Wampirek w jaskini lwa

Antek lubi czytać ciekawe historie z dreszczykiem. Szczególnie podobają mu się opowiadania o wampirach, których zwyczaje dobrze poznał.

article cover
Wydawnictwo WAB

Ojciec Antosia pracuje w biurze, mama jest nauczycielką.

Rydygier jest wampirem już od stu pięćdziesięciu lat. Jest mały z tego prostego powodu, że został wampirem jako dziecko. Jego przyjaźń z Antosiem zaczęła się pewnego wieczoru, gdy chłopiec został sam w domu. Kiedy wszedł do swojego pokoju, wampirek siedział na parapecie okna. Antoś drżał ze strachu, ale wampirek zapewnił go, że już "jadł". Chłopiec wyobrażał sobie, że wampiry są o wiele straszniejsze, a kiedy Rydygier przyznał mu się, że bardzo lubi książki o wampirach i że boi się ciemności, Antek doszedł do wniosku, że wampirek jest całkiem sympatyczny. Od tej pory dość monotonne życie Antosia stało się bardzo ekscytujące: Rydygier pożyczał mu wampirzą pelerynę i razem latali na cmentarz, do grobowca Trzęsikamieniów. Wkrótce Antek poznał innych członków wampirzej rodziny:

Ania jest siostrą Rydygiera, "młodszą siostrą", co wampirek lubi podkreślać. Jest niemal tak silna jak Rydygier, a przy tym odważniejsza i dzielniejsza. Ania także lubi czytać historie z dreszczykiem.

Lumpi Mocny, starszy brat Rydygiera, jest bardzo drażliwy. Jego głos, raz cienki, a raz gruby, świadczy o tym, że Lumpi jest w okresie dojrzewania. Niestety nigdy z niego nie wyrośnie, bo w tym właśnie wieku został wampirem.

Ciotka Dorota jest najbardziej krwiożercza ze wszystkich wampirów. Spotkanie z nią po zachodzie słońca może być niebezpieczne.

Antoś nie poznał osobiście pozostałych krewnych wampirka, widział jednak ich trumny do spania w grobowcu Trzęsikamieniów.

Stróż cmentarny Sęp-Kowalski poluje na wampiry.

Węszynos pochodzi ze Stuttgartu i jest cmentarnym ogrodnikiem.

Jerzy Wymiatałek jest psychologiem. Mama Antka ma nadzieję, że wyleczy on jej syna z fascynacji wampirami. Mama nie wie jednak, że pan Wymiatałek sam bardzo się nimi interesuje, a nawet opracował program treningowy przeciwko silnym lękom, takim, jak na przykład strach wampirów przed światłem słonecznym.

Igno hrabia Rant jest pierwszym pacjentem pana Wymiatałka, który poddaje się terapii z wykorzystaniem programu przeciw lękom. Antek zadaje sobie pytanie, czy Igno Rant to prawdziwy wampir: wprawdzie wygląda jak jeden z wampirów... ale przychodzi do psychologa przed zachodem słońca!

Zupełnie spontanicznie

Był piątkowy wieczór. Antek leżał na łóżku i czytał Wampira z Amsterdamu, jednak nie mógł się dobrze skoncentrować. Ciągle zerkał na otwarte okno, mając nadzieję, że zobaczy w nim wampirka.

Minęło już pół godziny, odkąd rodzice wyszli z domu. Właściwie nie mieli żadnych planów na ten wieczór. Niespodziewanie - "całkiem spontanicznie", jak ostatnio lubili mówić - zdecydowali się pójść na basen.

Oczywiście próbowali namówić Antka, żeby się z nimi wybrał. Ale chłopak powiedział, że dla niego to "za bardzo spontaniczne", a poza tym jest zbyt zmęczony, bo przez całe popołudnie grał z Olkiem w hokeja.

- No cóż, jeśli nie masz ochoty, żeby zrobić coś z nami... - odparła mama. Zawsze się złościła, kiedy propozycja rodziców nie wzbudzała w nim entuzjazmu. - W takim razie potem pójdziemy na kieliszek wina!

- Proszę bardzo, jeśli o mnie chodzi, możecie iść - powiedział Antek, ukrywając uśmiech. Ale teraz czas płynął, a wampirek się nie zjawiał. Antosiowi zrobiło się zimno. Wstał, żeby zamknąć okno.

Nagle mała, ciemna postać wylądowała na parapecie i wskoczyła do pokoju z wesołym chichotem. To była Ania!

- Dobry wieczór, Antosiu! - przywitała chłopca.

- Cześć, Aniu - odpowiedział zmieszany, bo przez cały czas myślał tylko o Rydygierze.

Ania wyglądała inaczej niż zwykle, jakoś... ładniej. Czy sprawiła to czerwona przepaska na włosach? Jej biała skóra miała różowy odcień; dziewczynka przyjemnie pachniała jaśminem, swoimi nowymi perfumami.

- Masz jeszcze jakieś plany na wieczór? - zapytał Antek lekko zachrypniętym głosem.

Ania uśmiechnęła się tajemniczo.

- My mamy plany!

- My?

- Tak, Lumpi, Rydygier i ja? i ty też, jeśli zechcesz.

- Lumpi też będzie?

Antek z dreszczem przypomniał sobie, jak podczas ostatniego spotkania w kręgielni w Dolinie Lamentu Lumpi złamał sobie paznokieć i groził mu, że tego pożałuje.

- Ale... on się chce na mnie zemścić!

- Kto się chce zemścić?

- No, Lumpi!

- Lumpi?

- Tak! Bo złamał paznokieć, wtedy w kręgielni!

- Ach, dawno o tym zapomniał! - powiedziała Ania.

- Naprawdę?

- Jestem pewna! Możesz spokojnie iść z nami!

- A... dokąd? - zapytał Antek ostrożnie.

Ania zachichotała.

- Powęszyć!

- Powęszyć? - powtórzył zdziwiony Antoś.

- Tak! Powęszyć u Węszynosa!

Przyjaciele

- Chcecie... chcecie się dostać do domu Sępa-Kowalskiego?

- Owszem!

- Czy to nie jest zbyt niebezpieczne?

- Niebezpieczne? - Ania znowu zachichotała. - Przecież stróż leży w szpitalu.

- No... tak. Ale Węszynos... W końcu jest jego pomocnikiem. Sęp-Kowalski na pewno dał mu dokładne wskazówki, jak ma z wami walczyć!

- Jeśli nawet dał - powiedziała Ania - Węszynos nie będzie się ich trzymał. Musisz wiedzieć, że on i Lumpi zostali przyjaciółmi.

- Przy... przyjaciółmi?

- No, może nie tak, jak ty i ja - sprostowała Ania, uśmiechając się do niego czule. - Ale Lumpi mówi, że Węszynos bez Sępa jest zupełnie nieszkodliwy. A poza tym żal mu go.

- Lumpiemu żal Węszynosa? - Antosia zdziwiła taka wrażliwość wampira.

Ania skinęła głową.

- Odkąd Sęp-Kowalski leży w szpitalu, Węszynos czuje się bardzo samotny. I dlatego tak się cieszy, że ostatniej nocy poznał na cmentarzu Lumpiego!

Ania zachichotała.

- Wyobraź sobie, że Lumpi oświadczył Węszynosowi, iż właśnie idzie na bal kostiumowy - opowiadała dziewczynka. - A Węszynos zapytał, czy nie może wziąć go ze sobą, bo on jest sam w domu i strasznie się nudzi!

Ania znowu zachichotała.

- Lumpi odpowiedział, że niestety nie może go zabrać - ciągnęła - ale Węszynos mógłby urządzić bal kostiumowy u siebie w domu. Wtedy on, Lumpi, przyszedłby w przebraniu i bawiłby się razem z Węszynosem! Niesamowite! A Węszynos był tak zachwycony propozycją, że zaprosił Lumpiego od razu na dziś wieczór. Powiedział, żeby Lumpi przyprowadził też koleżanki i kolegów.

Ania parsknęła śmiechem. Nagle Antoś zobaczył jej wampirze zęby, śnieżnobiałe i okropnie ostre.

Przeszedł go zimny dreszcz.

Dziewczynka zauważyła spojrzenie przyjaciela. Szybko zakryła usta ręką.

- No to co, przyjdziesz? - zapytała.

- Ale Sęp-Kowalski... ma przecież w domu mnóstwo czosnku! - ostrzegł ją Antek.

Ania pokręciła głową.

- Już nie. Lumpi powiedział, że jeśli Węszynos ma przypadkowo w domu czosnek, to musi się go pozbyć. Czosnek nie pasowałby do jego kostiumu wampira. No i Węszynos wszystek czosnek wyrzucił. I jeszcze coś... - Ania przerwała. - Chce się przebrać za wampira!

- Węszynos? Za wampira?

- Czy to nie śmieszne? Teraz tylko jeszcze ty musisz się zamienić w wampira!

- Ja? - wykrzyknął Antek przerażony.

- Tak, ty - powiedziała Ania bardzo łagodnie i spojrzała na niego wielkimi, błyszczącymi oczami.

- Ale ja nie chcę zostać wampirem! - zawołał Antoś ochrypłym głosem.

Cień przeleciał po twarzy Ani. Odpowiedziała urażonym tonem:

- Ja myślałam tylko o białej szmince i pudrze. A tu... - spod peleryny wyciągnęła drugą i podała Antkowi - masz pelerynę wuja Teodora!

- Dziękuję - powiedział chłopak zmieszany. Już żałował swojej porywczości. Żeby udobruchać przyjaciółkę, zapytał: - Pomożesz mi się umalować?

- A? twoi rodzice?

- Odpłynęli.

- Odpłynęli?

- Tak, są na basenie!

- Ach, tak! W takim razie chętnie ci pomogę - powiedziała Ania i uśmiechnęła się.

Szkoda, wielka szkoda

Szukając w łazience pudru i kremu dla niemowląt, Antek przypominał sobie, jak wampirek pomagał mu kiedyś przy makijażu przed wielkim balem wampirów, w którym chłopiec brał udział przebrany za wampira.

Wtedy Rydygier tak mocno szczotkował jego włosy, że o mało nie nabił mu guza na głowie. A pudru wziął tyle, że niewiele brakowało, a Antek by się udusił!

Natomiast Ania delikatnie rozsmarowała krem na twarzy przyjaciela i ostrożnie wmasowała go w skórę. Nasypała sobie na rękę trochę pudru i dopiero wtedy pokryła nim twarz Antosia.

Tylko włosy szczotkowała mu tak samo niedelikatnie jak wampirek.

- Au! - jęknął chłopak, który miał wrażenie, że Ania wyrywa mu włosy całymi garściami.

- Boli? - spytała zdziwiona.

- Tak!

- Poważnie? - Dziewczynka zaczerwieniła się. - Swoje włosy szczotkuję o wiele mocniej! Myślę, że już wystarczy.

Opuściła szczotkę i Antek przejrzał się w lustrze.

- Całkiem nieźle - powiedział z uznaniem.

Jego skóra była trupio blada jak twarz prawdziwego wampira!

Wziął należący do mamy ołówek do brwi i namalował sobie jeszcze ciemne kręgi pod oczami. Potem pociągnął wargi czerwoną szminką i odwrócił się do Ani z szerokim uśmiechem.

- Jak wyglądam?

- Słodko! - westchnęła przyjaciółka.

Z tęsknym uśmiechem dodała:

- To rzeczywiście szkoda, Antosiu, wielka szkoda...

Nic więcej nie powiedziała, ale Antek i tak zrozumiał, o co jej chodziło.

- Lecimy? - zapytał szybko.

- Ale? twoje spodnie - zatrzymała go Ania. - Wampiry wciąż jeszcze nie noszą dżinsów, niestety!

- Ach, rzeczywiście?

Antek spojrzał w lustro. Miał na sobie niebieskie dżinsy i szarą bluzę.

- Ja... nie mam nic czarnego.

- Tak? - Ania uśmiechnęła się, jakby wiedziała lepiej.

Antek jeszcze raz przypomniał sobie wszystkie spodnie ze swojej szafy.

Nie, nie miał żadnych czarnych, od kiedy mama oddała te lniane do Czerwonego Krzyża.

- Na pewno nie - upierał się.

Ania zachichotała.

- A właśnie że masz coś czarnego! Coś specjalnego!

- Nie - Antek pokręcił głową.

- Ależ tak! - odpowiedziała Ania, robiąc słodką minkę. - Ten garnitur!

- Ach, ten... - przypomniał sobie Antoś z niechęcią. Ze też od razu o nim nie pomyślał!

Ania odkryła stary frak w piwnicy zamkowej w Dolinie Lamentu i Antek zabrał go do domu z uwagi na przyjaciółkę.

Odtąd przechowywał ten zabytek w szafie...

- Ja... myślałem, że jest za dobry na bal przebierańców - odpowiedział, ale wpadł jak śliwka w kompot.

- Za dobry?! Przecież ja tam będę! - zawołała dziewczynka z gniewem.

- N...nie, to nie ma nic wspólnego z tobą - wyjąkał chłopak. - Za dobry dla Węszynosa, bo może... może go poplamić i plamy nie dadzą się sprać!

Dosyć marna wymówka, sam to czuł. Ale w pośpiechu nie przyszło mu na myśl nic innego.

Ania rzuciła mu mroczne spojrzenie.

- Pewnie wcale już nie masz tego garnituru, tylko nie chcesz mi tego powiedzieć.

- Ja miałbym go nie mieć? - Antek udał oburzenie.

Antonio Ponury

Antek pobiegł do swojego pokoju i zaraz wrócił ze starym czarnym frakiem i koronkową suknią Ani. Na ten widok dziewczynka złagodniała. Chwyciła sukienkę i pogłaskała mocno zniszczony materiał.

- Chciałbyś, żebym ją włożyła? - zapytała cicho i spojrzała na Antosia z czułym uśmiechem.

- Tak - odparł chłopiec zachrypniętym głosem. Nie mógł przecież powiedzieć nic innego!

- A ty? Włożysz frak?

Antek kiwnął głową.

- Ach, Antosiu, będzie wspaniale!

Ania westchnęła głęboko.

- Pójdę teraz do twojego pokoju i się przebiorę. A potem udamy się na bal do Węszynosa, jako para: ty we fraku, a ja w tej sukni!

Chichocząc, wybiegła z łazienki.

"Jako para?" - pomyślał Antek z niechęcią i przejrzał się w lustrze.

Ale w lustrze ukazał się ktoś zupełnie inny! To nie był Antoni Groszek, tylko Antonio Ponury, prawdziwy wampir!

No cóż, jako wampir może z powodzeniem iść w parze z Anną hrabianką Trzęsikamień na bal przebierańców...

Rzeczywiście mieli iść na bal, Antek dowiedział się tego od Ani w swoim pokoju.

- Wyglądasz super! - oznajmiła ujrzawszy go.

- Ty też! - odwdzięczył się chłopak. Właściwie nie skłamał: nie podobała się mu tylko sukienka!

Ania zarumieniła się.

- Niestety te ubrania są trochę niepraktyczne - powiedziała.

- Owszem! - przyznał Antek.

Frak był na niego o wiele za szeroki i za długi, a poza tym materiał strasznie go gryzł.

- W każdym razie nie będziemy mogli w tym lecieć - wyjaśniła Ania z ubolewaniem.

- Nie?

- Nie, to byłoby za bardzo ryzykowne. Moglibyśmy się gdzieś zaczepić. Albo przeszkadzałyby nam rękawy i spadlibyśmy, mimo naszych peleryn.

- Myślisz, że będziemy musieli iść pieszo?

- Tak, pójdziemy na spacer - jak ludzie! - zachichotała Ania.

"Jak ludzie" - pomyślał Antek. Ania chyba o czymś zapomniała: on przecież jest człowiekiem!

Jednak milczał, żeby znowu jej nie rozgniewać.

- Mam nadzieję, że nie spotkamy rodziców - mruknął.

- Twoich rodziców? - przestraszyła się dziewczynka. - Myślisz, że mogliby teraz wrócić?

- Nie mam pojęcia. Ale jeśli mamy iść pieszo, to powinniśmy już wyruszyć.

Piechurzy

- Jestem gotowa! - oświadczyła Ania.

Podwinęła sukienkę i z godnością wymaszerowała z pokoju.

Antek podszedł do okna i przymknął je tak, żeby wracając móc je z łatwością otworzyć. Potem zamknął pokój od zewnątrz i włożył klucz do kieszeni.

Drzwi do mieszkania nie zamykał. Jego rodzice zawsze tak robili, wychodząc. Mówili, że to ze względu na możliwość wybuchu pożaru.

Kiedy wyszli na klatkę, Antoś rozejrzał się ostrożnie. Na szczęście nie było widać nikogo, ani pani Marudzińskiej, ani pani Vogel.

- Moglibyśmy przecież powiedzieć, że idziemy na bal przebierańców - szepnęła Ania. - Na pewno by uwierzyli!

- Wątpię, żeby moi rodzice uwierzyli! - odparł Antek i nacisnął guzik windy.

Czekał z niepokojem, aż przyjedzie, ale w środku nikogo nie było! Korytarz też wyglądał jak wymarły.

Antoś odetchnął. Ania i on muszą mieć jakiegoś anioła stróża, nie, wampira-stróża! Przed domem włożyli peleryny, żeby się jeszcze lepiej zamaskować.

- Och, jakie to ekscytujące, ten spacer z tobą! - powiedziała Ania i zaśmiała się cicho.

Antek nie odpowiedział.

Z troską przyglądał się nadjeżdżającym samochodom. Uspokoił się dopiero, kiedy opuścili osiedle i szli ciemną alejką wśród krzaków, prowadzącą na cmentarz.

- Czy Rydygier jest już u Węszynosa? - zapytał lekko zachrypniętym głosem.

- Nie. Mamy się spotkać w grobowcu.

- Wy?

- Tak, ja, Rydygier i Lumpi.

- Lumpi... - powtórzył Antek z niepokojem.

Miał nadzieję, że Lumpi naprawdę zapomniał o złamanym paznokciu!

Całkiem oficjalnie

Im bliżej byli do cmentarza, tym Antoś czuł się mniej pewnie. W duchu żałował już, że dał się namówić Ani na ten bal u Węszynosa!

Najchętniej zawróciłby do domu, ale nie robił tego z obawy, że Lumpi i Rydygier nazwaliby go tchórzem. A poza tym dotarli już do białego muru zadbanej części cmentarza.

Antek poczuł, że przyjaciółka ciągnie go za rękaw.

- Dzisiaj nie musimy przełazić przez mur - zachichotała. - Jesteśmy przecież oficjalnie zaproszeni!

Tak szybko, jak to tylko było możliwe w jej długiej sukni, podbiegła do bramy cmentarnej i nacisnęła klamkę.

Brama otworzyła się, okropnie skrzypiąc.

- Chodź! - wyszeptała Ania.

Antek z wahaniem wkroczył na cmentarz.

Nawet w towarzystwie Ani czuł pewną obawę. Zebrał jednak całą odwagę i poszedł za dziewczynką.

Ania zatrzymała się obok starej kaplicy, której żelazne drzwi były zamknięte na metalową kłódkę, błyszczącą w świetle księżyca.

- Poczekaj tu na nas! - powiedziała i zniknęła za krzakami.

Antoś przywarł do ściany kaplicy i stał bez ruchu. W głowie kłębiły mu się straszne myśli: a jeśli Sęp-Kowalski wyszedł wcześniej ze szpitala... Stróż cmentarny na pewno wziąłby go za wampira i zapolował na niego z osinowymi kołkami!

Albo, co gorsza, mógłby się zjawić jeden z dorosłych wampirów, na przykład ciotka Dorota...

Na pewno nie darowałaby Antkowi i nawet Ania by go nie uratowała!

Ze strachem rozejrzał się wokoło i zaczął nasłuchiwać.

Czyżby coś tam trzasnęło?

A teraz chyba przemknęło coś dużego i czarnego i skryło się za krzakami!

Antek poczuł, że włosy stają mu dęba.

Wymacał w ciemnościach drzwi kaplicy. Pomyślał, że może dadzą się otworzyć i w ostateczności tam się skryje...

Ale nie mógł znaleźć kłódki, a nie odważył się ruszyć z miejsca.

Stał, wstrzymując oddech, ze wzrokiem skierowanym na wysokie krzaki.

W dobrym towarzystwie

Nagle zza krzaków wyszła jakaś potężna, ubrana na czarno postać, przeciągnęła się i ruszyła ku niemu długim, sprężystym krokiem... Antkowi krew zastygła w żyłach.

- Wampir! - wyjąkał chłopiec.

Wampir wyglądał tak okropnie, że Antoś bał się, że zemdleje: miał czerwone włosy, sterczące na głowie jak miotła, jaskrawoczerwone usta i zapadnięte oczy, ciemno podkrążone oczy jak kratery...

- Nie! - jęknął Antoś. - Nie!

Wampir podszedł już do niego na długość ramienia, ale nagle się zatrzymał i wykrzywił wielkie usta w szerokim uśmiechu.

Jak przez mgłę Antek zobaczył kły wampira, śnieżnobiałe i ostre jak sztylety.

- Nie! - jęknął znowu. - Tylko nie to!

Niski, skrzypiący głos powiedział:

- Co to się dzieje z moim małym Antosiem? Dlaczego tak się trzęsie? A czoło ma całkiem mokre!

Antek otworzył oczy.

Ten głos...

- Ciągle jeszcze nie wiesz, kim jestem? - zapytał wampir, śmiejąc się ochryple.

Tak śmieje się tylko...

- Lumpi? - zapytał chłopiec drżącym głosem.

- No, wreszcie się połapałeś! - syknął brat Ani. A potem odwrócił się i zawołał: - Możesz już wyjść. Antek przeżył!

Antoś zobaczył, jak zza krzaków wychodzi druga czarna postać, też mocno wymalowana. Mimo grubej warstwy makijażu chłopak poznał wampirka.

- Ale niespodzianka, co? - wychrypiał Lumpi.

Antek patrzył na niego z niepokojem.

- Twój przyjaciel ma nerwy jak postronki! - odezwał się znowu Lumpi. - Myślałem, że na widok mojego kostiumu ucieknie z wrzaskiem!

- Cóż... - powiedział wampirek. - Coś na niego przeszło.

- Przeszło? - Lumpi potrząsnął wielką grzywą. - Masz na myśli czerwony puder?

- Nie! Moja odwaga na niego przeszła! - odpowiedział wampirek, chichocząc.

Rydygier też miał upudrowane na czerwono włosy. Ciemne z natury podkowy pod oczami podkreślił jeszcze mocniej grubymi czarnymi kreskami, tak samo jak Lumpi.

Szminkę obaj nałożyli dość nieporadnie: czerwone usta zrobiły się tak szerokie jak u klowna w cyrku. Z bliska wyglądało to bardzo śmiesznie.

Antek musiał się uśmiechnąć, mimo że jeszcze przed chwilą trząsł się ze strachu.

Wampirek wziął uśmiech Antosia za dowód podziwu, bo powiedział z zadowoleniem:

- Twój makijaż też nie jest zły! W każdym razie wyglądasz bardziej prawdziwie niż na balu wampirów.

"Tak, dzięki Ani!" - pomyślał chłopak. A głośno zapytał:

- A gdzie jest Ania?

- Dołączy do nas później - powiedział wampirek obojętnie.

Antek przestraszył się.

- Później?

Nie miał wielkiej ochoty iść bez niej do domu Sępa-Kowalskiego i Węszynosa! W niebezpiecznych sytuacjach to właśnie ona zawsze brała jego stronę i pomagała mu, tak jak podczas transylwańskiej nocy w mieszkaniu Antosia, kiedy jego rodzice po powrocie zastali okropny bałagan.

Tamtej nocy wampirek interesował się jedynie Olgą, podobnie jak dziś wieczorem, kiedy patrzył tylko na Lumpiego. To, że pozwolił bratu tak go nastraszyć, też nie pasowało do ich przyjaźni!

Antek zastanawiał się już, czy nie lepiej wrócić do domu, nawet jeśli Lumpi i Rydygier mieliby go nazwać tchórzem i powiedzieć, że psuje zabawę. Jednak w tym samym momencie zobaczył drobną postać w długiej białej szacie, wychodzącą zza kaplicy.

W pierwszej chwili pomyślał, że to duch, ale zaraz rozpoznał Anię. Ona też wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle: miała dziko nastroszone włosy, upudrowane na czerwono, a do tego ciemnoczerwone usta.

Uśmiechnęła się do Antosia i powiedziała przepraszająco:

- Mam nadzieję, że to nie trwało zbyt długo!

- Antek był przecież w dobrym towarzystwie - odezwał się Lumpi i zaśmiał się głośno. Dając Rydygierowi mocnego kuksańca w bok, powiedział radośnie: - Doskonale, a teraz idziemy się bawić!

Ile ziarenek piasku w grobowcu

Lumpi odwrócił się i odmaszerował, a wampirek pobiegł za nim, usiłując dotrzymać mu kroku.

Ania z Antosiem szli w pewnej odległości za nimi.

- Czy to pewne, że Sęp-Kowalski jeszcze leży w szpitalu? - zapytał Antek.

- Tak, zupełnie pewne - odpowiedziała Ania i dodała tajemniczo: - Widziałam go na własne oczy!

- Na własne oczy?

- Tak! Wczoraj wieczorem przelatywałam obok szpitala i widziałam Sępa-Kowalskiego w łóżku. I wyobraź sobie - zachichotała - był blady i chudy, zupełnie jak wampir!

- Sęp-Kowalski?

- Tak. Gdyby przyszedł na nasz bal przebierańców, wyglądałby bardzo prawdziwie!

- Lepiej niech nie przychodzi - powiedział Antek szybko. - Zupełnie wystarczy mi Węszynos.

"I Lumpi" - dodał w myślach. Z troską przyjrzał się wysokiej, barczystej sylwetce brata Ani. Lumpi maszerował zdecydowanym krokiem w kierunku domu stróża cmentarnego, a za nim biegł podniecony Rydygier.

- Całe szczęście, że ty tu jesteś, Aniu! - westchnął chłopiec.

- A ja jestem szczęśliwa, że ty jesteś ze mną, Antosiu - uśmiechnęła się Ania. - Bez ciebie ten cały bal przebierańców nie miałby dla mnie żadnego uroku. A Lumpi i Rydygier strasznie mnie złoszczą tym swoim klubem muzycznym!

- Czym? - zdumiał się Antek.

- Męskim klubem muzycznym! Ale nie zdradź się, że ci o tym powiedziałam.

- D? dobrze.

- Dzisiaj chcą zapytać Węszynosa, czy też chciałby do niego należeć!

- Węszynosa?

- Tak. Podobno ma superpłyty. I prawdziwą gitarę z trzema strunami.

Antek pokręcił głową z irytacją.

- Myślałem, że chcą założyć nową męską grupę. Ale męski klub muzyczny... Czy oni w ogóle mają jakieś pojęcie o muzyce?

- A skąd, ani trochę! Ale Lumpi powiedział, że męskich grup jest dzisiaj tyle, ile ziarenek piasku w grobowcu, a męski klub muzyczny to coś zupełnie nowego. Poza tym to jest o wiele... - zastanowiła się chwilę - o wiele bardziej pozytywne, tak właśnie się wyraził!

Cioteczka

- A ciebie też na pewno będą chcieli zapytać, czy ty... - mówiła dalej Ania, ale nagle umilkła przestraszona.

Chwyciła Antka za rękę i zanim zrozumiał, o co chodzi, wciągnęła go za krzak, rosnący na skraju alejki.

- Psst! - syknęła i położyła palec na ustach. - Ciotka Dorota!

- Cio... ciotka Dorota? - wyjąkał Antoś i poczuł, że cały sztywnieje ze strachu.

- Tak, razem z Lumpim i Rydygierem! - powiedziała Ania szeptem i dodała: - Jeszcze nas nie zauważyła.

- Jeszcze? - wyszeptał Antek, szczękając zębami.

Gęste liście zasłaniały mu widok, tak że nie mógł dojrzeć ani Lumpiego i Rydygiera, ani ciotki Doroty. Ale wampiry mają o wiele lepszy wzrok niż ludzie...

- Musimy tu zostać - wyszeptała Ania. - Ciotka nie może zobaczyć mnie w tej sukience, nie mówiąc już o tobie!

Antek z dreszczem słuchał, jak ciotka woła na cały cmentarz:

- Lumpi? Rydygier?

- Co takiego, cioteczko? - zapytał Lumpi tak swobodnie, jakby w ogóle nie był zaskoczony widokiem ciotki.

- Dokąd się wybieracie? - głos Doroty był ostry.

Antosiowi zmiękły kolana.

- Do miasta, postraszyć trochę ludzi - odpowiedział Lumpi. - Chyba to po nas widać.

- Dlatego tak się wymalowaliście?

- Tak, żeby ludzie uciekali z wrzaskiem. - Lumpi zaśmiał się ochryple. - To daje siłę, to daje moc, to rozwesela nam każdą noc!

- Ach, te wasze głupie żarty! - powiedziała ciotka łagodniej. - Ale pamiętajcie o zasadach: z ludźmi wolno utrzymywać tylko takie kontakty, które służą przedłużeniu naszego gatunku. Żadnych przyjaźni!

- To się rozumie, cioteczko - odparł Lumpi z ważną miną.

- A jak tam Rydygier? Już raz wyrzuciliśmy go z grobowca, bo zadawał się z ludzkim dzieckiem!

Antosia przeszył zimny dreszcz.

- Ten raz mu wystarczył - Lumpi zapewnił ciotkę. - Dzisiaj już by niczego takiego nie zrobił, prawda, Rydygier?

- Nie, nigdy więcej! - odpowiedział natychmiast wampirek.

- No dobrze - powiedziała ciotka Dorota. - Możecie sobie lecieć i straszyć ludzi. Idę do grobowca uciąć sobie drzemkę.

- Co, tak wcześnie? - zdumiał się Lumpi.

- Tak, jakoś dziwnie się czuję - odparła ciotka. - Może się po prostu przemęczyłam! - powiedziała i zaśmiała się przeraźliwie.

- Wypocznij, cioteczko! - powiedział słodko Lumpi.

- Dziękuję - zaskrzypiała ciotka z godnością.

- Poszła sobie! - szepnęła Ania.

Antek odetchnął głęboko.

- A teraz jest już w grobowcu - dodała dziewczynka po chwili.

- Skąd wiesz? - zapytał Antek.

- Słyszałam, jak stuknął kamień zakrywający nasze nowe wejście. Chodź!

Ania wyszła z cienia krzaków, a Antek wolno ruszył za nią.

Kluski w gardle

- A... jeśli ciotka Dorota wróci? - zapytał Antek zachrypniętym głosem.

- Dlaczego miałaby wrócić? - zdziwiła się Ania. - Nie, najpierw się zdrzemnie.

Mimo słów Ani Antoś nadal czuł się niezbyt pewnie.

- A Lumpi i Rydygier? - zapytał, walcząc ze strachem. - Widzisz ich?

- Nie - odrzekła Ania. - Myślę, że są już w domu Węszynosa.

- U Węszynosa? Myślisz, że na nas nie poczekają?

- Może na ciebie by poczekali.

- Jak to? - nie zrozumiał Antek.

- Na mnie Rydygier na pewno nie poczeka, ten zazdrośnik!

- Zazdrośnik?

- Jak najbardziej - oświadczyła Ania. - Rydygier nie chce się dzielić ze mną tobą.

Antoś poczuł nagle kluski w gardle.

- Dzielić się? Mną?

- Nie tak, jak myślisz - zachichotała Ania. - Jako przyjaciel!

- Ach, tak - mruknął Antek.

Może to właśnie zazdrość sprawiła, że wampirek dziś wieczorem w ogóle na niego nie zwracał uwagi?

- Rydygier też chciał pójść po ciebie - powiedziała dziewczynka, potwierdzając w ten sposób jego przypuszczenie. - Ale Lumpi oświadczył, że będziemy rzucać kostką, i kto zdobędzie najmniej punktów, ten pójdzie. No i oczywiście ja zwyciężyłam! - dodała z zadowoleniem. - Wyrzuciłam jedynkę, a Rydygier szóstkę.

"Biedny Rydygier!" - pomyślał Antek, ale na wszelki wypadek nie powiedział tego głośno.

Doszli do zakrętu, a za nim, ku uldze Antosia, zobaczyli Rydygiera i Lumpiego.

Konferencja wampirów

Obaj opierali się o furtkę Sępa-Kowalskiego i przyglądali się domowi.

- Jesteście wreszcie! - warknął Lumpi.

Antek stanął przy wampirku.

- Cześć, Rydygier - powiedział cicho.

Wampirek zerknął na niego.

- Cześć, Antek - odparł, trochę bardziej uprzejmie niż przedtem, przynajmniej tak się chłopcu wydawało.

- Dlaczego tu jeszcze stoicie? - zapytała Ania. - Coś jest nie tak?

- Nooo... - powiedział Lumpi przeciągle. - Mieliśmy tu... taką małą konferencję.

- Konferencję?

- Tak. Zastanawialiśmy się, kto z naszej czwórki najlepiej nadaje się do tego, żeby zadzwonić do drzwi Węszynoska i sprawdzić, czy jest sam.

Z szerokim uśmiechem spojrzał na Antka.

- Ja wiem, kto powinien pójść! - oświadczyła Ania.

- Ach, tak? - Lumpi nie odwracał wzroku od chłopca. - Na pewno myślisz o naszym młodym przyjacielu, o którym Rydygier ma takie dobre zdanie! Super, zobaczmy, jak odważny jest nasz Antoni Groszek!

Antek stał bez ruchu jak zahipnotyzowany. Miał uczucie, że nie oddycha i że serce przestało mu bić... Ania położyła rękę na jego ramieniu i potrząsnęła nim łagodnie, jakby chciała go zbudzić.

- Jestem za Rydygierem - oświadczyła zdecydowanie.

- Za mną? - krzyknął wampirek. - Ale Węszynos jest o wiele większy i silniejszy ode mnie!

- Tak? - oburzyła się Ania. - A Antoś? Też jest o wiele mniejszy i słabszy niż Węszynos!

- Ale Węszynos nie jest silniejszy ode mnie! - zabrał głos Lumpi. - Ja jestem silniejszy!

- W takim razie dlaczego ty tam nie pójdziesz? - zapytała Ania chytrze. - Jeśli jesteś taki silny...

- Tak, masz rację - powiedział Lumpi z zadowoleniem. - Ja powinienem tam pójść, ja, Lumpi Mocny!

Pchnął furtkę i z wysoko podniesioną głową pomaszerował w kierunku domu.

- Chwalipięta! - syknął wampirek, ale tak cicho, że usłyszeli go tylko Ania i Antek.
Angela Sommer-Bodenburg
Wampirek w jaskini lwa
Wydawnictwo WAB
INTERIA.PL jest patronem medialnym

Wydawnictwo WAB
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas