Reklama

Dzieci, których by nigdy nie było

Problem niepłodności dotyczy co szóstej pary na świecie.W Polsce trudności z poczęciem dziecka ma około 15 procent związków. Jednak tylko 19 procent z nich szuka pomocy u specjalistów.

Światowa Organizacja Zdrowia uznała niepłodność za chorobę społeczną. Problem może dotyczyć tylko mężczyzny, tylko kobiety lub obojga partnerów - diagnozuje się wtedy tzw. niepłodność małżeńską.

W 1978 roku w Wielkiej Brytanii przyszła na świat Louise Joy Brown, pierwsze dziecko urodzone dzięki zastosowaniu metody zapłodnienia in vitro. Wcześniej jej rodzice przez 9 lat bezskutecznie starali się o dziecko. Dziś Louise ma 30 lat i jest mamą dwóch córek - bliźniaczek.

Statystyki wskazują, że najczęściej z powodu niemożności posiadania dzieci leczą się osoby po 35. roku życia. Wcześniej, w okresie największej płodności czyli między 20. a 25. rokiem życia, pacjentów zgłaszających problemy z płodnością jest zdecydowanie mniej. Badaniem i leczeniem niepłodności u kobiet zajmuje się lekarz ginekolog i endokrynolog, u mężczyzn - androlog.

Reklama

Niepokojące sygnały

Szybkie tempo życia, odkładanie decyzji o macierzyństwie i coraz większa rola antykoncepcji to, zdaniem lekarzy, niektóre z przyczyn narastania problemu niepłodności. Zaobserwowano jeszcze jedną tendencję - o ile dwadzieścia - trzydzieści lat temu głównym "winowajcą" były stany zapalne narządów płciowych, o tyle obecnie należą one do rzadkości, częściej natomiast stwierdza się zaburzenia czynnościowe uniemożliwiające zapłodnienie.

Stwierdzono też, że u osób regularnie palących płodność spada o ok. 1/3. Z tego powodu niektóre kliniki w zachodniej Europie i USA, zajmujące się zaburzeniami płodności, odmawiają przyjmowania pacjentów uzależnionych od nikotyny.

- Od dłuższego czasu "próbujemy" i nic - mówią partnerzy, którzy zgłaszają się do specjalisty, podejrzewając, że mogą mieć problem z płodnością. Lekarze uspokajają, że ten "dłuższy czas" oznacza co najmniej rok regularnego współżycia (3-4 razy w tygodniu), bez antykoncepcji, niektórzy specjaliści mówią nawet o dwóch latach.

- Statystycznie co czwarty stosunek bez antykoncepcji powinien zakończyć się ciążą - mówi dr Wojciech Pabian z Katedry Ginekologii i Położnictwa Collegium Medicum UJ.

Czyja wina?

Istnieją dwa rodzaje niepłodności - pierwotna, kiedy para nigdy wcześnie, pomimo współżycia, nie posiadała dzieci i wtórna, gdy problem z zajściem w ciążę pojawia się już po urodzeniu jednego lub więcej dzieci.

- W 35 proc. przypadków przyczyn niepłodności należy szukać po stronie mężczyzny - wyjaśnia dr Wojciech Pabian.

- Dlatego tak ważne jest, by partnerce udało się namówić go na badanie nasienia, które jest całkowicie nieinwazyjne - podkreśla. Dopiero później, gdy okaże się, że plemniki są prawidłowe, czyli zdolne do zapłodnienia, badaniom poddaje się kobietę.

Zanim rozpocznie sie leczenie, należy przeprowadzić szczegółowy wywiad z pacjentką - określić czas trwania niepłodności, wiek biologiczny kobiety (poziom FSH - hormon folikulotropowy, im jego poziom jest wyższy, tym mniejsza zdolność do owulacji).

Lekarz pyta także o przebyte zabiegi operacyjne, które mogą być przyczyną zrostów i niedrożności jajowodów. Oprócz badania ginekologicznego, wykonuje się także USG dopochwowe, cytologię i laparoskopię. U ok. 35 proc. kobiet z zaburzeniami płodności stwierdza się zmiany w obrębie narządów miednicy małej, 15 proc. cierpi na zaburzenia owulacji.

Niedrożność jajowodów może być spowodowana stanem zapalnym, np. po zastosowaniu wkładki domacicznej, wcześniejszym wystąpieniem ciąży pozamacicznej lub uszkodzeniem fałdów błony śluzowej.

U mężczyzn mierzy się liczebność plemników, bada się również ilość przerwań łańcucha DNA. Gdy dotyczy ona 16-30 proc. plemników mówimy o obniżonej płodności, przy więcej niż 30 proc. brak jest żywych urodzeń.

Niepłodność męska może dotyczyć zaburzeń hormonalnych, nieprawidłowości w obrębie jąder lub dróg wyprowadzających nasienie (wówczas stosuje się leczenie operacyjne).

U 14-15 proc. niepłodnych par przyczyną niepłodności są przeciwciała przeciwplemnikowe. Mogą występować u obojga partnerów - są obecne w nasieniu, śluzie szyjkowym, surowicy i powodują nieprawidłowe "działanie" plemników - zlepianie się lub niemożność przenikania przez śluz szyjkowy.

Oszukać naturę

Gdy plemniki nie są wystarczająco ruchliwe, by doszło do zapłodnienia podczas stosunku, stosuje się tzw. inseminację domaciczną, czyli wprowadza się je bezpośrednio do ujścia macicy. Przy niedrożności jajowodów, cyklach bezowulacyjnych lub tzw. endometriozie (choroba polegająca na przedostawaniu się fragmentów błony śluzowej macicy do jamy brzusznej i wywoływaniu stanów zapalnych, guzków i zrostów), zaleca się zapłodnienie pozaustrojowe.

W najlepszych polskich klinikach, sukcesem kończy się ok 45-50 proc. zabiegów in vitro, na świecie wskaźnik ten wynosi średnio 26-27 proc.

Przed rozpoczęciem leczenia, wymagana jest pisemna zgoda pacjentki.

Można "oszukać naturę", stosując stymulację jajników przed pobraniem komórki jajowej m. in. hormonem FSH.

- W niektórych krajach liczba zarodków, które mogą powstać w wyniku zapłodnienia in vitro jest ściśle określona. W Polsce nie ma takich przepisów, dlatego nadliczbowe zarodki są zamrażane w ciekłym azocie - wyjaśnia dr Wojciech Pabian.

Ponieważ wszczepia się więcej niż jeden zarodek, "skutkiem" in vitro są bardzo często ciąże mnogie.

- W wielu klinikach leczenia niepłodności na specjalnej ścianie rodzice wieszają zdjęcia dzieci, które przyszły na świat w wyniku sztucznego zapłodnienia. To dzieci, których by nie było, gdyby nie coraz nowocześniejsze metody leczenia - podkreśla dr Wojciech Pabian.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: procent | niepłodność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy