Reklama

Dzieciństwo krótsze o rok

Jak wygląda pierwszy dzień nauki w szkole podstawowej? Od pokoleń prawie tak samo. Tłum ubranych odświętnie dzieci, obok grupa dumnych rodziców, potem pierwsze spotkanie z wychowawcą i nowymi kolegami... Ile z tego później pamiętamy? Niewiele, a dzisiejsze maluchy mają szansę pamiętać jeszcze mniej. Bo trafią w szkolne mury nie jako siedmio, ale sześciolatki.

Najlepiej znają dzieci

Obecnie obowiązkowa edukacja rozpoczyna się, gdy dziecko skończy siedem lat i trwa do osiemnastego roku życia. Dzieci sześcioletnie mogą podjąć naukę w wyjątkowych sytuacjach. Np. gdy potencjalny pierwszoklasista ma o rok młodszego brata - wówczas rodzice mogą nalegać na to, by rodzeństwo wspólnie poszło do szkoły. Dziecko może jednak rozpocząć naukę pod warunkiem, że rok wcześniej przejdzie obowiązkowe przygotowanie przedszkolne.

Reklama

Takie zasady będą obowiązywać jeszcze w przyszłym roku szkolnym. Ale za trzy lata, decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej, rozpoczęcie nauki w wieku sześciu lat stanie się już obowiązkowe.

- Nauka w pierwszych klasach podstawówki będzie bardziej zbliżona do metod pracy z dziećmi w przedszkolach, czyli będzie to nauka poprzez zabawę - obiecuje MEN.

W krajach europejskich wiek rozpoczęcia przez dziecko edukacji jest bardzo różny. W Luksemburgu maluchy idą do szkoły najwcześniej, bo już w wieku 4 lat, w wieku 5 lat: na Cyprze, w Holandii i w Wielkiej Brytanii. Reforma edukacji wprowadzi u nas standard, który od lat obowiązuje w szkołach podstawowych m. in. na Węgrzech, w Austrii, Belgii, Francji, Hiszpanii, Irlandii, Islandii, na Litwie, w Niemczech, Czechach, na Słowacji i we Włoszech.

W Bułgarii, Danii, Estonii, Finlandii, Łotwie, Rumunii i w Szwecji obowiązek rozpoczęcia nauki dotyczy dzieci siedmioletnich.

Wśród najważniejszych przesłanek, przemawiających za obniżeniem wieku obowiązku szkolnego, ministerstwo zwraca uwagę na wyrównywanie szans edukacyjnych, podnoszenie jakości kształcenia i upowszechnienie edukacji przedszkolnej. Ale są też inne, bardziej konkretne korzyści. Przez kilkanaście lat będzie funkcjonować w systemie edukacji jeden rocznik dzieci więcej, co przełoży się na więcej miejsc pracy dla nauczycieli. Warto jednak podkreślić, że obniżenie wieku szkolnego nie oznacza wydłużenia nauki o rok.

- Naukę w szkole będą kończyć osoby o rok młodsze. Czyli maturę młodzież będzie zdawać w wieku 18 lat, a nie, tak jak obecnie, w wieku 19 lat - informuje szefowa resortu, Katarzyna Hall. Tym samym, absolwenci szkół zaczną rok szybciej niż obecnie wchodzić na rynek pracy.

Eksperci pracują, a rodzice swoje

W tej chwili zespoły eksperckie powołane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej pracują nad zmianami w podstawie programowej i dostosowaniem jej do wieku uczniów. Już w kwietniu poznamy szczegółowe założenia projektu o zmianie ustawy o systemie oświaty. Dwa miesiące później powstanie projekt podstawy programowej dla całego kształcenia ogólnego. O tym, jak w praktyce będzie przebiegał proces obniżania wieku szkolnego, dowiemy się do września 2008. Ale wdrożenie wszystkich zmian ma potrwać 6 lat.

Dyskusje nad reformą edukacji obniżającą wiek szkolny trwają od kilku lat. Dowodem na to mogą być wyniki badań przeprowadzonych w 2001 roku przez Uniwersytet Zielonogórski. Ponad 80 proc. rodziców przedszkolaków stwierdziło wówczas, że nie zgadzają się, by ich sześcioletnie dzieci rozpoczęły naukę. Argumentowali, że nie mają zamiaru skracać maluchom dzieciństwa, a poza tym - dzieci są za mało dojrzałe, aby podołać szkolnym obowiązkom i dyscyplinie. Minusy dostrzegali też w fakcie, że lekcje w klasach pierwszych kończą się wcześnie, co jest nieporównywalne z opieką przedszkolną, która trwa nawet 8-9 godzin. A przecież większość rodziców pracuje do późna...

Zwolennicy ewentualnej reformy (14 proc. z 1.6 tys. ankietowanych) uzasadniali swoją odpowiedź między innymi tym, że obecnie dzieci szybciej się rozwijają. Dostrzegli też edukacyjną szansę: sześciolatek szybciej przyswoi pewne wiadomości i umiejętności, np. opanuje czytanie i pisanie. 70 proc. rodziców zwróciło jednak uwagę na to, że - póki co - szkoły nie spełniają warunków odpowiednich do edukacji małych dzieci. Zanim maluchy zasiądą w ławkach, należałoby pomyśleć o bezpieczeństwie uczniów, szczególnie podczas przerw. Dlatego dla najmłodszych powinno zostać wydzielone osobne skrzydło lub piętro szkoły. Nauka powinna bardziej przypominać zabawę, a ławki, szafki na książki i pomoce szkolne i wystrój klas muszą zachęcać małych odkrywców do zdobywania wiedzy - argumentowali badani.

Podpowiedzi dla nauczycieli

Po raz pierwszy badania gotowości szkolnej dzieci sześcioletnich na dużą skalę odbyły się w Polsce w 2006 roku. Równolegle realizowano wtedy dwa projekty badawcze - w Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach i w Centrum Metodycznym Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej w Warszawie. Projekty sfinansowano ze środków Unii Europejskiej i MEN.

Zespół badawczy Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach przebadał łącznie w dwóch etapach 70 tys. dzieci sześcioletnich (18 proc. populacji ), a zespół CMPPP - 4 tys. przyszłych uczniów. Efektem badań były ogólnopolskie raporty "Sześciolatki w Polsce" (zespół AŚ w Kielcach) oraz " Doradca Nauczyciela Sześciolatków" (zespół CMPP w Warszawie). Na podstawie analizy tych badań opracowano Skalę Gotowości Szkolnej i udostępniono ją nauczycielom. Wyniki badań też pozwoliły na sformułowanie wskazówek dla nich i zaprojektowanie scenariuszy zabaw edukacyjnych. Autorzy badań podkreślają, że w pracy z sześciolatkiem najważniejsze jest zaspokajanie i budzenie ciekawości dziecka, a także możliwość powiązania nowych wiadomości z tymi, które są już maluchowi znane. Aby sześciolatek chciał się uczyć, musi czerpać poczucie własnej wartości z tego, że jest samodzielny i tworzy część zespołu.

Rekomendowaną formą pracy jest zabawa w grupie, pod warunkiem, że towarzyszy jej "zaangażowanie, radość i współdziałanie". Zabawy z wykorzystaniem historyjek obrazkowych i różnych sytuacji społecznych poprawiają spójność i komunikatywność wypowiedzi dzieci, uczą chronologicznego przedstawiania przebiegu zdarzeń, ujmowania związków przyczynowo-skutkowych i wzbogacają słownictwo.

Jak sprawdzić, czy sobie poradzi?

Arkusz obserwacji Skali Gotowości Szkolnej składa się z kilkudziesięciu pytań, podzielonych na pięć części. W pierwszej, nauczyciel zwraca uwagę na zachowania i umiejętności związane z poznawczą aktywnością dziecka. Sprawdza m.in., czy sześciolatek rozróżnia kierunki, dni tygodnia, pory roku (i związane z nimi zjawiska), czy potrafi opowiedzieć o tym, co już umie, porównać obrazki, które różnią się pewnymi szczegółami, a także - czy potrafi przewidzieć zachowania innych dzieci. Obserwuje także, czy dziecko uważnie słucha i czy łatwo się rozprasza. Druga część obserwacji dotyczy zachowania w grupie i umiejętności społecznych. W arkuszu pojawiają się pytania m.in. o to, czy sześciolatek wywołuje konflikty, czy jest nastawiony "pokojowo" do rówieśników, czy pomaga innym, staje w ich obronie, ale także o to, czy lubi zajęcia sportowe.

Kolejne pytania pozwalają ocenić samodzielność - od ubierania się, wiązania butów, poprzez wytrwałość w podejmowaniu samodzielnych prób jakiejś czynności. Nauczyciel sprawdza, jak często maluch prosi o pomoc dorosłych, czy naśladuje inne dzieci, a także - czy unika sytuacji, w których musi radzić sobie samodzielnie. Następnie ocenia aktywność dziecka podczas wykonywania przedszkolnych zadań. Ostatnia część arkusza pozwala stwierdzić, czy dziecko jest przygotowane do rozpoczęcia nauki czytania, pisania i matematyki, czy potrafi m. in. dzielić wyraz na sylaby, czy podejmuje próby samodzielnego czytania, rysuje szlaczki, które przypominają literki, liczy w pamięci w zakresie stu, zna liczebniki porządkowe, a nawet, czy... lubi układać puzzle.

Odpowiadając na każde z pytań, nauczyciel ma do wyboru cztery odpowiedzi: "tak", "raczej tak", "raczej nie", "nie".

Nie tylko zdaniem rodziców...

Jak każda reforma edukacji, także ta - obniżająca wiek szkolny - budzi kontrowersje dorosłych.

- Uważam, że moje dzieciństwo było stratą czasu - przyznaje Paweł Stankiewicz z Krakowa, ojciec 2,5 rocznego Dominika. - Z drugiej zaś strony rozumiem, że dzieci w tym wieku są na różnym etapie rozwoju i niektórym z nich mogłoby być w szkole bardzo trudno. Dlatego wydaje mi się, że start powinien być bardzo łagodny - więcej zabaw edukacyjnych, mniejsze grupy, mniej godzin nauki dziennie - sugeruje.

- Reformę i przyspieszenie wieku szkolnego uważam za kompletny absurd! Moje 6 letnie dziecko emocjonalnie nie jest gotowe na podjęcie obowiązków szkolnych - uważa Sylwia Pachota-Rura z Bochni, mama prawie sześcioletniej Kasi.

Kasia uczęszcza do "mieszanej", przedszkolnej grupy pięcio- i sześciolatków.

- W trakcie zajęć widać, jak młodsze dzieci nie potrafią skupić uwagi na zajęciach dłużej niż przez kilkadziesiąt minut. Takie maluszki wolą się pobawić, pobiegać - ciągły ruch jest ich najmocniejszą stroną. Nie wyobrażam sobie, by moja córka miała usiąść w ławce o godzinie ósmej rano i mieć zajęcia do godziny jedenastej, z kilkoma krótkimi przerwami - argumentuje Sylwia.

- Owszem wszystko można wdrożyć, ale najpierw należy dokładnie przeanalizować skutki. Położyć na szalach za i przeciw, dokonać symulacji. Obawiam się, że zostanie zastosowany znany mechanizm - mianowicie zlecenie przez resort edukacji kilku ekspertyz. Wykonają je z pewnością znani psycholodzy "z tytułami". Będą to jednak ekspertyzy pod określone potrzeby - uważa Mirosław Bar dyrektor Szkoły Podstawowej nr 15 w Przemyślu.

- Jestem przekonany, że zostaną uwzględnione czynniki rozwojowe, konieczność zmiany programów nauczania, być może ktoś pomyśli nawet o szkoleniu nauczycieli... - wylicza.

Jego zdaniem, należałoby jednak reformować przede wszystkim dydaktykę, bo zmian strukturalnych w ostatnich latach było pod dostatkiem.

Joanna Dolna

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy