Reklama

Czy warto palić za sobą mosty?

Wychowałam się w domu dziecka. Nie miałam jeszcze 20 lat, gdy zakochałam się do szaleństwa.

Tak bardzo pragnęłam miłości i akceptacji. Niestety, mój chłopak wykorzystał mnie i porzucił. Gdy okazało się, że jestem w ciąży, byłam zrozpaczona. Nie chciałam tego dziecka, usunęłam ciążę. Mieszkałam w małym miasteczku, ludzie dowiedzieli się o wszystkim. Przeżyłam gehennę, nie mogłam spokojnie przejść ulicą, bo wokół widziałam pełne pogardy i nienawiści spojrzenia. Nieraz wyzwano mnie od najgorszych. Wiedziałam, że nie będę tu mieć spokoju, nie miałam więc wyjścia - wyjechałam na drugi koniec Polski, zamieszkałam w dużym mieście. Spaliłam za sobą wszystkie mosty, bo chciałam zacząć nowe życie. Udało mi się, znalazłam pracę, męża, urodziłam dwoje dzieci. Mogę powiedzieć, że jestem spełniona, mimo że do dziś bardzo cierpię, gdy myślę o moim nienarodzonym dziecku. Ale jest jeszcze coś, co nie daje mi spokoju. Czasem tęsknię też za moimi rodzinnymi stronami. Bądź co bądź, spędziłam tam 20 lat życia. Miałam tam koleżanki, a nawet przyjaciółkę. Z nimi też zerwałam kontakt, ale teraz coraz częściej myślę, że bardzo chciałabym się z nimi zobaczyć. Chodzi mi po głowie, by pojechać do mojego miasta i tak, po prostu, odwiedzić je, odszukać. Ale choć bardzo chcę, to jednak bardzo się tego boję. Przecież kiedyś zostałam tam wyklęta, odrzucona. Jak mnie tam teraz przyjmą? A jeśli i teraz też się ode mnie odwrócą? Nie chcę przeżywać tego po raz drugi.

Reklama

Stenia, 55 lat

Co robić w takiej sytuacji? Masz takie doświadczenia i chcesz się nimi podzielić z czytelnikami "Chwili dla Ciebie"? Skomentuj. Cały artykuł z waszymi komentarzami ukaże się w numerze 30 (w sprzedaży od 28 lipca br.) i na stronie:

www.kobieta.interia.pl/sprawy-rodzinne

Osoby na zdjęciu są modelami i nie mają nic wspólnego z opisywaną historią.

Chwila dla Ciebie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy