smutne oczy, później wstrząśnie tobą, gdy ktoś ją zabije.

Robisz coś dla środowiska?

Jestem w radzie nadzorczej polskiej filii World Wide Fund for Nature. W ten weekend jedziemy na Mazury pokazać członkom rady z innych krajów naszego rysia. Pracuję tam pro publico bono, nie biorę za to pieniędzy.

Czy oni są już po ślubie? Oczywiście musieliśmy zadać to pytanie. Jarosław zaczerwienił się, nie odpowiedział, że tak, ale nie chciał też zaprzeczyć. Jak mantrę powtarzał zdanie: „Nie chcę na ten temat rozmawiać”. Jednak na palcu nosi obrączkę. Identyczną ma Beata...

A drobne rzeczy? Segregujesz na przykład śmieci?

Powiem coś nietypowego. Owszem, można doradzać ludziom, by myli zęby, nie odkręcając kurka, brali prysznic zamiast kąpieli itp. Ale moim zdaniem najważniejsze jest to, by człowiek rozumiał, że jest częścią natury i tę naturę pokochał. Mając do niej emocjonalny stosunek, automatycznie będziemy dbać o świat.

Dlatego zabierasz syna do zoo?

Wolę to niż supermarket. Do sklepu chodzimy na krótko i tylko w celu praktycznym, gdy mam mu kupić buty albo książkę. Jeśli kiedyś odnajdę w synu pasję poznawania świata, uchylę mu nieba. Ale nic na siłę. Jeśli on pokocha matematykę, też będę się cieszyć. Nie można na dzieci przelewać swoich ambicji.

Czym Franio interesuje się dzisiaj?

Trzy miesiące temu kupiłem mu książkę o dinozaurach. Pokazałem obrazek i powiedziałem: "To jest tyrannosaurus rex". "Tato, ja chyba jestem za mały, żeby zapamiętać takie nazwy", odpowiedział. Spotkaliśmy się trzy tygodnie później, a on potrafił wymienić wszystkie dinozaury z tej książki. Zrozumiałem wtedy, że my, dorośli, wykorzystujemy mózg w nikłym procencie.

Porozmawiajmy teraz o tym, co ciebie interesuje. Właśnie wydałeś książkę "Mój Madagaskar".

Przez siedemnaście lat odwiedzałem to miejsce siedem, może nawet dziesięć razy. To jest kraj niepodobny do żadnego innego, absolutnie zwariowałem na jego punkcie. Ten kawałek lądu oderwał się od Afryki miliony lat temu, może dlatego znajdują się tu rośliny i zwierzęta endemiczne, czyli niespotykane nigdzie indziej na świecie. Z lemurem na czele! To jedyna postać z kreskówki "Madagaskar", która tam naprawdę żyje. I nigdzie indziej na kuli ziemskiej!

Anegdoty możesz pewnie przytaczać bez końca...

Jasne. Podczas swoich wypraw słyszałem np., że Malgasze robią wywary z pewnego gatunku orchidei i w ten sposób z powodzeniem leczą białaczkę. Ale zaborczo strzegą receptury. Znam pewnych Szwajcarów, którzy zamieszkali na tej wyspie i próbowali poznać tajemny przepis. Bezskutecznie.

Jarosław Kret i Jacek Kret
Jarosław Kret i Jacek KretBaranowskiAKPA

Ale gdybyś ty urodził się na Madagaskarze, to byś nie żył! Cytat z twojej książki: "Gdy w wiosce urodzą się bliźnięta, to natychmiast w bliżej nieznanych nikomu okolicznościach giną...". 

Nie utrzymuje kontaktu z bratem bliźniakiem Dziś Jarek i Jacek nie odzywają się do siebie. Ale pogodynek nie uważa tego za tragedię – twierdzi, że wyzwolił się z toksycznej relacji.

Od misjonarzy dowiedziałem się, że urodzenie bliźniąt na Madagaskarze jest "fady", czyli sprowadza na wioskę nieszczęście, katastrofę. Dlatego często zabija się te dzieci. Niełatwo wyciągnąć od Malgaszów ich tajemnice, trudno ich zrozumieć. Malgasze prawie wcale nie mówią w językach obcych. To nie anglojęzyczni Masaje, którzy są wyszkoleni do życia z turystyki.

À propos bliźniaków... Czy to prawda, że jesteś pokłócony z bratem?

Nie, ja po prostu w pewnym momencie życia uwolniłem się z toksycznego związku. Może właśnie dlatego tak poruszył mnie stosunek Malgaszy do bliźniąt? Bo relacje bliźniąt są silne i toksyczne.

Wasze szczególnie. Nie odzywacie się do siebie - to dziwne.

Problem polega na tym, że u nas nie ma społecznego przyzwolenia na rozdzielenie się bliźniąt. Wielki to grzech pokłócić się z bratem bliźniakiem, a mniejszy ze "zwykłym" bratem. Kiedy mówię znajomym, że nie utrzymujemy kontaktu, dziwią się. Potem pytam: "A ty masz jakieś rodzeństwo?". I słyszę: "Starszą o cztery lata siostrę. Też się pożarliśmy". W świadomości ludzkiej jest poczucie, że bliźniaki to jeden człowiek, dziwny dwugłowy stwór, a nie dwie indywidualności.

Ciekawe, czy twój brat też jest takim wariatem jak ty. Na Madagaskarze wskoczyłeś do grobowca.

A co to jest za wariactwo? Skoczyłem tam z kamerą z dziennikarskiej ciekawości. Chciałem to potem opisać. Śmierdziało jak w zwykłej piwnicy. W całunach leżały kości. Żałobnicy wlewali cuchnący bimber w siebie i dół grobowca.

Nigdy natomiast nie zeskoczę na bungee, nie widzę w tym sensu. Serce pękłoby mi ze strachu. Nie chce mi się też chodzić po głębokich, niedostępnych i ciemnych jaskiniach ani po najwyższych górach. Wybrałem się raz ze znajomymi na Kilimandżaro i po trzech dniach byłem znudzony. Widziałem, jak tubylcy nieśli na barana bogatych uparciuchów, którzy chcieli potem szpanować, że tam byli.

Mnie się nie udało wejść na sam szczyt i nie mam z tym najmniejszego problemu. Dostałem gorączki, czekałem na znajomych zawinięty w folię termiczną sto metrów od szczytu. Zrozumiałem, że nie muszę być tak cholernie ambitny.

Kocha kobiety z telewizji Żoną Jarka była Edyta Mikołajczak (wówczas prezenterka stacji WOT). Potem podróżnik był związany z dziennikarką Agatą Młynarską. Z producentką i reżyserką Małgorzatą Kosturkiewicz ma trzyletniego syna Frania. Teraz kocha Beatę Tadlę z „Wiadomości”.

Czyli teraz podróżujesz tak jak lubisz. A co z jedzeniem? Próbujesz lokalnych przysmaków?

Najgorsze świństwo, jakim mnie poczęstowano, to były kokony jedwabnika, oblewane miodem i zapiekane. Smakowało jak przypalony worek z juty.

Podobno z ukochaną osobą najchętniej zamieszkałbyś jednak nie na Madagaskarze, ale na Mauritiusie.

Tak napisałem w książce! Ale z najbliższą osobą mógłbym zamieszkać nawet na Antarktydzie. W każdym miejscu na świecie odnajdziesz się, jeśli jest z tobą ktoś, kogo kochasz.

Na Mauritius zabrałeś właśnie Beatę!

To ona mnie zaprosiła, to był prezent z okazji moich 50. urodzin. Jestem starym dziadem.

Ślub był?

Umówiliśmy się, że nic nie mówimy o swoim życiu prywatnym. Mamy to już za sobą. Raz ja coś powiedziałem, raz ona. A potem czytaliśmy różne fragmenty wyjęte z kontekstu. Przestaliśmy więc opowiadać o miłości i o uczuciach.

Niszczyła was ta nagonka?

Nie mamy słoniowej skóry. Każdego złośliwe komentarze by dotknęły. Mam jednak na to starą metodę: nie czytać głupot, które ukazują się na mój temat. Czytają to moi prawnicy i odpowiednio regulują.

Widziałam was na Telekamerach dwa lata z rzędu i powiem ci, że teraz wyglądaliście na jeszcze bardziej zakochanych.

I fajnie!

Nie bałeś się, że ta miłość też przeminie?

Przecież mówiłem, że nic nie powiem.

"Nie można długo samemu siedzieć w raju", napisałeś w nowej książce. Rozwiń myśl.

Jeśli się siedzi samemu kilka dni w obłędnie pięknym miejscu, człowiek czuje się okropnie. Ciężko jest widzieć coś pięknego i nie móc się tym z kimś podzielić.

Tekst: Iwona Zgliczyńska

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas