Strefa cienia

Przez cały czas po wyjeździe z domu Ula miała przed oczami płaczącą matkę i zrezygnowanego ojca. Ilekroć zamknęła powieki, widziała ich stojących smutno na podwórku.

article cover
Nasza Księgarnia

Nie spodziewała się, że tak szybko ktoś obcy zawładnie jej umysłem i sercem, że pogrąży się w nieznanych sobie doznaniach i nic więcej się nie będzie liczyło. Oślepła i ogłuchła na wszelkie niepokojące zachowania Romana. Był dla niej bogiem. Wpatrzona w niego, rezygnowała z siebie, nie wiedząc o tym.

Rodzice chcieli bronić ją przed złem, ale ono tylko czaiło się, wyczekiwało dogodnego momentu, aby przystąpić do działania. Niewidoczne, ale wyczuwalne, wkradało się w życie Uli, w życie rodziny Jaworskich. Zło przyjacielskie, kryjące się w zrozumieniu, ogarniało swoimi mackami niewinne istoty, które chciały tylko być szczęśliwe.

[...]

Roman, zgodnie z zapewnieniami, dzwonił dość często, co bardzo ją uspokajało, a po kilku dniach znowu się pojawił.

Wyjechali na pierwszą wycieczkę, która - rzecz jasna - połączona była z interesami Romana. Przez dwa dni mogli cieszyć się sobą i zapomnieć o przeszłości. Zatrzymali się w eleganckim hotelu, kilka razy jedli w restauracjach i Uli zaczynało się podobać luksusowe życie. Nie żałowała niczego i nie wiedziała, że rosnąca w niej próżność wiedzie prosto do zguby. Zwiększające się poczucie własnej wartości i miłość, teraz tak budująca, miała kiedyś ją zniszczyć, uwięzić w potwornej pułapce.

Czuła się rozpieszczana i podziwiana, zwłaszcza że Roman nie żałował jej nowych strojów, smakołyków, nawet podarował Uli piękny, złoty pierścionek z rubinowym oczkiem. Nieustannie zerkała na klejnot, nie mogła oderwać oczu od swojego skarbu. Każdy dzień spędzony z Romanem niósł nowe wrażenia i emocje. Wygodnym i szybkim samochodem sunęli przed siebie ku zachodowi słońca. Z obu stron otaczał ich las i było tak cudownie. Wtulona w ramię Romana nie pragnęła niczego więcej.

Wrócili dopiero w niedzielę wieczorem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że w szkolnych ubraniach nie pasuje do nowych i eleganckich miejsc, dlatego bez sprzeciwu poddawała się sugestiom Romana w sprawie stroju, ale także wtedy, gdy dotyczyły odpowiedniego zachowania. Budziła się w niej nowa osoba. Ktoś, kogo jeszcze nie znała, ale kto w niej siedział. Nowy człowiek, tęskniący za innym życiem.

Czuła, że to właśnie jej świat, że tego pragnęła, że właśnie tak jest jej najlepiej.

[...]

Budzik rozdarł ciszę już przed szóstą, jakby nie mógł znieść widoku pary leżącej w jednym łóżku.

Roman zerwał się na równe nogi i szybko przeniósł się na polówkę, która nadal była równiutko pościelona. Nie chciał, aby ktoś niepostrzeżenie wszedł do pokoju, a nawet wypatrzył zarys ich sylwetek przez oszklone drzwi.

- Zatrzymamy się w Krakowie? - zapytała cicho. Oparła się na lewym łokciu i uśmiechnęła się do niego. Już nie widziała w nim starego człowieka, nie dostrzegała pooranej zmarszczkami twarzy, nie przeszkadzały jego rzadkie, siwe włosy czy nawet sztuczna szczęka, która kiedyś napawała ją wstrętem. Teraz patrzył na nią przystojny mężczyzna w sile wieku. Ktoś, kto ją kochał. Wydawał się jej piękny i bardzo pociągający. Znowu chciała go mieć obok siebie.

- Jeśli będzie czas, to na pewno. - Zsunął nogi na podłogę i podrapał się w głowę. Wyglądał dość zabawnie z potarganymi włosami, przypominał szalonego dyrygenta. Zaśmiała się cicho.

- O co chodzi? - Podszedł do lustra wiszącego na ścianie i szybko się uczesał.

- Już o nic. - Zrobiła nadąsaną minę. Lubiła go czasami drażnić, bo dobrze wiedziała, że Romanowi zależy na perfekcyjnym wyglądzie. Wyciągnęła z szafy krótką, granatowo?białą spódnicę, granatowy żakiet, który kupiła w Katowicach, białą, zapinaną bluzkę i czarne pantofelki na obcasach, wypatrzone w Krakowie.

Czuła się doskonale w szpilkach, dopasowanych kostiumach i eleganckich kapeluszach. Widziała, jak mężczyźni pożerają ją wzrokiem, kiedy przechodziła przez hotelowe hole czy paradowała ulicami, a kobiety patrzyły z zazdrością. Żyła podwójnie, w dwu różnych światach. Do szkoły wkładała wytarte dżinsy, wygodne glany i skórę, a przy Romanie przeistaczała się w prawdziwą kobietę. Bez skrępowania odsłaniała długie nogi i opinała drogimi bluzkami krągłe, duże piersi.

Czuła się piękna i podziwiana. Stała się kimś innym.

[...]

Za każdym razem Roman spotykał się z jakimiś ludźmi, ale Ula nigdy ich nie widziała. Zostawiał ją w samochodzie albo w restauracji, sam zaś znikał, czasami na długie godziny. Potem pojawiał się, jakby nic się nie stało, a całą zwłokę tłumaczył bezradnym rozłożeniem rąk.

Wybaczała i cieszyła się, że znowu był przy niej. Swoją nieobecność rekompensował jej kolejnymi zakupami. Dumnie kroczyła przy nim, trzymając go za rękę. Zdając sobie sprawę z ludzkiej nietolerancji, na początku oboje czuli się głupio, gdy publicznie przytulała się do niego, ale chciała pokazać wszystkim swoje szczęście. Nie zamierzała kryć miłości, nie widziała krzywych spojrzeń, złośliwych uśmieszków i nie słyszała szeptów za ich plecami. Powoli Roman też przestał się tym przejmować, zwłaszcza gdy mieli pewność, że nikt ich nie zna.

Na razie poznawała jego maskę, odświętne oblicze, o które nieustannie się troszczył, zachowując grę pozorów. Łysinę na środku głowy starał się zakrywać długimi włosami. Wstydził się przed Ulą swoich drobnych ułomności. Lęki stawały się coraz większe, ale jeszcze trzymał je na uwięzi, jeszcze je kontrolował i tylko czasami, jakby od niechcenia, wypytywał ją niemal o wszystko. Chciał znać każdy jej dzień, każdą myśl, ale wciąż nie znajdował zaspokojenia w odpowiedziach i nieustannych zapewnieniach Uli.

- Nigdy cię nie zostawię, jesteś moją ostatnią dziewczyną i bardzo cię kocham - powtarzał coraz częściej. - Ale ty możesz kiedyś poznać jakiegoś młodego chłopaka i zostawisz dziadka - żartował, chociaż tego najbardziej się obawiał.

- Och, przestań. Żaden chłopak nie może się z tobą równać. Poza tym zawsze chciałam spotkać kogoś, na kim mogłabym polegać, kto byłby bardziej doświadczony. Odkąd pamiętam, czułam się starsza i jakoś nie pasowałam do chłopaków w moim wieku. - Zapaliła lampkę i usiadła na hotelowym łóżku. - Musimy sobie ufać - dodała po chwili.

- Jestem tyle starszy od ciebie, naprawdę ci to nie przeszkadza?

- Ani trochę. - Przytuliła się do niego z całej siły i pocałowała w czubek nosa. - No i ciągle powtarzasz, że czujesz się jak co najwyżej trzydziestolatek - przypomniała mu szybko.

- To prawda, a przy tobie jeszcze bardziej odmłodniałem - powiedział z przekąsem i teraz on złożył na jej ustach namiętny pocałunek. - Boję się tylko, że jak kiedyś stanę się niedołężny, nie będziesz mogła na mnie patrzeć, po prostu nie wytrzymasz i odejdziesz. - Nagle posmutniał i odwrócił wzrok w stronę ciemnego okna.

- Przestań, głuptasie, skoro mówię, że chcę być z tobą, to znaczy, że naprawdę tego chcę i tak myślę. Wątpię, żebyś kiedykolwiek naprawdę się zestarzał. - Zaczęła z wielką czułością głaskać jego miękkie, cienkie włosy.

Nie oszukiwała ani siebie, ani jego, mocno wierzyła w to, że zawsze będą razem. Czasami pod zamkniętymi powiekami pojawiał się sielankowy, rodzinny obrazek. Jeszcze nie była pewna, czy chce mieć dzieci, ale już widziała piękny, niezbyt duży dom i ich oboje, jak w ciemne, deszczowe dni siadają przy kominku z gorącą herbatą z cytryną i cieszą się swoją bliskością, wspominają minione lata, a tym wspomnieniom nie ma końca. Uśmiechnęła się do naiwnych marzeń. Już teraz czuła ciepło i szczęście przyszłych dni.

- Rozwiedziesz się z żoną? - musiała o to zapytać, wykorzystać doskonały czas na zadanie tego pytania.

- Na pewno? A chciałabyś wziąć ze mną ślub? - zapytał niepewnie.

- Jeśli tylko będziesz chciał.

Była gotowa na wszystko. Chciała tego, pragnęła należeć tylko do niego i mieć go tylko dla siebie. Co do jego żony, wierzyła w zapewnienia Romana, że nie sypiają ze sobą. Chociaż gdyby prawda była inna, zgodziłaby się i na to, byleby tylko jej nie zostawił. Szalona miłość zawładnęła nią całkowicie, oślepiła i ogłuszyła. Spłynęła na nią zupełnie nieoczekiwanie, nagle i bez ostrzeżenia. Na początku nie wierzyła, że komuś takiemu mogłaby oddać serce, ale wszystko się zmieniło. Teraz kochała naprawdę.

Już się rozwidniało, kiedy zmęczeni zasnęli.

[...]

Ostatnie wyjazdy z Romanem nie należały do najbardziej udanych. Wciąż pojawiały się nowe problemy, kolejne sprawy do załatwienia, dodatkowo dało się wyczuć, że sam Roman stał się bardziej nerwowy i niespokojny. Kiedy szli gdzieś razem, często oglądał się za siebie, a gdy Ula pytała, co się dzieje, odpowiadał niezmiennie, że to pozostałość z czasów wojny, a potem z lat komunizmu. Opowiadał nieraz, jak za Gierka wiele razy siedział w areszcie za handel dolarami, a kilkakrotnie został nawet skazany na karę śmierci za zdradę stanu. "Na szczęście za każdym razem następowała amnestia!"- powtarzał z wyraźną ulgą. Przynajmniej tak tłumaczył, a ona nie miała powodów, by nie wierzyć. Im więcej opowiadał, tym bardziej podziwiała jego odwagę, upór i niebywałą zaradność. Wiedziała, że Roman zawsze znajdzie rozwiązanie, że przy nim nie zginie i nie musi się o nic martwić. Co prawda, był nadpobudliwy i w każdej chwili mógł go rozdrażnić najmniejszy drobiazg, Ula jednak powoli przyzwyczajała się do jego niespodziewanych wybuchów złości. Nie wyobrażała już sobie powrotu do domu, życia bez Romana ani tego, że mogłaby żyć sama; była przekonana, że na pewno sobie nie poradzi z tą nagłą dorosłością. Nie musiała myśleć o rachunkach. Nie musiała martwić się o każdy kolejny dzień, nie musiała być odpowiedzialna za ich przyszłość. Nadal była dzieckiem, tylko teraz była dzieckiem Romana. Dzieckiem w ciele młodej kobiety.

Nawet gdy przez kilka dni byli razem, nie mieli czasu na długie rozmowy, kolejne przemyślenia czy nowe refleksje. Tak było za dnia, ale w nocy wszystko się zmieniało. Roman znowu był czuły i kochający, znowu mogła cieszyć się jego bliskością i leżeć w jego ramionach bez obawy, że zacznie na nią krzyczeć. W ciemnościach stawał się innym człowiekiem, jakby już nie musiał zachowywać pozorów, ukrywać swojego prawdziwego ja. Łagodniał, rozluźniał się, a przede wszystkim potrafił się śmiać.

[...]

Był maniakalnym pedantem, wszędzie widział mordercze zarazki czyhające na jego życie. Każdego dnia uporczywie sprawdzał, czy nie ma kurzu, czy wiszą czyste ręczniki, czy pościel jest dobrze schowana. Na wieszakach wisiały jego ubrania w foliowych workach, a naczynia musiały być płukane w specjalnym, antybakteryjnym płynie. Nie mogła nic poradzić na tę jego fobię, dlatego przestrzegała zaleceń Romana, chociaż to uprzykrzało jej każdy dzień. Czasami, kiedy była sama, z nienawiścią i desperacją rzucała na podłogę ręczniki, jego ciuchy i z dziką satysfakcją patrzyła na piętrzący się stosik "skażonych" rzeczy.

Wystarczyło, że odkrył jakąś plamkę czy niedomytą szklankę, a zaraz urządzał piekielny pokaz, dawał upust swojej wariacji i niepohamowanej agresji. Rzucał wyzwiska, złorzeczył, skakał w furii jak pajac, obiecując zemstę nie tylko jej, ale wszystkim wokoło. W samotności wyła bezradnie w poduszkę, a zaczerwienione oczy ukrywała potem pod grubą warstwą pudru.

[...]

Koło ósmej usłyszała kroki pod drzwiami, a potem zgrzyt klucza. Roman wszedł do pokoju i jakby nic się nie stało, zaczął rozpakowywać zakupy.

- Chciałem jeszcze kupić rogale, ale już nie było. - Spojrzał na Ulę z uśmiechem i pomaszerował do kuchni przygotowywać śniadanie.

- Czemu jeszcze nie wstałaś? - zapytał zwyczajnie, choć nie czekał na odpowiedź. - Kupiłem ci coś - dodał tajemniczo.

Na stole postawił jajecznicę i grzanki z miodem. Z dużej reklamówki wyjął spore tekturowe pudełko i wręczył jej uroczyście. Była zbyt oszołomiona, żeby cokolwiek powiedzieć. Zaledwie kilka godzin temu żądał, by wyniosła się z jego życia, a teraz zajadał śniadanie.

Stała jak oniemiała z prezentem w ręku i nie mogła zdobyć się na nic więcej.

- Nie rozpakujesz? Mam nadzieję, że będzie ci się podobać - zachęcał z wypchanymi policzkami. Najwyraźniej postanowił nie wracać do tego, co było, i liczył na to, że ona też już nie będzie rozpamiętywać wydarzenia. Kazał jej się cieszyć, przekupił serce Uli kolejnym prezentem.

- Bardzo ładne - powiedziała smutnym, zmęczonym głosem, kiedy wyciągnęła z opakowania śliczną wieczorową sukienkę z czarnego atłasu.

- Wiedziałem, że ci się spodoba - wyznał radośnie. - Przymierzysz później, teraz siadaj do stołu, bo wszystko wystygnie. - Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Usiadła mu na kolanach, ale nadal nie wiedziała, co powiedzieć.

- Co znowu? - zauważył, jak bardzo się zmieniła. - Widzisz, do czego doprowadzasz? - Przytulił ją mocniej i pocałował w szyję. - Sama jesteś sobie winna - próbował się usprawiedliwiać i obarczyć ją winą za to, co się stało.

Nikt nie wiedział, ile wysiłku i samozaparcia kosztował ją spokój.

[...]

Ulę dopadła nagła potrzeba "złapania dymka", więc wyciągnęła worek śmieci z kosza i wyszła z mieszkania. Czasami tak robiła. Szybko wypalała pół papierosa, a potem pakowała do buzi kilka miętowych gum do żucia. Tak się stało i tym razem. Było już ciemno, podwórka nie oświetlała żadna lampa, więc wolno kroczyła w stronę klatki schodowej. Otaczał ją gęsty mrok, który rozdzierał żar papierosa.

Nie miała pojęcia, że Roman bacznie ją obserwuje z okna klatki schodowej.

- Po to więc wychodzisz wieczorami z mieszkania? Spacerek, śmieci? - usłyszała już w progu drwiący głos. Mówił spokojnie, co było złym znakiem.

Przestraszona usiadła naprzeciwko swego pana. Nie miała nic na swoją obronę.

- Skoro tak, myślę, że spakujesz się dzisiaj, to moja ostateczna decyzja. Nie mogę ci już wierzyć - perorował bez jakichkolwiek emocji.

Uważnie się przyglądał dziewczynie, jakby chciał znaleźć na jej twarzy potwierdzenie, że wystarczająco ją przestraszył, że jego słowa odnoszą pożądany efekt. Z pobladłą twarzą wstała i bez słowa poszła do łazienki.

Z kranu popłynął strumień gorącej wody. Niech Roman myśli, że się myje.

Bezwiednie sięgnęła do szafki, gdzie stały przybory do golenia, po czym wyjęła z pudełeczka żyletkę. Już wiedziała, co powinna zrobić. Wielka determinacja, nad którą nie mogła już panować, ogarnęła jej myśli.

Usiadła na stołku koło umywalki i szybkim, zdecydowanym ruchem przesunęła ostrzem po przegubie lewej ręki. Nie bolało. Woda spłukiwała płynącą krew. Bezmyślnie patrzyła na czerwone strumyczki. Po chwili bez większego wahania przecięła drugi przegub. Było jej wszystko jedno. Czekała na zapomnienie, tylko to miało znaczenie. Zastanawiała się, czemu przez głowę nie przelatuje jej całe życie. Zawsze słyszała, że tuż przed końcem wiele się przypomina, a przeszłość mknie pod powiekami w szaleńczym tempie. Lekko wzruszyła ramieniem. Była coraz słabsza. Przed oczami pojawiły się maleńkie, uciekające czarne plamki. Poczuła zawroty głowy i nasilające się nudności. Senność wkradała się w jej umysł, lecz nagle pojawił się paniczny strach. Co potem? Chciała tylko skończyć swoje zasrane życie, a teraz znowu dziwne pragnienie bycia pojawiło się w jej sercu i głośnym krzykiem nawoływało do powrotu. Zaczęła drżeć, z trudem podeszła do szafki, wyciągnęła dwa elastyczne bandaże. Nogi Uli się uginały jak z plasteliny, bała się, że lada chwila upadnie. Mocno obwiązała nadgarstki grubą warstwą opatrunku i naciągnęła na dłonie długie rękawy bawełnianej piżamy. Nie chciała, żeby Roman wiedział.

Wyszła, jakby nic się nie stało, tylko musiała się położyć. Osłabiona, ledwo dotarła do łóżka. Pragnęła odpocząć i zasnąć.

- Bardzo mnie zdenerwowałaś - odezwał się Roman, kiedy położył się obok niej. Z pewnością siebie stwierdził, że znowu przeholował, może nie powinien wygadywać tych potwornych słów. Delikatnie i niepewnie gładził jej plecy, a ustami muskał szyję. Poczuła wstręt do siebie, że nie wytrwała do końca. Leżała nieruchomo i czekała, aż przestanie.

- Mam się jutro wyprowadzić? - zapytała przez zaciśnięte gardło.

- Oczywiście, że nie. Doprowadzasz mnie do tego, że muszę wygadywać takie rzeczy, a przecież kocham cię i chcę, żebyś była ze mną zawsze. Tłumaczę sobie, że jesteś młoda, jeszcze wiele musisz się nauczyć, ale staraj się bardziej. W domu chcę mieć spokój. Wystarczy, że w biurze mam pełno spraw na głowie - tłumaczył cierpliwie.

- Ja naprawdę się staram. Nie chcę cię denerwować i nie chcę, żebyś mnie wyganiał. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie ranisz - wyszeptała zduszonym głosem. - Chcę ci pomagać, ale wiecznie jesteś niezadowolony. Nie mogę być ideałem, bo nikt nim nie jest, więc dlaczego nie dostrzegasz tego, co robię dobrze? - zapytała z wyrzutem.

- No, chodź do mnie. Odwróć się. - Chwycił ją za nadgarstek. Syknęła, bo pocięta skóra piekła boleśnie.

- A to co znowu? - Wymacał zabandażowaną rękę, potem szybko sprawdził drugą. - Ulka, co ty wyprawiasz? - powiedział przerażony i zerwał się z łóżka na równe nogi, a następnie zapalił światło.

- Pokaż ręce! - rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- To nic takiego?

- Nic takiego, nic takiego? - powtarzał zdenerwowany. - Coś ty chciała zrobić?! - lamentował coraz głośniej. Usiadł obok niej i mocno przytulił.

Zaczęła płakać. Wreszcie poczuła ulgę.

[...]

- Jutro idziesz do fryzjera! - zdecydował Roman, kiedy przed telewizorem jedli kolację.

- Nie chcę! - Ula spojrzała na niego zdziwiona. Wstała i podeszła do lusterka. Palcami przeczesała włosy i odgarnęła je do tyłu. - Co ci się nie podoba?

- Wyglądasz jak podfruwajka, a przecież mieszkasz ze mną i musisz wyglądać jak kobieta z klasą.

- A teraz nie wyglądam jak kobieta? - Uśmiechnęła się krzywo.

- Pójdziesz do fryzjera! - uciął.

- Myślałam, że ci się podobają moje włosy. Nie wiem, do kogo chcesz mnie upodobnić, ale nie zamierzam niczego zmieniać - odparła spokojnie.

- Nie bądź śmieszna. Chcę tylko, żebyś ładnie wyglądała.

- Nagle mam wszystko zmienić? Inaczej się czesać, malować, ubierać? - wymieniała, coraz bardziej zirytowana.

- Nie masz za grosz gustu, dlatego muszę dbać o twój image - powiedział, nie przerywając jedzenia.

- Jak możesz być taki podły! - jęknęła przez łzy. - Dlaczego jesteś ze mną, skoro ci się nie podobam?

- Chcę zrobić z ciebie damę, nie narzekaj.

- Nie obchodzi cię, czego ja chcę?

- Jestem estetą, znam się na modzie i pięknie. - Zmierzył ją krytycznym wzrokiem.

Przypisał sobie niepisane prawo do kierowania życiem Uli. Stała się jego własnością i nawet nie wiedziała, po jak kruchym stąpa lodzie. Upadlał ją, znieważał, domagał się posłuszeństwa i absolutnego oddania. Dostawał to wszystko, ale wciąż chciał więcej, więcej, niż potrafiła dać. Powtarzał jej tak często, że jest zerem, że bez niego jest nic nie warta i nie poradzi sobie.

Mógł lepić jej życie jak plastelinę. Formować nowego człowieka, bo wpatrzona w niego, a potem zastraszona i osamotniona, nie protestowała.

Ze ściśniętym sercem patrzyła, jak grube pukle spadają na podłogę. Miała stać się kimś innym i było jej z tym wyjątkowo źle. Zamknęła oczy, ale szczęk nożyczek nie pozwalał zapomnieć, gdzie jest.

- Gotowe - usłyszała głos młodej fryzjerki.

Niepewnie spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Włosy były lekko wywinięte, sięgały ramion, a równa grzywka przysłaniała czoło. Ostrożnie dotknęła nowej fryzury. Chciała odnaleźć siebie, oswajała się z nową Ulą, która wydała jej się obca.

- No, teraz to co innego! - Roman przywitał ją z zachwytem i wprowadził do pokoju. - Teraz jeszcze przestaniesz się malować! - ogłosił nowy pomysł na nową Ulę.

Usadził ją na swoich kolanach i zanurzył twarz w jej pachnących włosach. Siedziała sztywno i czekała, żeby przestał.

- Kim mam być? - wyszeptała cicho, ale nie odpowiedział. - Lubię się malować.

- Wyglądasz jak stara pudernica, musisz to zmienić. Niszczysz cerę tymi mazidłami - próbował tłumaczyć.

- Bzdury. Chcesz zrobić ze mnie kogoś innego i nie obchodzi cię, jak ja się czuję, co myślę! - Ze złością obiema rękami rozczochrała idealne uczesanie i uciekła do łazienki. Była na siebie wściekła, na swoją bezradność, słabość i brak odwagi. Wiedziała dobrze, że powinna być twarda, bardziej uparta, stanowcza. Nie miała siły. Bała się samotności, opuszczenia, nowego życia. Życia bez Romana!

[...]

- Ugotowałaś zupę owocową? - Roman wpadł do mieszkania, a potem szybko skierował się do kuchni. Nawet nie zapytał, jak było w szkole. Najważniejsza dla niego była zupa.

- Nie, ale jest fasolka po bretońsku i zupa jarzynowa - odpowiedziała spokojnie. Z szafki wyciągnęła talerze i zaczęła rozstawiać je na stole.

- Nie będę jadł - burknął gniewnie.

- Dlaczego? - Nie miała pojęcia, co znowu zrobiła źle.

- Bo chcę zupę owocową!

- Nie bądź dzieckiem. - Uśmiechnęła się do niego, ale w powietrzu już wisiała ciemna chmura.

- Prosiłem, żebyś ją ugotowała - upierał się przy swoim jak rozkapryszony bachor.

- Nie umiem. Głupia zupa jest dla ciebie aż tak ważna? Fasolka wyszła mi naprawdę smaczna, może jednak zjesz? - Stała obok kuchenki z dużą łyżką w ręku i nie bardzo wiedziała, co ma robić.

- Powiedziałem, że nie chcę. Jedz sobie sama! - warknął przez zaciśnięte zęby i wymaszerował do pokoju.

- O co ci chodzi? - rzuciła za nim.

- Jesteś tak głupia, że nawet nie umiesz ugotować zupy! - Wrócił po chwili i usiadł na krześle przy kuchennym stole.

- Skoro tak, sam możesz sobie ją ugotować! - Ogarniała ją wściekłość i nagła rezygnacja. Tak bardzo się starała, a teraz okazało się, że zupełnie niepotrzebnie targała ciężkie siaty z zakupami, a potem przez kilka godzin krzątała się w kuchni. Zaraz po uroczystym apelu, ze świadectwem w plecaku pędziła do domu, żeby zdążyć z obiadem, zrobić coś dobrego, coś, co umiała. Nie spo­dziewała się, że Roman tak ją przywita.

- Do jasnej cholery! - Z hukiem odsunął krzesło i zaczął tłuc garami. Ostentacyjnie wyciągnął sitko i zaczął przecierać świeże jagody. Szybko nastawił wodę w niedużym garnku. Cofnęła się, żeby mu nie przeszkadzać.

- Chodź, ty tłumoku, i się ucz! - ryknął dziko, a kiedy podeszła, z całej siły uderzył ją w głowę. Poczuła tępy ból i nagłą słabość. Przerażona, patrzyła na niego i przez kilka chwil nie mogła się ruszyć.

- Co ja ci takiego zrobiłam? - zapytała, z trudem powstrzymując cisnące się łzy.

- Patrz! - Chwycił Ulę za kark i prawie wsadził jej głowę do naczynia z gorącym przecierem. - Wiesz już, jak się gotuje?! - Szczerzył zęby w nieludzkim grymasie. - Dlaczego nic nie mówisz? - Nagle zorientował się, że dziewczyna uparcie milczy, co jeszcze bardziej go rozdrażniło.

- Nie wiem, co powiedzieć - odparła zachrypniętym, zdławionym głosem. Stała przy oknie i bacznie patrzyła na jego ręce. Bała się kolejnego ataku, lecz Roman bez słowa nalał sobie upragnionej owocówki i wyszedł z kuchni. Odprowadziła go wzrokiem. Nie mogła nic zjeść, bo żołądek przypominał teraz małą zbitą kulkę skręconą sznurkiem.

Tego wieczoru już nikt nie odezwał się nawet słowem. W milczeniu gapili się w telewizor, a potem w ciszy zasnęli obok siebie.

[...]

Ostatnio prawie cały czas wybuchały awantury, które zaraz po powrocie do domu rozpoczynał Roman. Wytrząsał się, wrzeszczał i czepiał się wszystkiego. Czasami chodził po mieszkaniu w poszukiwaniu "przestępstwa" Uli.

Krążył tak długo, aż coś znalazł, wtedy pouczeniom i krytyce nie było końca. Nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio ze sobą normalnie rozmawiali, kiedy razem się śmiali i dyskutowali o wszystkim. Teraz wymieniali tylko krótkie zdania, czyste informacje, a to było dla niej zdecydowanie za mało. Nie miała przyjaciół ani koleżanek. Całe dni spędzała sama, bez możliwości poznania kogoś ciekawego, kogoś, z kim mogłaby się podzielić swoimi myślami.

Tak wiele miała powodów do smutku i tak bardzo czuła się staro.

Roman posuwał się coraz dalej w swoim szaleństwie. Wystarczyło, że siedziała obok i się nie uśmiechała, a już była winna. Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że czuje w stosunku do niego jedynie wielki żal i zawód. Była dla niego workiem treningowym, na którym wyładowywał frustracje. Wyżywał się na niej przy każdej sposobności. A kiedy się już zmęczył, biadolił, że dłużej tak nie może, że Ula go niszczy. Wydawać by się mogło, że jedynym jego celem jest zniszczenie dziewczyny, do czego sukcesywnie dążył każdego dnia.

Wiele razy życzyła mu śmierci, ale kiedy wyobrażała sobie życie bez niego, ogarniał ją lęk, że sobie nie poradzi. Potrzebowała go, chociaż działał na nią destrukcyjnie i pchał w czeluści niemalże obłędu.

[...]

Nawet nie zauważyła, kiedy na nią skoczył. Kolanami przygniatał jej ręce. Nie mogła się bronić, gdy okładał ją pięściami po twarzy i targał za włosy. Czuła ból kolejnych uderzeń, słyszała niewyraźny bełkot, ale nie rozumiała, co mówił. Szukała ratunku, jednak nie mogła się uwolnić spod jego ciężaru.

Zamknęła oczy, zacisnęła zęby i tylko prosiła, żeby już przestał.

Wreszcie się zmęczył. Wyślizgnęła się spod niego jak mogła najszybciej i uciekła do łazienki. Nie miała pojęcia, jak długo tam była. Czas nie miał znaczenia i jej życie też już nie było ważne. Z podkurczonymi kolanami siedziała na zimnej posadzce. Płakała całą sobą. Bolało ją obite ciało, spuchnięta, posiniaczona twarz. Bała się spojrzeć w lustro. Obmyła się zimną wodą i przygładziła splątane włosy. Nie była pewna, co robi Roman i co planuje. Bała się, że nie skończył, że jak tylko Ula wyjdzie z ukrycia, znowu napadnie na nią.

Powoli wysunęła głowę zza drzwi. Dostrzegła na fotelu zarys ciemnej sylwetki Romana, ale nie była pewna, czy na nią patrzył. Wylękniona, podreptała do łóżka i szybko okryła się kołdrą. Była wściekła na swoją słabość, na to, że uwierzyła w jego słowa i pozwoliła sobą manipulować. Teraz na wszystko było za późno. Nie miała nikogo, nikt już nie mógł jej pomóc. Zastanawiała się, co Roman zamierza, kiedy prawie bezszelestnie położył się obok. Słyszała walenie własnego serca. Czujnie nasłuchiwała, czy nic złego nie dzieje się za jej plecami. Właściwie ogarniała ją dziwna obojętność, jak sen, który powoli nadchodził.

Rano z trudem otworzyła jeszcze bardziej zapuchnięte oczy. Żałowała, że się w ogóle obudziła. Nieruchomo nasłuchiwała, czy Roman jest w mieszkaniu, bo miejsce obok było puste i równo zaścielone. Zewsząd wypełzała złowroga cisza i tylko uliczne hałasy dobiegające zza okna mąciły idealny spokój. Uciekł jak zwykły tchórz. Nie chciał spojrzeć jej w oczy, więc wyszedł bez słowa. Wreszcie miała czas dla siebie, tym bardziej że w takim stanie nie mogła iść do szkoły.

"Zaczął, więc już nie skończy!" - pomyślała.
Wiktoria Zender
Strefa cienia

Nasza Księgarnia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas