Siostry Grimm

Gęste gałęzie leśnych drzew zostawiały na ich twarzach i rękach krwawe zadrapania, lecz Sabrina i Dafne nie przestawały biec, mimo że były wycieńczone. Teraz tylko strach pchał je do przodu.

article cover
INTERIA.PL

- Musimy znaleźć jakiś sposób, żeby go powstrzymać! - zawołała Dafne, z trudem chwytając powietrze.

Sabrina wiedziała, że jej młodsza siostrzyczka ma rację. Ale jak miałyby to zrobić? Dwoje dzieci przeciwko rozjuszonemu potworowi?

- Coś wymyślę - zapewniła ją Sabrina i pociągnęła siostrzyczkę za pień ogromnego dębu, aby chwilę odpocząć. Ścisnęła dłoń małej, aby dodać jej otuchy, a sama zmusiła się do tego, by nabrać powietrza w płuca, które piekły ją, jakby od środka trawił je ogień. Jej słowa były puste. Nie miała planu. Czuła jedynie pulsujący szum krwi w bębenkach uszu. Ale to i tak nie miało znaczenia. Znalazł je. Szczapy połamanych konarów i grudki wilgotnej ziemi posypały się z nieba, gdy drzewo, przy którym stały, zostało gwałtownie wyrwane z korzeniami.

Dziewczynki spojrzały na szkaradną twarz nad nimi i poczuły we włosach gorący oddech.

"Co się stało z naszym życiem? - zastanawiała się Sabrina. - Kiedy to świat zmienił się nie do poznania? I co się stało z nią samą, jedenastoletnią dziewczynką, która zaledwie dwa dni temu była tylko sierotą jadącą pociągiem?"

Rozdział I

DWA DNI WCZEŚNIEJ

"Zanudzę się tu na śmierć - pomyślała Sabrina Grimm, wyglądając przez okno pociągu, który dojeżdżał właśnie do Ferryport Landing w stanie Nowy Jork.

Miasteczko w oddali zdawało się składać głównie z porośniętych drzewami pagórków, leżących nad zimną, szarą rzeką Hudson. Przy jedynej ulicy stało kilka dwu- i trzypiętrowych budynków z czerwonobrązowego piaskowca. Za nimi ciągnęły się niezmierzone połacie wiecznie zielonego lasu. Sabrina nie zauważyła żadnych kin, centrów handlowych ani muzeów i doszła do wniosku, że nazywanie Ferryport Landing miasteczkiem jest pewną przesadą.

Pogoda też była przygnębiająca. Padał deszcz, a deszcz zawsze wprawiał Sabrinę w melancholijny nastrój. Zatknęła kosmyk długich blond włosów za ucho i odwróciła głowę od okna. Obiecała sobie, że będzie dzielna i nie pozwoli, aby siostrzyczka zobaczyła, jak płacze. Musiała być silniejszą z nich, w końcu miała już prawie dwanaście lat.

Dafne i tak pewnie nie dostrzegłaby jej łez. Siedmioletnia siostrzyczka Sabriny przyciskała nos do szyby przez całą dwugodzinną podróż pociągiem. Zachwycała się każdą paskudną mieściną, przez którą przejeżdżały, i odrywała wzrok od widoku za oknem tylko po to, by co pewien czas zadać jakieś pytanie dotyczące celu ich wyprawy.

- Czy w Ferryport Landing mają bajgle, panno Smirt? - zapytała kobietę siedzącą naprzeciwko nich. Minerwa Smirt, wyznaczona przez sąd opiekunka dziewczynek, była pozbawioną poczucia humoru osobą, dobiegającą sześćdziesiątki. Całą drogę przesiedziała z zaciśniętymi ustami i haczykowatym nosem w książce. Sabrina była pewna, że opiekunka czytała tylko po to, by uniknąć rozmowy z nimi. Panna Smirt podniosła wzrok i spojrzała na Dafne, marszcząc brwi ze zniecierpliwienia, po czym westchnęła, jakby już samo pytanie było dla niej zbyt dużym ciężarem.

- Oczywiście, że mają bajgle. Wszędzie można kupić bajgle - rzuciła opryskliwie.

- Na Księżycu nie można - odparła rzeczowo Dafne i znów wyjrzała przez okno.

Panna Smirt mruknęła coś pod nosem, a Sabrina prychnęła w odpowiedzi. Sabrina uwielbiała obserwować, jak Dafne wyprowadza pannę Smirt z równowagi. "Smirt popełniła błąd, wybierając zawód, w którym musiała pracować z dziećmi" - pomyślała Sabrina. Wyglądało na to, że wcale ich nie lubi. Panna Smirt narzekała, kiedy musiała dotykać ich lepkich rączek czy wycierać zasmarkane nosy, a o czytaniu na dobranoc w ogóle nie było mowy. Szczególną niechęcią opiekunka darzyła siostry Grimm, które uważała za pyskate, niechętne do współdziałania i przemądrzałe. Sabrina była pewna, że osobistą misją panny Smirt było wyciągnięcie dziewczynek z domu dziecka i umieszczenie ich w rodzinie zastępczej. Jak dotąd ponosiła same porażki. Wysyłała je do ludzi, którzy zazwyczaj okazywali się niemili, a czasem wręcz nienormalni. Często wykorzystywali je jako gosposie, opiekunki do dzieci bądź po prostu ignorowali ich istnienie. Lecz tym razem posunęła się za daleko. Tym razem zdecydowała, że zamieszkają z martwą kobietą.

- Mam nadzieję, że nie będziecie zamęczać babci tymi idiotycznymi pytaniami! - rzekła panna Smirt szorstkim tonem, którym zwykle zwracała się do Sabriny i Dafne. - Jest starszą osobą i nie zniesie tylu problemów.

- Przecież tłumaczyłam pani milion razy, że nasza babcia nie żyje! - zirytowała się Sabrina.

- Przeprowadziliśmy wywiad środowiskowy, Sally - odparła panna Smirt. - Jest osobą, za którą się podaje.

- Mam na imię Sabrina - westchnęła dziewczynka.

- Nieistotne. Dom dziecka nie pozwoliłby oddać was pod opiekę byle komu - powiedziała panna Smirt.

- Czyżby? A panna Longdon, która przysięgała, że jej toaleta jest nawiedzona?

- Każdy ma jakieś dziwactwa.

- A pan Dennison, który kazał nam spać w ciężarówce? - wtrąciła Dafne.

- Niektórzy ubóstwiają świeże powietrze.

- Państwo Johnsonowie przykuli nas kajdankami do kaloryfera! - zawołała Sabrina.

- Możecie się skupiać na negatywnych aspektach, jeśli chcecie - zbyła ją panna Smirt. - Ale powinnyście być wdzięczne. Niełatwo jest znaleźć dom dla niegrzecznych dziewczynek, takich jak wy. Wyobraźcie sobie moje zażenowanie, kiedy usłyszałam, co powiedziałyście Keatonom!

- Zamknęli nas w domu na dwa tygodnie, a sami popłynęli w rejs na Bora-Bora - zauważyła Sabrina.

- To chyba były Bahamy - poprawiła ją Dafne.

- Popłynęli na Bermudy i przynajmniej przywieźli wam z wycieczki ładne koszulki - rzekła panna Smirt. - Poza tym, było, minęło. Znaleźliśmy teraz prawdziwą krewną, która w dodatku nie może się doczekać, żeby przyjąć was pod swój dach. Ale szczerze mówiąc, dziewczynki, nawet jeśli okaże się hochsztaplerką, i tak jej was oddam. Nie mam wyboru. Nie zgłosiły się żadne rodziny, które zechciałyby was wziąć. - Po tych słowach panna Smirt znów schowała nos w książce. Sabrina spojrzała na tytuł: Jak zdobyć wymarzoną miłość.

- Co to znaczy: hochsztaplerka? - zapytała Dafne, nie odrywając wzroku od widoku za oknem.

- To ktoś, kto udaje kogoś, kim nie jest - wyjaśniła Sabrina, obserwując deszcz na zewnątrz. Tego dnia, gdy zniknęli jej rodzice, także padał deszcz. Minęło ponad półtora roku, ale wspomnienie wciąż sprawiało, że jej serce ściskał ból. Przypomniała sobie, jak tamtego popołudnia spieszyła się do domu ze szkolnym świadectwem, bezpiecznie schowanym w wewnętrznej kieszeni kurtki przeciwdeszczowej. Podekscytowana szóstkami z matematyki i angielskiego oraz piątką z fizyki (i trochę rozczarowana czwórką minus z wuefu), z dumą przyczepiła arkusik do drzwi lodówki, żeby każdy go zobaczył. Zdziwiła się, że rodzice nie wrócili jeszcze z pracy, ale zaniepokoiła się dopiero wtedy, gdy zadzwoniła opiekunka z przedszkola Dafne z pytaniem, dlaczego nikt nie odebrał dziewczynki. Tej nocy siostry spały w łóżku rodziców, czekając na ich powrót, a błyskawice i grzmoty rozrywały niebo nad ich domem. Kiedy trzy dni później przyszła pracownica opieki społecznej, aby je zabrać, wciąż padał deszcz, a świadectwo Sabriny wisiało na drzwiach lodówki, czekając na pochwały. Z tego, co Sabrina wiedziała, cały czas tam było.
Michael Buckley
Siostry Grimm
Wydawnictwo SBM

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas