Reklama

O urokach bycia mamą

Chcę być fajną mamą dla mojego dziecka. Taką, z którą będzie mogło zawsze porozmawiać, która będzie na czasie i będzie rozumiała jego potrzeby - wyznaje znana dziennikarka Beata Chmielowska - Olech.

Widać, że macierzyństwo bardzo Pani służy?

Beata Chmielowska - Olech: Jestem chyba przykładem tego, że zajmując się dzieckiem można szybko wrócić do formy i wcale nie jest to takie bardzo trudne. Jak wiadomo, z dzieckiem wiąże się dużo pracy, ale ciekawej i dającej dużo radości. Nie rozpatruję tego w charakterze obciążenia tylko czegoś przyjemnego.

Nawet jeśli się Pani nie wysypia?

(śmiech) Kiedy Bruno nie chce w nocy spać, pewnie że czuję się bezradna i bezsilna, a kolejnego dnia jestem wykończona, ale takie są uroki bycia mamą. To wszystko jest przejściowe, a czas tak szybko mija, że nie ma sensu koncentrować się na tych gorszych chwilach. Dziecko bardzo szybko się zmienia, każdego dnia zaskakuje mnie czymś nowym.

Reklama

Ile miesięcy ma Pani synek?

Jest już prawdziwym kawalerem (śmiech), który uwielbia być noszony na rękach. Bardzo interesuje się światem dlatego lubi go oglądać z różnej perspektywy.

Trzydziestka to dobry wiek na macierzyństwo?

Moim zdaniem najlepszy. Chcę być fajną mamą dla mojego dziecka.Taką, z którą będzie mógł zawsze porozmawiać, która będzie na czasie i będzie rozumiała jego potrzeby.

A kto zajmuje się Brunem, kiedy pani jest w pracy?

Moja mama, a jeśli nie może, wtedy niania.

Jak długą miała Pani przerwę w pracy?

W sumie cztery miesiące. Przestałam pracować miesiąc przed rozwiązaniem, a wróciłam kiedy Bruno miał trzy miesiące.

Mówi się, że dziennikarzom wyjątkowo trudno jest zbudować rodzinę. Pani jest zaprzeczeniem tej teorii.

Wydaje mi się, że trudności o których mówimy dotyczą nie tyle wykonywanego zawodu, co czasów w jakich żyjemy. Dominuje pracoholizm i pogoń za pieniądzem. Myślę, że właśnie dlatego tak trudno jest tworzyć więzi. Bardzo ważni są też ludzie, z którymi żyjemy i którzy nas otaczają.

Jest Pani pracoholiczką?

Nie, chociaż zajmując się dzieckiem czasami zerkam do gazet. Wynika to jednak bardziej z ciekawości świata, niż z chęci znalezienia newsa.

Sama jest Pani jedynaczką, ale czy także rozpieszczoną księżniczką?

Trochę tak (śmiech). Rodzice traktowali mnie jak księżniczkę, a ja chciałem mieć czarodziejską różdżkę i wyczarowywać rzeczy, o których marzyłam (śmiech). Wydaje mi się, że dziewczynkom potrzebne jest takie " traktowanie". W dzieciństwie otrzymywane bezpieczeństwo sprawia, że potem w dorosłym życiu potrafimy być bardziej asertywne. Potrafimy o siebie zadbać i dać sobie chwilę przyjemności. Oczywiście wszystko na miarę możliwości, ale ważne jest to, jak spędzamy dzieciństwo bo to nas uzbraja.

Uśmiech to Pani znak rozpoznawczy?

To przede wszystkim moja fizjonomia. Do tego uważam, że po prostu warto się śmiać.

I to właśnie uśmiech jest lekiem na cale zło?

Na całe nie, ale pomaga w życiu. Czasami nie pozostaje nam nic innego, jak śmiać się z tego, co nas otacza i co się dzieje dookoła.

Jest Pani szczęśliwą mamą i mężatką, ale dlaczego nie nosi Pani obrączki?

Nosze, ale dzisiaj zaspałam i zapomniałam o niej. Każdego dnia po powrocie do domu zdejmuję ją i chowam do szkatułki. Nauczyło mnie tego przykre doświadczenie, gdy kiedyś na lotnisku w toalecie zdjęłam pierścionek by umyć ręce i o nim zapomniałam. Nie chciałabym w taki sam sposób zgubić obrączki!

Był to pierścionek zaręczynowy?

(śmiech) Na szczęście nie!

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: macierzyństwo | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy