Rykoszetem. Rzecz o płci, seksualności i narodzie

Cel LPR-owskiej kampanii był prosty: doprowadzić do takiej zmiany konstytucji, która uczyni nielegalnym jakikolwiek zabieg przerwania ciąży, w tym także przypadki dopuszczalne na mocy ustawy z 1993 roku (ciąża z gwałtu, zagrożenie zdrowia lub życia matki, poważne uszkodzenie płodu).

article cover
Wydawnictwo WAB

Byliśmy świadkami sprawnie zaplanowanej (i świetnie sfinansowanej) akcji public relations, mającej zbudować w odbiorcach odruchowe skojarzenie między prawnym zakazem aborcji a polską tożsamością narodową. Dziś już wiemy, że wysiłki te nie powiodły się - 13 kwietnia 2007 roku Sejm odrzucił wszystkie proponowane poprawki; wkrótce potem Marek Jurek zrezygnował ze stanowiska Marszałka Sejmu. Warto jednak pamiętać, że zmianę konstytucji odrzucono niewielką liczbą głosów; nie było wymaganych 2/3, ale zmiana zyskała poparcie 60% posłów. Dziwaczne skojarzenie zakaz aborcji = patriotyzm odniosło zatem istotny sukces. Jego tajemnica tkwi, moim zdaniem, w wykorzystaniu symbolicznej relacji miedzy wyidealizowaną kobiecością a polską tradycją patriotyczną. Można powiedzieć, że Liga skutecznie podczepiła się pod uświęcony historią zestaw skojarzeń: polskość - kult maryjny - macierzyństwo, po czym przelicytowała pozostałych uczestników sceny politycznej, domagając się udosłownienia tych relacji. I tak powstała zdumiewająca zbitka, na którą przystała większość klasy politycznej: polskość = przymusowe macierzyństwo, zapisane w prawie.

Wybór Częstochowy jako scenerii tych zdarzeń jest dla polskiego obserwatora oczywisty. Matka Boska funkcjonuje tu jako wielokrotnie koronowana "królowa Polski", Giertych przybywa więc do niej w roli uwznioślonego nad-Polaka. U stóp alegorycznie ukobieconej, macierzyńskiej a zarazem dziewiczej Polski nie ma już polityki - jest tylko tożsamość narodowa w największym możliwym stężeniu. Polityk, który klęka przed tym właśnie obrazem, ślubując wierność, wkracza w rejony etnicznej wspólnoty, stając się jednym z "panów braci" ślubujących wierność Matce. Nie przypadkiem też "zabijanie nienarodzonych" kojarzy się Giertychowi z Holocaustem. Nieporadna fraza o "analogicznym porównywaniu" obu zjawisk sugeruje dystans wobec tego zestawienia, a jednocześnie zdradza chęć, by rzekome podobieństwo jednak podkreślić. W ówczesnej atmosferze przyzwolenia na nacjonalistyczne ekscesy autor tych słów wiedział, że nie zostanie oskarżony o antysemityzm - w końcu to tylko porównanie. Jednocześnie skutecznie przemycił coś dla wyborców, którzy na antysemickie aluzje czekają. To coś to aż porównanie. Niby chodzi o aborcję w ogóle, ale przecież zmierzamy do zakazania jej w Polsce, powstaje zatem zgrabne zestawienie cierpień Polaków z cierpieniami Żydów, przy czym zwycięstwo w odwiecznej rywalizacji wreszcie przypada tym pierwszym. Fakt, że chodzi o płody, okazuje się nieistotny.

Wróćmy jednak do roli Maryi w całym tym zamieszaniu. Otóż kult maryjny to nie tylko polskość, lecz polskość w stanie gotowości wobec zagrożenia, polskość walecznych mężczyzn gotowych bronić Polski jako matki. Jak przypomina Elżbieta Ostrowska w znakomitym studium Matki Polki i ich synowie, początki tego typu religijności sięgają XIII wieku, okresu zagrożenia ze strony Turków i Tatarów, które wymagało scalenia poczucia więzi narodowej. "Istotnym elementem tej budowanej wówczas wspólnoty - pisze Ostrowska - była figura Matki Boskiej, idealizacyjne wyobrażenie kobiecości. Na płaszczyźnie działań realnych pospolite ruszenie było oficjalną formułą realizacji braterskiej więzi mężczyzn" . Dziewiętnastowieczna, romantyczna wersja tego dziedzictwa zawiera już mocno rozbudowany splot nakładających się znaczeń: Polska jako matka miesza się z Maryją, matką Boga, oraz z postacią Matki Polki - idealnej, heroicznej matki ginących za Ojczyznę synów. Jak podkreśla autorka, mamy tu do czynienia z fantazmatem, bo "oscylacja figury Matki Polki pomiędzy mitem a stereotypem nie pozwala jej jednoznacznie ulokować ani w rzeczywistości realnej, ani tej wyobrażonej" .

Ten zakorzeniony w zbiorowej wyobraźni, naładowany silnymi emocjami splot znaczeń miewa rozmaite skutki dla realnie żyjących w Polsce kobiet. Kluczowe znaczenie ma tu, rzecz jasna, Maryja jako przedmiot szczególnego kultu polskich katoliczek. Jak pisze w Milczącej obecności feministyczna teolożka Elżbieta Adamiak, "jeśli spojrzeć na Kościół nieco z boku, okaże się, że jest to wspólnota złożona w przeważającej części z kobiet, ale kierowana wyłącznie przez mężczyzn. Przy rosnącej współcześnie wrażliwości społecznej Kościół może wydawać się jakąś ostoją dawnego porządku - Kościołem kobiet kierowanym przez mężczyzn" . W tym głęboko patriarchalnym kontekście kulturowym kult Maryi ma na kobiety wpływ paraliżujący, represyjny - bo czyż można sprostać ideałowi matki-dziewicy? Kobieta z krwi i kości zawsze jest w jakimś sensie winna. Sadzę jednak, że centralne miejsce Matki Bożej w polskim katolicyźmie ma też wymiar wzmacniający kobiecą tożsamość i więzi między kobietami, pełni funkcję czegoś więcej, czegoś, co nie do końca mieści się w oficjalnej doktrynie Kościoła Z badań etnografki Klaudyny Świstow wynika na przykład, że współczesne polskie katoliczki niewielką wagę przypisują dziewictwu Maryi. Dyplomatycznie zostawiają je sferze teologii (twierdzą, że "trzeba ogromnej wiedzy, by pojąć ten fenomen"), zaś w Maryi widzą przede wszystkim matkę - taką jak one same .Badania etnograficzne wskazują też na pewien subwersywny, może nawet feministyczny aspekt współczesnej polskiej religijności ludowej. Dochodzi on do głosu w mistycznych objawieniach maryjnych, doświadczanych przez kobiety, a systematycznie odrzucanych przez instytucje kościelne .

Zaskakujący, dziwnie ambiwalentny obraz katolicyzmu - i szerzej, chrześcijaństwa - wyłania się z powieści Grażyny Plebanek. Autorka, od lat mieszkająca za granicą, identyfikuje się z feminizmem i krytycznie odnosi się do politycznej roli Kościoła w Polsce, jednak wyraźnie nie godzi się na pozostawienie sfery religijnej w rękach Kościoła. Tytułowa bohaterka Przystupy (2007) nie może uwierzyć własnym oczom, gdy w Szwecji trafia na nabożeństwo odprawiane przez kobietę; wkrótce potem jednak, spytana, kim chciałaby być, gdyby nie była sprzątaczką, odpowiada: "Może księdzem!" Nie jest to kpina z religii, przeciwnie, to raczej wezwanie, by chrześcijaństwo odzyskać dla kobiet. Plebanek wkłada w usta jednej z postaci taką refleksję: "Wcześni chrześcijanie nie uznawali hierarchii, stali obok siebie, biedni i bogaci, kobiety i mężczyźni, każdy mógł rozmawiać z Bogiem. Była jakaś wspólnota, krąg. A teraz jest drabina. I gdzie ona prowadzi? Do nieba? Nie, po władzę. Szkoda, bo w tej religii jest mądrość poprzednich kultów, magia wcześniejszych mitologii (?) potęga wiary pokoleń. Tyle, że reprezentują ją wyłącznie bezdzietni faceci" . Z kolei w Dziewczynach z Portofino (2005) tej samej autorki chowany za akwarium obrazek z Maryją jest symbolem zniewolenia i bierności kobiet. Stopniowo jednak okazuje się czymś więcej: tajemnym znakiem solidarności między kobietami, figurą tęsknoty za dobrą, kochającą matką, być może także śladem zapomnianej Wielkiej Bogini.

Jeśli zatem katolicyzm polskich kobiet i katolicyzm polskich hierarchów kościelnych nie są do końca tożsame, to różnica tkwi właśnie w stosunku do Maryi. Wspominam o tym, bo rzecz wydaje mi się istotna i ciekawa, tu jednak interesuje nas Maryja w relacji do synów, nie córek, Maryja z wyobrażeń wszechpolaka.

Zarówno Ostrowska, jak i Janion podkreślają homospołeczny wymiar kultu maryjnego - sposób, w jaki wzmacnia on i uświęca więzi "braterskie" między Polakami. Warunkiem jest jednak odrzucenie kobiecości realnej, bo zaborcza i - jak podkreśla Janion - wiecznie cierpiąca Matka symboliczna domaga się od syna, by porzucił dla niej kochankę. Wszystkie elementy tego narodowego dramatu można odnaleźć w groteskowej wersji w częstochowskiej wyprawie Giertycha. Doszło tu w istocie do transakcji, którą Janion śledzi w poezji romantycznej: mężczyzna (tu: LPR-owiec) porzuca kochankę (kobiety i ich prawa, wynikające z realiów ludzkiej cielesności i seksualności, a także sytuacji ekonomicznej) i składa je w ofierze kobiecie symbolicznej (Matce Boskiej Częstochowskiej, czyli wyidealizowanej, cierpiącej Polsce, matce i dziewicy zarazem). Służba Polsce wymaga od Polaków odrzucenia wszelkich zobowiązań wobec Polek, stąd zakaz przerywania ciąży ma być całkowity, bezwyjątkowy.

Matka Boska z LPR-owskiego "apelu do parlamentarzystów" to dziwnie bezwzględna władczyni, domagająca się od podwładnych nieustannych dowodów wierności, ciągłego odnawiania "ślubów". Wierność ta ma polegać na dokręceniu śruby w kwestii aborcji w sytuacji, gdy de facto już jest ona nielegalna; wiadomo, że nawet gdy dochodzi do któregoś z trzech przypadków przewidzianych w ustawie, kobietom niezmiernie rzadko udaje się wyegzekwować legalny zabieg - przypadek Alicji Tysiąc świetnie to pokazał. O co więc tyle hałasu? O sferę symboliczną. Forsowana jako dar dla Maryi poprawka niewiele by może zmieniła w praktyce, ale skutecznie wymazałaby podmiotowść kobiet z Ustawy Zasadniczej. Prawny przymus rodzenia nawet w przypadku gwałtu lub zagrożenia zdrowia i życia czyniłby z polskich kobiet już wyłącznie "nasze kobiety", "nosicielki" narodowej substancji. Jeśli zatem Królowa Polski jest Matką, to jest matka typowo patriarchalna, która bardziej kocha synów niż córki.
Rykoszetem. Rzecz o płci, seksualności i narodzie
Agnieszka Graff

Wydawnictwo WAB
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas