Sztuczki producentów żywności, czyli jak kupujemy mniej za więcej

Chcemy kupować produkty tanie i dobre, ale ich wytwórcy liczą bardziej na zysk. Niestety, o nasze portfele walczą nie zawsze jakością. W połowie puste opakowanie czy nagła zmiana gramatury to tylko drobne przykłady z całego arsenału manipulacji. Warto znać je wszystkie, aby nie dać się nabrać.

W czasie zakupów łatwo stracić głowę i dać się nabrać
W czasie zakupów łatwo stracić głowę i dać się nabrać123RF/PICSEL

W mniejszych sklepach znajdziemy od kilkuset do kilku tysięcy różnych towarów. W marketach wielkopowierzchniowych produktów jest nawet kilkanaście tysięcy. Równocześnie klienci dzielą się na tych, którzy pozostają wierni ulubionym markom i zawsze kupują to samo oraz poszukiwaczy promocji sugerujących się przede wszystkim najniższą ceną.

Producenci mają więc szerokie pole do popisu i chętnie z tego korzystają. Czasami w wyjątkowo podstępny sposób, bo stawką są sumienia oraz portfele kupujących. Wybierając asortyment, który ostatecznie trafia do naszego koszyka, musimy mieć oczy dookoła głowy. W przeciwnym razie dostaniemy mniej, płacąc więcej.

Stosowane przez nich sztuczki bywają mało wymyślne, ale bardzo skuteczne, choć zdarzają się też wyjątkowo podstępne zagrania. Każdy świadomy konsument powinien zdawać sobie z nich sprawę, żeby nie być stratnym.

Już nie tylko reklama, kolorowe opakowanie czy umiejscowienie na sklepowej półce mają nas przekonać do konkretnej rzeczy. Bywa i tak, że producenci nadwyrężają zaufanie także wiernych klientów, zmieniając reguły w trakcie gry. Przykładów nie brakuje, a tylko od nas zależy, czy w porę się zorientujemy. Na co szczególnie uważać?

Wersja light

Zamiennie slim lub fit. Wydaje się, że to jasny komunikat wskazujący produkt nie tylko mniej kaloryczny, ale też zwyczajnie zdrowszy. Domyślnie uznajemy, że jest pozbawiony cukru, konserwantów, barwników i innych mało pożądanych w ostatnich czasach substancji. W rzeczywistości może być dosłownie nafaszerowany sztucznymi słodzikami czy zagęstnikami, a te ze zdrowiem mają mało wspólnego.

Bez konserwantów

Obawiamy się ich i często bardzo słusznie, ale nie warto podążać ślepo za podobną etykietą. Brak sztucznych dodatków należy docenić, jednak w ostatecznym rozrachunku nie musi wyjść nam to na zdrowie. Produkty tego typu bardzo często mają w sobie mnóstwo soli czy cukru. Chcemy być fit i eko, ale znowu dajemy się nabrać.

Downsizing

Zjawisko, które robi w ostatnich latach furorę, ale raczej nie ma dobrej prasy. Na szczęście jesteśmy coraz bardziej świadomi, a podobne praktyki nie uchodzą producentom na sucho. Przynajmniej na chwilę, bo w ostatecznym rozrachunku i tak niewiele możemy. O co chodzi? Najlepszym przykładem jest czekolada ulubionej marki, której gramatura wynosiła zazwyczaj 100 gramów. Pewnego dnia producent zmniejsza ją jednak do 90 lub nawet 80, nie zmieniając ceny i nie informując o tym klientów. To downsizing w praktyce, który jest dziś powszechnie stosowany.

100%

Bez wątpienia jest to ulubiona liczba producentów. Oznacza coś pełnowartościowego, bo widujemy ją na opakowaniach np. dżemów owocowych, które mają być pozbawione sztucznych zagęstników. Lepiej jednak dobrze się przyjrzeć, bo czasami tuż pod nią widnieje dopisek w stylu "natury" albo "smaku". Tylko co to oznacza? Zupełnie nic. Mamy do czynienia z pustym sloganem, który ma się dobrze kojarzyć.

Odniesienie do tradycji

Lubimy i ufamy produktom, które wzbudzają nasz sentyment. Wytwórcy doskonale zdają sobie z tego sprawę, na co najlepszym dowodem są określenia typu wiejski, tradycyjny, babciny, domowy, staropolski, jak u mamy czy chłopski na opakowaniu. Kojarzą się pozytywnie, ale zazwyczaj niewiele znaczą. W końcu babcia nie dodawała do domowego majonezu konserwantów, a produkt nafaszerowany chemią raczej nie ma nic wspólnego z ekologiczną wsią.

Jakie inne triki stosują producenci?

***Zobacz także***

Termin ważności w praktyce. Jeść czy nie jeść?Interia.tv
Czasami dopiero w domu okazuje się, że daliśmy się nabrać
Czasami dopiero w domu okazuje się, że daliśmy się nabrać123RF/PICSEL

Złudzenie optyczne

Projektowanie opakowań to naprawdę sztuka. Nie chodzi wyłącznie o kształt czy kolorystykę, które mają nas zachęcić do zakupu. Liczy się także sprytna konstrukcja, dzięki której w środku jest mniej produktu, a nam wydaje się, że jednak więcej. Najczęściej oznacza to wklęsłe opakowanie, czyli wolną przestrzeń w słoiku czy plastikowym pudełku, która dodaje objętości kosztem zawartości. Dobrym przykładem są też nadmuchane do granic możliwości paczki chipsów czy cukierków, gdzie powietrza jest dwa razy więcej od przekąski. Wbrew pozorom, nie chodzi wyłącznie o zabezpieczenie tego, co w środku.

Bez cukru

Z jednej strony należy się cieszyć, że jesteśmy coraz bardziej świadomi negatywnego wpływu cukru na cały organizm. Rzeczywiście powinniśmy ograniczać jego spożycie, ale najlepiej z głową. Tymczasem niektóre produkty wręcz krzyczą na opakowaniach, że są od niego wolne, ale na liście składników czeka nas niemiłe zaskoczenie. Pełno tam słodzików, fruktozy, agawy, syropu klonowego czy miodu. Dla niektórych lepiej, ale to wciąż cukier i puste kalorie.

Propozycja podania

Zazwyczaj hasło to wypisane jest tak małym drukiem, że bez lupy nawet nie zdajemy sobie sprawy z jego istnienia. Pojawia się jednak na wielu dobrach spożywczych i zazwyczaj ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Chodzi o mocno podkolorowane zdjęcia ilustracyjne, które mają zdradzić nam zawartość opakowania. Po otwarciu okazuje się jednak, że rzeczywistość i dzieło grafików to dwa zupełnie różne światy. W końcu chodzi jedynie o propozycję, a nie twarde fakty.

Zmiana składu

O raz zdobyte zaufanie należałoby dbać, ale czasami chęć zysku jest silniejsza od tego typu sentymentów. Sytuacja analogiczna do tzw. downsizingu, czyli niezapowiedzianej zmiany gramatury popularnych produktów. W tym przypadku chodzi o skład, który jeszcze do niedawna był krótki, prosty i naturalny, a nagle pojawia się w nim mnóstwo podejrzanych zapychaczy. Wszystko wygląda jak dawniej, ale spożywamy już coś zupełnie innego. Od czasu do czasu warto wczytać się w drobny druk.

Warto wczytać się w drobny druk na opakowaniu i robić to regularnie
Warto wczytać się w drobny druk na opakowaniu i robić to regularniearchiwum prywatne

Opakowanie rodzinne

Wygląda na ogromne, a na dodatek jednoznacznie kojarzy się z rodziną, więc żal nie kupić. To na pewno świetna okazja, by zdobyć więcej za mniej – podpowiada nam mózg. I ktoś chyba go nabrał, bo zazwyczaj prosta matematyka pokazuje, że żadnej promocji nie było, a nawet zapłaciliśmy więcej. W przypadku wielopaków efekt jest zazwyczaj podobny, dlatego zachęcamy do sprawdzania ceny w przeliczeniu na gramaturę. W ten sposób łatwo wykryjemy podstęp.

Pozorny wybór

O tym zjawisku rzadko się mówi, a jest przecież bardzo powszechne. Chodzi o sytuację, gdy na jednej półce znajdujemy produkty tego samego wytwórcy, ale w różnej wielkości opakowaniach. Dobrym przykładem jest ketchup – zazwyczaj obok siebie widzimy butelkę średnią i bardzo dużą. Gramatura różni się dwukrotnie, a cena jest do siebie zbliżona. Efekt? Zazwyczaj włożymy do koszyka większą, bo przecież się opłaca. I właśnie o to chodziło producentowi.

Główny składnik

Ekskluzywny produkt wymaga ekskluzywnego składu, na co najlepszym przykładem są np. smaki dżemów. Zwykłych truskawkowych na półkach jest mnóstwo, ale z liczi czy granatem znacznie mniej. Nic więc dziwnego, że na opakowaniu znajdziemy informację na ten temat. Podaną w taki sposób, aby egzotyczny składnik wydawał się tym najważniejszym. Na etykiecie dominuje wspomniane liczi, a w składzie jest go np. 0,5 procent. Kłamstwo? Raczej tani chwyt, który na wielu działa.

Na co jeszcze warto uważać?

***Zobacz także***

Termin ważności w praktyce. Jeść czy nie jeść?Interia.tv
Wyższy rachunek wcale nie musi oznaczać, że kupiliśmy więcej
Wyższy rachunek wcale nie musi oznaczać, że kupiliśmy więcej123RF/PICSEL

Cena za 100 gramów

Kiedyś sprawa była prosta – podstawową jednostką wagi w przypadku mięsa, ryb czy nawet owoców był kilogram. Wiedzieliśmy, czego się spodziewać i jak to przeliczyć. Coraz częściej jednak na opakowaniach podaje się wartość za 100 gramów, czyli 1/10 kilograma. Sześć złotych za paczkę ładnie wyglądającej wędliny to przecież okazja. A co powiesz, gdy okaże się, że kosztuje aż 60 zł za 1 kg? Niby to samo, ale mózg zupełnie inaczej to przyswaja.

Obniżona gramatura

W tym przypadku nie chodzi o wspomniany już downsizing, czyli zmniejszenie znanego nam produktu, który jeszcze do niedawna sprzedawany był w większej wersji. Niektóre towary nigdy nie były pełnowymiarowe, a sprzedawcy chcą tylko stworzyć takie wrażenie. Pierwszy lepszy przykład – regał w chłodni z masłem. Domyślnie kostka powinna ważyć przynajmniej 200 g. Konkurencja wizualnie wygląda podobnie, ale na opakowaniu gramów jest już tylko 180 lub nawet 150. Kusi odrobinę niższą ceną, która po przeliczeniu wcale nie jest okazyjna.

Przymiotnik bez rzeczownika

Spokojnie, to nie lekcja języka polskiego, choć w tym przypadku warto zdawać sobie sprawę z różnicy. Niektórzy producenci idą na skróty – myślowe, a my dajemy się nabrać. Wróćmy do przykładu masła, choć lepiej byłoby powiedzieć, że do produktów masłopodobnych i różnych dziwnych miksów tłuszczowych. Mają charakterystyczne dla masła opakowanie, podobną wielkość, a nazwa "maślane" czy "śmietankowe" też kojarzy się jednoznacznie. Brakuje jednak słowa klucz, czyli rzeczownika masło. To tylko niepełnowartościowy zamiennik udający oryginał.

Przez brak czujności kupujemy mniej wartościowej produkty, a płacimy więcej
Przez brak czujności kupujemy mniej wartościowej produkty, a płacimy więcej123RF/PICSEL

Przezroczyste okienko

W ten sposób pakowane są m.in. czekolady, ale także wędliny czy wędzone ryby. Dzięki niemu możemy zajrzeć do środka opakowania, by przekonać się o jego zawartości. Zazwyczaj jednak okienko jest dość małe, a po otwarciu okazuje się, że nie cały produkt wygląda tak dobrze. Wokół nie ma już tylu orzechów albo pod pięknym plastrem łososia ukryta została podejrzana sieczka.

Wielokrotne pakowanie

Wspomnieliśmy już o wklęsłych słoikach, które wyglądają na wielkie, a mają mocno ograniczoną pojemność. Albo o nadmuchanych paczkach chipsów, gdzie smażonych ziemniaków jest jak kot napłakał. To jednak nadal nie koniec pomysłowości producentów, bo ostatnio furorę robią też pudełka przypominające matrioszkę. W dużym znajdujemy znacznie mniejsze i nagle okazuje się, że to jednak nie była żadna okazja.

Przykładów jest niestety więcej, a wszystkie mają jeden cel – zwiększyć zysk. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy tego typu działania są skuteczne na dłuższą metę. Zaufanie konsumenta zdobywa się latami, ale bardzo łatwo je stracić. Nawet jeśli podobne sztuczki są z formalnego punktu widzenia dopuszczalne, to w dłuższej perspektywie mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Nie tylko dla klienta.

W czasie codziennych zakupów warto kierować się zdrowym rozsądkiem i kalkulować. Inaczej w portfelu zostanie mniej, a na stole wcale nie przybędzie.

"Szczerze o pieniądzach": Kto odpowie za wypadek w czasie pracy zdalnej?Polsat News
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas