Może dziś nikogo nie zabiję

Cholera jasna! Kroczę zadrzewioną aleją, akurat tą, która prowadzi do naszego domu i na której nie wiadomo dlaczego - do tej pory nikomu nie udało się tego ustalić, występuje największe w mieście zagęszczenie psich kup na metr kwadratowy chodnika. Wygraj <a href="http://akcje.interia.pl/ks/moze_dzis/?s_id=10510" target="_blank"><b>książkę.</b></a>

article cover
Wydawnictwo KEFAS

Jestem w drodze na ślub mojej najlepszej przyjaciółki.

Przede wszystkim...
w dawnych dobrych czasach sprawy miały się inaczej
W dawnych, dobrych czasach było nie do pomyślenia, by wdepnąć w psią kupę w dniu ślubu Amiry, a tak w ogóle to Amira nie mogłaby wyjść za mąż w wieku lat dwudziestu trzech.

Jesteśmy z Amirą najlepszymi przyjaciółkami, ponieważ nasze mamy znają się od zawsze, nasi ojcowie spotykają się co sobotę, by wypalić wspólnie fajkę wodną narghile, obie uwielbiamy Johnnego Deppa i przyrzekłyśmy sobie nawzajem, że jeśli jedna z nas zacznie nosić chustę, druga zrobi automatycznie to samo.

Tak więc jesteśmy przyjaciółkami, nieodwołalnie. Chodziłyśmy z Amirą do tej samej szkoły podstawowej, do tego samego gimnazjum i tej samej szkoły średniej. Obie z najwyższym wynikiem końcowym zdałyśmy maturę w liceum klasycznym. Nasz związek oparty jest na symbiozie, co nieuchronnie prowadzi nas do wzajemnego wykorzystywania się i co z mojego punktu widzenia oznacza mniej więcej, że - jesteśmy jak siostry, właściwie jesteśmy siostrami, tak więc to, co twoje, jest moje, i to, co moje, jest moje. Z jej punktu widzenia natomiast - możesz robić, co ci się podoba, używać, czego dusza zapragnie, ale wara od mojej kolekcji butów.

A więc używam jej ubrań, jej perfum, ale nigdy nie tykam jej butów. Z wyjątkiem dnia dzisiejszego, to znaczy dnia jej ślubu. Pozwoliła mi założyć te buty ze spiczastym noskiem, które śmierdzą teraz kupą.

Po drugie...

nie rozumiem, dlaczego musi tak młodo wychodzić za mąż

Tak naprawdę nawet nie skończyła jeszcze studiów. Od zawsze wiedziałam, że trzeba było wybrać ten sam kierunek i że gdyby tak się stało, uchroniłabym ją od kontaktów z chłopakami i ona nie poznałaby tego bezmózgowca Shediego, który teraz uczyni ją wielką panią Abdel Kader*. Ale gdzie ona się pokaże z takim nazwiskiem?! Nie rozumiem, jak może do niej nie docierać, że w ten sposób kompletnie zrujnuje sobie image. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że ludzie przestaną jej się kłaniać na ulicy i nawet ja, jej najwierniejsza przyjaciółka, będę zmuszona udawać, że jej nie poznaję?

Kroplą, która przelała puchar goryczy, była wiadomość przesłana mi kilka dni temu: NA POOOOOMOC! Przyszła teściowa proponuje, a raczej rozkazuje wspólną wizytę u... ginekologa!

Oczywiście przez nią wybranego. Cel: sprawdzenie i ustalenie nieodzownego stanu dziewictwa i niepokalania jako niezbędnego warunku poślubienia jej Przenajświętszego Syna. Czy widzisz w tym jakiś problem?

Odebrałam SMS-a akurat w momencie, kiedy przymierzałam przed lustrem nową suknię i próbowałam, czy wygląda lepiej z czy bez modelującego stanika (muszę przyznać, że modelujące

staniki czynią cuda!), i zdesperowana przyglądałam się moim rozdwajającym się końcówkom włosów. Natychmiast po otrzymaniu wiadomości, przesłałam ją dalej do Wielmożnej Rodzicielki niżej Podpisanej, która do dnia dzisiejszego utrzymywała, że Mister Shedi - nazwiska jego już lepiej nie wspomnę - posiada matkę łagodną i nieszkodliwą.

Dodałam tylko mój krótki komentarz, który brzmiał mniej więcej tak: już ja tej ciemnej babie na ślubie p-o-k-a-ż-ę!

Po krótkiej chwili nadeszła odpowiedź Wielmożnej: "Jedź jak najszybciej do Amiry, wydaje mi się, że Cię potrzebuje". Odrzuciłam więc właśnie przymierzane bardzo wysokie szpilki, nawiasem mówiąc supersexy, ale tylko dla tej, która nauczy się w nich chodzić, w panice chwyciłam kluczyki od mojej fury - fiata punto - i gnana wiatrem pogalopowałam na ratunek. Na widok zdziwionej Amiry, wykrzyknęłam tylko przez ściśnięte gardło: Jak wyjdziesz za mąż, to ja będę chodzić w chuście!

* Abdel Kader to tytuł znanej piosenki z albumu N`ssi N`ssi algierskiego piosenkarza Cheba Khaleda.

Sytuacja robi się bez wyjścia...

ostatecznie zawsze można zrezygnować

Sprawa z chustą jest jednak skomplikowana. Mam na ten temat swoje zdanie, ale najważniejsze, żeby przestali się w to wtrącać mężczyźni. To tak, jakby kobieta słuchała porad męża na temat tego, jak ma przeżywać ciążę. Mężczyzna, może z jednym wyjątkiem, którym jest Arnold Schwarzenegger w filmie, w którym zachodzi w ciążę (nawiasem mówiąc, dość dobry aktor, ale jaki tam z niego gubernator), nie powinien, nawet przez moment nieuwagi czy zapomnienia, myśleć, że wie, jak to jest mieć miesiączkę, faszerować się Buscofenem, depilować strefy intymne woskiem, czy, co gorsza, nosić w sobie wiercący się i kopiący płód i nie móc się doczekać, kiedy się wreszcie urodzi. W tej sytuacji lepiej więc, by mężczyźni siedzieli cicho.

Kiedy już pozbędziemy się panów, sprawa robi się jasna. Niech każda robi to, co czuje. Z chustą jest tak samo jak z depilacją woskiem, tzn. depiluj się, kiedy ci się podoba, i nie przejmuj się tym, czego inni od ciebie oczekują. Rób to, kiedy masz ochotę i czujesz, że jesteś gotowa. I kiedy nie jest to dla ciebie zbyt wielkim poświęceniem. Mężczyźni chcieliby pewnie, żebyśmy zawsze były idealnie

wydepilowane. Niech o tym zapomną.

NIE JESTEM FEMINISTKĄ,

ALE:

...jeśli muzułmańscy mężczyźni przeznaczyliby więcej czasu na uczciwy rachunek sumienia i spędzaliby trochę mniej czasu, nasłuchując, co mówi kobieta, w co się ubiera, w jaki sposób się śmieje i ile razy w miesiącu reguluje sobie brwi, sprawy miałyby się zdecydowanie lepiej. Koran skierowany jest do przeciętnego, osiemnastowiecznego beduina, z długą brodą, skłonnością do upijania się winem daktylowym i niepohamowaną wolą poślubienia dziesiątek kobiet. Tak więc zasadniczo przemawia w drugiej osobie rodzaju męskiego w liczbie pojedynczej lub mnogiej.

ALE:

...to wcale jeszcze nie oznacza, że wspomniani beduini, którzy ewoluowali (choć tego nie jestem do końca pewna) i przemienili się w zglobalizowanych czy też globalizujących - trzeba to jeszcze ostatecznie ustalić - współczesnych muzułmanów, mają prawo czuć się w jakikolwiek sposób lepsi od swoich kobiet i przypisywać sobie rolę sędziów.

Fakt, że kobiety muszą chodzić w chuście, jest właśnie winą mężczyzn, bo nie potrafią oprzeć się urokom i sile uwodzenia kobiecego ciała, czyli cały problem sprowadza się do zdania: AMIRA, BŁAGAM CIĘ, NIE WYCHODŹ ZA MĄŻ ZA ABDULA, TEGO TAM I OWEGO, ponieważ...

- Ale dlaczego, Jas? Ja kocham Shediego.

- Dlatego, że to jest niedopuszczalne, że on zgadza się na to, że jego matka zmusza cię do tej wizyty u ginekologa! Przecież Shedi wie, że jesteś dziewicą. Chyba już na ten temat rozmawialiście, no nie?

- Oczywiście, że tak.

- No, niech więc ta stara żyrafa trzyma się od ciebie z daleka!

Nawiasem mówiąc, matka Shediego ma bardzo długą szyję, jeszcze takiej nigdy nie widziałam.

- No tak, ale to jest tylko formalność... jeżeli jego rodzinie tak bardzo na tym zależy, taką mają tradycję, to dlaczego nie miałabym się na to zgodzić? A tak ? propos, moja mama nazwała mnie Jasminą na cześć baśni Lampa Aladyna. Nie śmiejcie się, bo i tak mi się upiekło,

w pierwszej chwili chciała mnie nazwać Szeherezadą na cześć Baśni z tysiąca i jednej nocy. Muszę przyznać, że miałam jednak szczęście.

- No i właśnie chodzi o to, Amiro, że to wcale nie ze względu na tradycję, ale z o wiele mniej chlubnych przyczyn. Popatrz, jesteśmy ładne, młode, studiujemy i przede wszystkim NIE CHODZIMY W CHUŚCIE! Sądzisz, że jego matka nie wyrobiła sobie odpowiedniej opinii na twój temat?

- A więc myślisz, że...

- To nie chodzi o to, że ja tak myślę, ale że ta stara żyrafa nie wierzy, że ty jesteś dziewicą. Wyobraża sobie, że jesteśmy dwiema bezbożnicami, jakimiś egzaltowanymi libertynkami. Założę się o to!

- No to co ja mam teraz zrobić?

- Powiedzieć jej, że nie pójdziesz. Że nie zgadzasz się na żadną wizytę, i żeby zajęła się swoimi sprawami.

Nawarzyłam sobie piwa...

twierdzi moja mama

Mama, jak tylko wróciła z pracy, naskoczyła na mnie, że rozbijam przyszłe małżeństwo, że jeżeli ten ślub nie dojdzie do skutku, to będzie to tylko moja wina. Roześmiałam się i zakrztusiłam się kawą.

- Mamo, uspokój się. Może na chwilę usiądziesz. I proszę cię, ściągnij ten staromodny pulowerek. - Podziałało. Spuszcza oczy i z przestrachem spogląda na sweterek w kolorze przeterminowanego

majonezu. Po chwili jednak niestety odzyskuje rezon i wraca do poprzedniego tematu:

- Słuchaj, Jasmino, zadzwoniła do mnie Sumaya z informacją, że Amira postawiła się i nie chce iść do ginekologa. I wiesz, co powiedziała swojej matce?

- Że to ja jej tak doradziłam?

- Tak, że to ty jej tak doradziłaś. A wiesz, co na to wszystko Sumaya?

- Że mam za duży wpływ na jej córkę?

- Tak, że masz za duży wpływ na jej córkę.

No tak, nie dość, że musimy prowadzić tę nudną konwersację, to jeszcze zdania po mnie powtarza. Co gorsza, zadaje mi retoryczne pytania, zmusza mnie do odpowiedzi, a potem je jeszcze po mnie powtarza. Sadystka.

- Kiedy posłałam ci wiadomość, chciałam ci tylko zasugerować, żebyś po prostu do niej poszła i z nią pobyła, a nie, żebyś zrobiła jej pranie mózgu, Jasmino. No nie, tego to już nie wytrzymam! Moje imię na końcu zdania. Doprowadza mnie to do szału. Czuję się jak niedorozwinięta umysłowo.

- ... ty z pewnością nią jesteś.

- Słucham, co ty powiedziałaś?

- Czy ty w ogóle słuchasz, co ja do ciebie mówię? Mówiłam, że z pewnością jesteś dla niej podporą duchową, no bo nią jesteś, ale nie możesz za nią podejmować pewnych decyzji.

- Słuchaj mamo, nie zgodzę się na to, żeby jakaś stara awanturnica pozwalała sobie wodzić za nos Amirę. I ty doskonale wiesz, że nie trawię tych paniusiowatych bigotek, które myślą, że można oceniać człowieka po tym, czy nosi chustę, czy nie. Gdyby Amira nosiła hijab, matka Shediego nigdy nie zażądałaby tej wizyty. Ale w związku z tym, że Amira jest osobą nowoczesną, inteligentną i umie pogodzić swoją wiarę z życiem codziennym, to bezczelne babsko pozwala sobie ją poniżać i wystawiać na pośmiewisko, ponieważ jej zdaniem ona nie jest dziewicą. To kto w końcu ma ją poślubić: Shedi czy stara żyrafa?

- Jasmino, nie obrażaj jej, jest w końcu od ciebie starsza.

- Zakichana bigotka, mamo. I mam nadzieję, że ty nigdy nie będziesz taka jak ona.

Mama popija kawę i dosypuje jeszcze jedną łyżeczkę cukru.

To jedno z moich większych życiowych niepowodzeń: nigdy nie udaje mi się przygotować takiej kawy, jaką ona lubi. Kiedy wsypię dwie łyżeczki, mówi, że za dużo. Kiedy wsypię jedną, to ona później dodaje jeszcze jedną. Próbowałam już półtorej, a także jedną i trzy czwarte, ale nie ma na to rady. Kawa nigdy nie jest odpowiednia. Mama upiera się przy swoim już chyba tylko dla zasady.

- Jasmino, ja właściwie myślę tak samo jak ty. Jeżeli twoja teściowa któregoś dnia miałaby narzucić ci taką wizytę, rozpętałabym burzę z piorunami. Ale w tym przypadku nie chodzi o ciebie i sprawa nie dotyczy twojej teściowej. Tak więc staraj się nie wychodzić poza kompetencje najlepszej przyjaciółki i nie utożsamiaj się aż tak bardzo z Amirą i jej teściową. Myślę, że ona sama potrafi się obronić.

- Przecież doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie jestem tylko przyjaciółką, wiesz lepiej ode mnie, że jesteśmy jak siostry. Jest moim alter ego. To, co przytrafia się jej, to jakby przytrafiało się mnie. Dobrze wiesz, jakie podjęłyśmy decyzje i co sobie obiecałyśmy.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Postawiłam jej ultimatum. (Och! tu chyba popełniłam błąd, nie powinnam była jej tego mówić.)

- To znaczy, jeżeli ulegnie i wyjdzie za mąż za Shediego, ja zacznę chodzić w chuście, i wtedy również ona będzie musiała chodzić w chuście.

- No nie, teraz to już naprawdę mi działasz na nerwy, Jasmino. Gadasz od rzeczy. Chusta nie może być narzędziem odwetu, którym można posługiwać się, jak nam się podoba. Do ciebie w ogóle nie dociera, co oznacza chodzenie w chuście.

Akurat ty byłabyś gotowa, żeby zrezygnować z twoich minispódniczek, krótkich rękawów, kostiumów kąpielowych, letnich sukienek itd. Już nie wspominając o tym, jak obstajesz przy tym całym procesie "okcydentalizacji", czy jak ty go tam sobie nazywasz, jak walczysz z uprzedzeniami i jak ci zależy na uniwersytecie.

- Chcesz przez to powiedzieć, że jestem za słaba i nie dałabym rady?

- Chcę tylko powiedzieć, że po prostu nie jesteś gotowa. Taki krok nie ma sensu. Musisz jeszcze uporać się z tysiącem twoich paranoi. Codziennie wymachujesz mi przed nosem luką pokoleniową i kulturową, i bez przerwy powtarzasz, że jesteś inna od nas wszystkich, a teraz mi tu wyskakujesz z chustą. Nie rozśmieszaj mnie, proszę cię!

Obawiam się, że ma rację.
Może dziś nikogo nie zabiję
Randa Ghazy

Wydawnictwo KEFAS
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas