Reklama

Komuna jak rodzina

30-letni Smaku, pracownik agencji reklamowej mówi z ożywieniem: "Zamieszkałem w komunie". Nie kryję zaskoczenia i jak wszyscy mam z komuną jednoznaczne skojarzenia. Zamiast wieści o ślubie, dzieciach, kredytach, urządzaniu domu lub planowanej podróży dookoła świata - "drugs, sex and rock and roll"?

- Zwariowałeś? - dopytuję z niedowierzaniem. - Na starość zachciało ci się być "dzieckiem kwiatem"?

- Nie jesteśmy współczesnymi hipisami ani żadnymi rozbitkami życiowymi - śmieje się Smaku, po czym wyjaśnia: mamy swoje mieszkania, pracę, wysokie dochody, a zdecydowaliśmy się zamieszkać razem z własnego wyboru, a nie życiowej konieczności.

Reklama

Wspólnota grzecznych ludzi

Przytulny, nieduży dom przy spokojnej uliczce. Siatka otoczona matami, które tworzą złudzenie drewnianego parkanu. Ogródek z rabatkami zrobionymi przez dziewczyny, wokół zielona trawka. Czworo warszawiaków, pracujących w prestiżowych zawodach, zdecydowało się razem zamieszkać w tym miejscu. Choć w ich komunie każdy ma swój pokój, dzielą wspólną przestrzeń: kuchnię, łazienkę i nocne Polaków rozmowy. Nie robią tego z przymusu, raczej ze znużenia anonimowością życia w pojedynkę.

Poznaję mieszkańców "Villi Marysi", bo tak nazwali swoją siedzibę: stary dom z ogrodem na Marysinie Wawerskim. Karolina, drobna brunetka w okularach, pracuje w agencji PR. Magda, długowłosa blondynka i wysoki blondyn Ciesiu pracują w marketingu, organizują eventy. Czwarty jest Smaku, energiczny, uśmiechnięty blondyn w okularach.

Pomysł na życie w komunie narodził się podczas imprezy. - Spotkały się bratnie dusze i zaczęły się rozmowy o życiu, przyszłości - wspomina Karolina. - Rozmawialiśmy o tym, że fajnie byłoby zrobić coś niepowtarzalnego. Chcieliśmy pojechać w podróż dokoła świata, ale wtedy Ciesiek rzucił pomysł zamieszkania w komunie - dorzuca Smaku. Mieli dość chodzenia do knajp, woleli posiedzieć na trawce we własnym ogródku. Poza tym byli singlami. Ciesiowi rozpadł się wieloletni związek, Karolina też rozstała się z chłopakiem, Tomek mieszkał sam w kawalerce i miał dosyć dotychczasowego życia. Niby niczego im nie brakowało, ale nie czuli się dobrze w swych mieszkaniach.

Potrzeba zmiany zwiększyła się po trzydziestce, którą niedawno obchodzili. - Zmęczyła mnie rutyna życia. Ciężka, stresująca praca w tygodniu, dom traktowany jak hotel i powroty do pustego mieszkania - kontynuuje Smaku. - Więc stworzyliśmy sobie substytut rodziny.

Problem zielonego dywanika

Lokal znalazł Smaku. Od razu przypadł im do gustu stary dom ze strychem i kawałkiem ziemi w Wawrze za przystępną cenę. Najpierw zamieszkali w trójkę: Smaku, Ciesiu i Karolina, bo znali się od dawna, razem studiowali na warszawskiej SGH i jeździli na wakacje. Magda doszła jako ostatnia z castingu. Jak na filmach najpierw rozesłali wici wśród znajomych, że potrzebna jest jeszcze jedna osoba. - Ostatecznie na imprezie wybraliśmy Magdę - śmieje się Smaku.

Wbrew przewidywaniom, to znajomi, a nie rodzina, podeszli z powątpiewaniem do takiego pomysłu na życie. - Szybko się tam skłócicie - przewidywała tylko mama Karoliny. Rodzice Smaka podeszli pozytywnie do sprawy. Rodzice Ciesia też nie mieli z komuną problemu.

Jak wygląda ich życie? Dzielą łazienkę, kuchnię, ogród, wieczory przy lampce wina, gorsze dni w pracy, spadki nastrojów, uczuciowe rozczarowania. Smaku często zmywa, Ciesiu odpowiada za szambo, dziewczyny lubią robić posiłki. Jedzenie kupują oddzielnie, chyba że są wspólne imprezy i konieczne wydatki, np. na środki czystości. Życie pomaga im zorganizować instytucja "tablicy ogłoszeń" i "magicznej szuflady". Na tablicy wywieszają ogłoszenia i zostawiają liściki, do szuflady wnoszą swój wkład finansowy na wspólne potrzeby. Od czasu do czasu sprawdzają bilans, kto powinien zasilić wspólny budżet.

Starają się unikać konfliktów, więc ewentualne punkty zapalne wyjaśniane są wcześniej na zebraniach, które zwołuje Smaku. - Ostatnio była to kwestia niedeptania butami zielonego dywanika w łazience - śmieje się Magda. Na korzystanie z łazienki obowiązuje grafik, bo rano o podobnej porze wychodzą do pracy.

Jak długo zamierzają tak żyć? Zaplanowali wstępnie, że pomieszkają tak pół roku, ale być może komuna w "Villi Marysi" potrwa dłużej. Zastanawiają się, jak będzie z ogrzewaniem starego domu i czy koszty utrzymania nie wzrosną drastycznie. Na razie są przekonani, że komuna się sprawdziła.

Plusy życia razem? - Ciągle coś się w naszym życiu dzieje. To nas kręci, stymuluje - mówi Karolina. - Nie nakręcam się swoimi myślami - twierdzi Smaku. A minusy? - Trochę daleko do centrum. Gdy mamy np. wypić piwko, to później trudno jest wrócić, więc często wolimy zostać w domu. To wymusza inny styl życia, rzadziej chodzimy do kina i knajp - uważa Ciesiu. - Za to zawsze ktoś jest w domu - odpowiada z entuzjazmem Magda.

Jepiszony z "Villi Marysi"

Czy komuna to dobry pomysł na życie po trzydziestce? Czy Smaku i jego przyjaciele to "krótkodystansowcy", którym nie udaje się dorosnąć, osiąść gdzieś na stałe i zmieścić w tradycyjnym modelu typu "kariera - dom - małżeństwo - dzieci"? Być może mieszkańcy "Villi Marysi" należą po prostu do grupy demograficznej określanej mianem yeppies (young experimenting perfection-seekers, czyli młodzi eksperymentujący poszukiwacze doskonałości). W przeciwieństwie do japiszonów, życiowym celem jepiszonów nie jest kolekcjonowanie dóbr materialnych, ale tylu doświadczeń, ile jest możliwe. To pokolenie nazywane jest w Wielkiej Brytanii generacją eBay, "life-shoppers", czasem przypisuje się im syndrom Piotrusia Pana i kryzys "ćwierć-życia".

Mieszkańcy "Villi Marysi" nie wykluczają takiej interpretacji. - Jesteśmy nowym pokoleniem. Nie poddajemy się trendom, my je tworzymy - śmieje się Ciesiu.

NAUKA DAJE SZKOŁĘ

Psycholog Tatiana Ostaszewska-Mosak nie sądzi, żeby w naszym społeczeństwie życie w komunach stało się powszechną modą. Przynajmniej jeszcze nie przez najbliższych kilka lat. - Chociaż warunki ekonomiczne będą tej tendencji sprzyjać. Utrzymanie jest ciągle bardzo drogie, łatwiej więc funkcjonować wspólnie, dzieląc się obowiązkami, obciążeniami finansowymi oraz takimi prozaicznymi czynnościami jak zakupy, gotowanie, użeranie się z urzędami - mówi psycholog. - Wtedy jest po prostu łatwiej. "Komuna" może też być dla wielu osób sposobem na przyzwyczajanie się do partnerskiego podziału obowiązków i przyjemności w związku.

UWAGA NA PIOTRUSIA PANA!

Kryzys "ćwierć-życia" nasila poczucie osamotnienia i potrzebę bycia we wspólnocie - komentuje psycholog Krystyna Kmiecik-Baran. - Część osób radzi sobie ze swoją samotnością pozostając w domu rodzinnym, w którym rodzice dbają o wygody i dobre jedzenie, przedłużając sobie młodzieńcze lata bez ryzyka życia oddzielnie. Natomiast inni próbują zamieszkać z obcymi ludźmi, z którymi można porozmawiać, zrobić wspólny obiad, wypić kawę.

JEPISZONI - NOWE POKOLENIE WEDŁUG BRYTYJCZYKÓW

Jako pierwsi zjawiskiem yeppies zajęli się socjologowie z The Social Issues Research Centre (SIRC) w Wielkiej Brytanii. Pod lupą SIRC znalazła się grupa nazwana "eBay generation". Naukowcy analizowali nie tylko "kryzys ćwierć-życia" ("quarter-life crisis") i związane z nim zjawiska, ale też przyszłość tego pokolenia. SIRC przeprowadziła badania stylu życia młodych ludzi: od imprez i picia alkoholu, przez flirtowanie, po ryzykowanie i oszczędzanie. Analizowano też ich myśli, plany, nadzieje i obawy. Zdaniem socjologów yeppies to "life shoppers", czyli ludzie, którzy w poszukiwaniu wymarzonej egzystencji robią "przegląd" stylu życia, związków i zajęć, jakie mogłyby im odpowiadać. Odkładają na bok dorosłe decyzje i zobowiązania do czasu, gdy wyczerpią wszystkie możliwości.

Joanna Rokicka, kis

Tekst pochodzi z magazynu

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: psycholog | kryzys | rodzice | mieszkanie | komunie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy