Reklama

Dodaje sobie odwagi!

Część rodziców niepokoi się, gdy ich małe dziecko coś do siebie mówi. Tymczasem powinni je nawet do tego zachęcać...

Adam Winsler, profesor psychologii z George Mason University, wykazał, że 5-latki lepiej wypadają w zadaniach ruchowych, gdy mówią na głos, niż gdy siedzą przy tym jak myszka pod miotłą. Nie ma znaczenia, czy mówienie to inicjatywa własna, czy wynik zachęcania przez dorosłego - czytamy w Early Childhood Research Quarterly.

Winsler twierdzi, że warto się przysłuchiwać, o czym opowiada maluch, bo to fantastyczne okno do umysłu dziecka. W ramach swojego studium badacz wykazał, że 78 proc. mówiących do siebie przedszkolaków wypadało lepiej lub co najmniej tak samo, jak podczas pracy w ciszy. Okazało się także, że dzieci z zaburzeniami zachowania, np. z ADHD, mówią do siebie częściej niż inne brzdące.

Reklama

Psycholog zwraca uwagę na fakt, że nauczyciele próbują często uspokajać niesforne dzieci, bojąc się, że mówienie na głos będzie wywoływać problemy z zachowaniem. Tymczasem jeśli nie przeszkadza ono pozostałym uczniom, w rzeczywistości może promować rozwój "trudnych" dzieci. Mówienie do siebie nazywa się fachowo mową egocentryczną.

Termin ten został wprowadzony przez szwajcarskiego psychologa i pedagoga Jeana Piageta. Wg niego, maluch posługuje się nią aż do wieku szkolnego. Dopiero na jej "fundamencie" kształtuje się tzw. mowa uspołeczniona. Mowa egocentryczna to mówienia do i dla siebie.

Psycholodzy uznają, że pomaga dziecku w uporządkowaniu toku myślenia i wykonywania czynności. Towarzyszy głównie czynnościom natury zabawowej. Maluch komentuje to, co robi, zachęca się, ośmiela, a słowa pełnią wyraźną funkcję regulującą. Rosyjski naukowiec L.S. Wygotski przeprowadził rewizję teorii Piageta. Twierdził m.in., że z czasem zanika warstwa dźwiękowa mowy egocentrycznej, ponadto zmianie ulega jej struktura i funkcja. W ten sposób dochodzi do uformowania mowy wewnętrznej, głosu słyszanego przez nas w głowie.

Profesor z George Mason University obserwował też zachowanie dzieci autystycznych. Te, które były upośledzone w mniejszym stopniu, także często posługiwały się mową egocentryczną. Robiły to dokładnie w tym samym celu, co maluchy zdrowe.

- Dzieci autystyczne mają problemy z zewnętrzną mową społeczną, dlatego psycholodzy założyli, że mowa egocentryczna również będzie zaburzona. Nasze studium wykazało jednak, że to nieprawda - uważa naukowiec.

Anna Błońska

Kopalnia Wiedzy
Dowiedz się więcej na temat: maluch | mowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy