Zabójca mimo woli

Igor Jerochin lubił moskiewskie metro. Ale jeszcze bardziej lubił je w godzinach szczytu, ponieważ nieprzerwany i chaotyczny strumień ludzi prawie wykluczał możliwość natknięcia się na kogoś znajomego, a gdyby nawet coś takiego się zdarzyło, to zgubienie się w tłumie i zniknięcie nie stanowiłoby najmniejszego problemu.

article cover
Wydawnictwo WAB

Do spotkania pozostawało jeszcze kilka minut, i Igor jak zwykle rozejrzał się po zatłoczonym pasażerami peronie. Przy kolumnie naprzeciwko zobaczył chłopaka z rozmyślnie obojętnym wyrazem twarzy, jeszcze jeden przesuwał się w tłumie wzdłuż peronu. Wszyscy na miejscu, skonstatował, zaraz pojawi się Artiom, a za chwilę Johnny. W ogóle to imię amerykańskiego kontrahenta było Igorowi nieznane, ale ponieważ na spotkanie za każdym razem przychodzili różni ludzie, w myślach nazywał ich wspólnym imieniem "Johnny".

Pomimo tłumu Artioma zobaczył z daleka. Ubrany w nierzucający się w oczy jasnobrązowy płaszcz, jakie noszą tysiące moskwian, Artiom bez pośpiechu podszedł do ławki, postawił na niej neseser, otworzył go i zaczął czegoś szukać. Niezręczny ruch - i zawartość nesesera znalazła się na ziemi. Artiom schylił się niezgrabnie i zaczął zbierać rozsypane długopisy, jakieś dokumenty w cienkich plastikowych teczkach i inne śmieci. Miał poparzoną lewą rękę, więc nie wyjął jej z kieszeni, żeby nie zwracać uwagi brzydkim grubym opatrunkiem. Jakiś mężczyzna, przechodząc obok, schylił się i podał Artiomowi zapalniczkę, która potoczyła się w bok. Artiom uprzejmie się uśmiechnął i kiwnął głową. Koniec. Spotkanie się odbyło.

I w tym momencie nastąpiło coś nieoczekiwanego. Akurat w chwili kontaktu obok Artioma i Johnny'ego zatrzymała się jakaś dziewczyna i dosłownie wlepiła oczy w ich ręce, a potem powoli przesunęła wzrok na twarz Artioma. Igor sprężył się. Dziewczyna poszła dalej, ale Artiom zrobił ledwo dostrzegalny gest, i Jerochin zrozumiał, że dziewczynę zauważono. Powoli, jak gdyby mimochodem, oderwał się od murku, na którym opierał się łokciami, i podążył za nią.

Dziewczyna wjechała schodami i ruszyła przejściem na drugą stację. Igor szedł z tyłu, nie tracąc jej z pola widzenia. Kątem oka zobaczył z boku Surika, który w czasie spotkania przechadzał się wzdłuż peronu.

To znaczy, że Artiom był poważnie zaniepokojony i na wszelki wypadek wysłał za dziewczyną drugiego człowieka. Dziewczyna szła szybko, ale spokojnie, nie oglądając się. Gdy zeszła z ruchomych schodów i skręciła na peron, akurat nadjechał pociąg, ale z jakiegoś powodu nie wsiadła do niego, tylko zatrzymała się i zaczęła grzebać w torebce. Pociąg odjechał, i Igor zauważył, że, oprócz dziewczyny, Surika i jego samego na pustym peronie stoi jeszcze jeden typ. Ten typ od razu się Jerochinowi nie spodobał. Blady, ciemnowłosy, z napiętą twarzą i z książką w rękach, stał dosyć daleko od dziewczyny i uważnie ją obserwował.

Peron błyskawicznie zapełnił się ludźmi i podejrzany typ zaczął się zwolna zbliżać do dziewczyny, starając się nie rzucać jej w oczy. Podjechał następny pociąg, i gdy dziewczyna razem z tłumem pasażerów wsiadała do wagonu, mężczyzna z książką przysunął się do niej z tyłu bardzo blisko. Dziewczyna obejrzała się i coś krótko mu powiedziała. Twarz przy tym miała zmienioną z wściekłości. Mężczyzna wszedł razem z nią do wagonu i jął się przeciskać w prawo, w stronę drugich drzwi, a dziewczyna stanęła w kącie, wyjęła notatnik, długopis i zaczęła coś szybko zapisywać, od czasu do czasu rzucając złe spojrzenia na mężczyznę z książką. Igor obejrzał się i, zobaczywszy wspólnika, skinął do niego dyskretnie. Podejrzany typ wysiadł na następnym przystanku i Surik udał się za nim, a Jerochin został w wagonie z dziewczyną.

Ciekawa historia, rozmyślał, przyglądając jej się z boku. Pracuje nie sama, ale razem z tym bibliofilem. Miłośnik książek naruszył najwidoczniej instrukcję, podszedł do niej za blisko, pewnie chciał coś powiedzieć, a ona wyjaśniła mu, że nie ma racji. Ostra sztuka, nie ma co mówić, wygląda na to, że on jej podlega. I co ona tam zapisuje? Dobra, zorientujemy się. Ciekawe, czy jest gliną, czy nie. Jeżeli nie, oznacza to, że konkurencja nie próżnuje. Też chce wcisnąć swój towar amerykańskim Johnnym, ale znaleźć takich Johnnych niełatwo. Artiomowi to się udało, ale przecież od tego właśnie jest Artiom - łebski gość i obce języki zna jak własny. A konkurencja nie zna, nie ma szans poznać cwaniaków Johnnych, więc próbuje wymacać nasze kontakty. Niedoczekanie ich!

Dziewczyna wysiadła na stacji Taganska-Radialna, zjechała schodami, podeszła do dyżurującego w metrze milicjanta. Powiedziała mu kilka słów i wręczyła skrawek papieru, który wyrwała z notesu jeszcze w wagonie. Igor zdrętwiał. Czyżby jednak glina? Milicjant wsunął kartkę do kieszeni i kiwnął leniwie głową.

Jerochin wyszedł za dziewczyną na ulicę. Dziewczyna obejrzała się i pobiegła do stojącego przy chodniku samochodu. Igor zapamiętał numer, wrócił do metra i rzucił się do automatu.

- Odjechała samochodem, ale przedtem przekazała milicjantowi jakąś kartkę - zakomunikował. - Był z nią jeszcze jakiś facet, kazałem Surikowi mieć go na oku.

- Kartkę zdobądź za wszelką cenę - usłyszał w odpowiedzi. - Rób co chcesz, ale zdobądź ją, póki nie poszła dalej.

Stojąc obok kasy, Igor obserwował milicjanta i zastanawiał się, jak zdobyć tę przeklętą kartkę. Milicjant stał spokojnie, wyglądało na to, że na razie nie zamierza gdzieś biec i przekazywać informacji. Pewno ktoś do niego przyjdzie po kartkę. Trzeba się pospieszyć, dopóki to się nie stało. Co robić? Może podejść do niego i udać atak serca? Oprzeć się o niego, unieruchomić i wyciągnąć kartkę z kieszeni? Nie, nie da rady. Do tego trzeba być profesjonalnym "doliniarzem", kieszonkowcem, mieć wprawę. A Igor takiej wprawy nie miał. Co by tu jeszcze wymyślić? Podać się za adresata kartki? Ryzykowne. Może nie trafić "w ton", i tylko pogorszy sprawę. A może prościej? Chłopak, sądząc z gębusi, jest całkiem zielony, niedoświadczony i niekumaty. Czyli biedny. Co może wykroić z mizernej pensji gliniarza? Proszę, jakie różowe policzki, pewnie golić się zaczął zaledwie przedwczoraj. Jakieś pięćset dolarów Igor ze sobą ma, ten szczawik nie oprze się takiej sumie.

Igor szybko wyszedł na ulicę i rozejrzał się. Tuż przy metrze zaczynało się ogrodzenie jakiejś budowy. Brama, naturalnie, była zamknięta, ale bez trudu odnalazł oderwaną deskę - przejście na zamkniętą posesję. Wrócił do metra i pospiesznie podszedł do młodego milicjanta.

- Panie władzo - zaczął ze wzburzeniem - tam na budowie chyba kogoś mordują. A na ulicy ani jednego milicjanta. Proszę, niech pan ze mną idzie.

Milicjant uwierzył od razu, Igor nawet się nie spodziewał, że wszystko tak łatwo pójdzie i był gotów długo go przekonywać.

- Gdzie? - zapytał milicjant, spoglądając na solidną kłódkę na żelaznej bramie.

- Tam jest deska oderwana, można się przedostać - Igor pokazał ręką na prawo i pociągnął go za rękaw.

Milicjant pierwszy przedostał się na teren budowy i gdy barczysty Jerochin, przecisnąwszy się przez szczelinę, znalazł się obok niego, obejrzał się zaskoczony.

- Nikogo tutaj nie ma, pewno się panu wydawało.

- Pan posłucha - Igor bez zbędnych słów wyjął z kieszeni portfel i wyciągnął z niego pięć studolarowych banknotów. - To dla pana.

- Za co? - osłupiał milicjant, ale jego wzrok nagle stał się czujny.

- Masz w kieszeni kartkę. Oddaj mi ją, i nigdy mnie nie widziałeś. Pasuje?

- Obywatelu! - Głos milicjanta momentalnie stał się donośny i ostry. - Proszę pokazać dokumenty.

- Coś ty, człowieku! To jest pięćset dolarów. Rozumiesz chociaż, co to takiego? Gdzie tyle zarobisz w ciągu pięciu minut? Nikt się nigdy nie dowie, a ty będziesz miał w kieszeni pół miliona rubli. Masz, trzymaj! Dawaj kartkę i po sprawie.

Igor już widział, że nic z tego nie będzie, ale ciągle jeszcze próbował ratować sytuację, przycisnąć chłopaka, nie dać mu oprzytomnieć, ogłuszyć niebywałą sumą, skusić lekkim zarobkiem. Nie mógł dopuścić myśli, że przez upór jakiegoś chłopaczka straci swoje pieniądze. Pieniądze w końcu ogromne, dwa razy w miesiącu - po dwadzieścia tysięcy zielonych. Ale będzie jeszcze gorzej, jeśli nie wykona zadania, bo jego udział jest jednym z najmniejszych, i ci, którzy dwa razy w miesiącu otrzymują dziesięć razy więcej, błędu mu nie wybaczą.

- Chodźmy, obywatelu - powiedział milicjant surowo i w jego ręce nie wiadomo skąd znalazł się pistolet.

- Źle robisz! Jeszcze będziesz żałować - spokojnie odrzekł Jerochin, obracając się do niego plecami i wyciągając rękę w stronę kołyszącej się na gwoździach deski, żeby przedostać się na zewnątrz.

To był jeden ze słynnych numerów Jegora Jerochina. Moment - i pistolet sierżanta był już jego.

- Jeszcze raz proponuję, parszywa kartka za pięćset dolarów - powiedział groźnie, przycisnąwszy lufę do milicyjnego munduru tuż koło serca. Chłopak był przyparty do płotu, potężna ręka Igora trzymała go za gardło. Spróbował się wyrwać, i w tej sekundzie tuż obok budowy zahuczał ciągnik.

"Niech cię diabli" - w rozpaczy pomyślał Jerochin i pociągnął za spust. Wystrzału nikt nie usłyszał.

Zręcznie przeszukał kieszenie leżącego na ziemi gliniarza i wyjął kartkę. Na złożonym na cztery arkusiku papieru w kratkę było napisane:

"Mężczyzna około 35-38 lat, wzrost mniej więcej 180 cm, jasnobrązowy płaszcz, lewą rękę trzyma w kieszeni".

A więc dziewczyna namierzyła Artioma. Dobrze, że ta kartka nie poszła dalej.

Igor starannie wytarł pistolet chusteczką do nosa, wyjętą z kieszeni zabitego, i trzymając za lufę, wsunął mu do ręki.

Aleksandra Marinina
Zabójca mimo woli

Wydawnictwo WAB
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas